Zbrodnia w Miłoszycach: Śledczy mówią, że jest niewinny, ale wciąż nie wypuszczono go z więzienia
Już dwa lata temu o nieprawidłowościach przy zbieraniu dowodów, które zabezpieczono dopiero tydzień po śmierci dziewczyny i o zastraszaniu świadków, mówiła mecenas rodziców Małgosi Ewa Szymecka.
ZOBACZ: W Miłoszycach trwa cisza (REPORTAŻ)
Dziś niektóre z tych przypuszczeń mogą się potwierdzić. Tomasz Komenda nadal jednak odsiaduje karę 25 lat pozbawienia wolności orzeczoną w 2003 roku. Prokuratorzy nie przesłali jeszcze wniosku do Sądu Najwyższego o ponowne rozpatrzenie jego sprawy, ale po doniesieniach medialnych sąd penitencjarny we Wrocławiu ponaglił prokuraturę krajową, by ta wystosowała wniosek o przerwę w wykonywaniu kary dla Tomasza Komendy. Dziś nie udało się zakończyć wszystkich procedur administracyjnych. Posiedzenie w tej sprawie zaplanowano na czwartek.
CZYTAJ KONIECZNIE: Zbrodnia w Miłoszycach: Spędził w więzieniu całą młodość. Po 18 latach prokuratura złoży wniosek o uniewinnienie
W połowie ubiegłego roku śledczym udało się zatrzymać Ireneusza M., którego DNA ma pasować do tego znalezionego na miejscu zbrodni w 1997 roku. Imię Irek wymieniane jest także w aktach sprawy. Jeden z pierwszych przesłuchanych świadków mówił, że podszedł do nich człowiek przedstawiający się jako Irek, rzekomy brat dziewczyny i powiedział, że zabiera ją do domu. Kolejnego dnia Małgosia już nie żyła.
Ireneusz M. był znany prokuratorom z Oławy, którzy byli zaangażowani w prowadzenie śledztwa dotyczącego Małgosi. Był karany za inne gwałty w okolicy. Do jednego z nich miało dojść zaledwie kilka miesięcy po zbrodni w Miłoszycach. Mimo to, dopiero 20 lat po śmierci dziewczyny, specjalnej grupie policjantów i prokuratorów z Wrocławia udało się na nowo zbadać sprawę i zatrzymać podejrzanego. Ireneusz M. do winy się nie przyznaje.
Jak wynika z akt sprawy, na miejscu zbrodni w Miłoszycach znaleziono DNA trzech sprawców. Jednym z nich miał być Tomasz Komenda. Wg nieoficjalnych informacji śledczy obstawiają, że morderców Małgosi mogło być dwóch, a nie trzech. Jak więc ślady Tomasza Komendy znalazły się na miejscu zbrodni? Kto zawinił skazując 23-letniego wówczas mężczyznę na tak surową karę, dlaczego śledztwo było kilka razy umarzane i czy ktoś odpowie za rażące nieprawidłowości w postępowaniu? Te pytania od kilku dniu stawiane są Prokuraturze Krajowej oraz Ministrowi Sprawiedliwości, ale odpowiedzi na razie brak.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.