Tylko w Radiu Wrocław: Rafał Fronia po powrocie z K2 [FILM Z LAWINY]
Spadające kamienie na drodze Basków, które raniły dwóch himalaistów stały się powodem zmiany trasy Narodowej Wyprawy Zimowej na K2. Ekipa idzie przez Żebro Abruzzi. Rafał Fronia z Jeleniej Góry, którego relacje w Dzienniku Wyprawy przez ostatnie tygodnie codziennie mogli państwo słuchać na naszej antenie, z powodu zranionej ręki, wrócił do domu.
- Szkoda, że jestem tutaj, a nie z chłopakami w górach, ale tak zadecydował los. My tam nie pojechaliśmy ginąć, zbierać dupę, tylko pojechaliśmy się wspinać. Seria wypadków, dwie lawiny, akurat przejechały po mnie i po moim partnerze - miałem pecha - mówi w Radiu Wrocław Rafał Fronia.
"Kiedy wspinaliśmy się, byliśmy sami, obrywa się kawałek góry wielkości połowy Śnieżki i tego w ogóle nie słychać. Jest cisza, wielka cisza i robi się nagle trochę ciemniej. Jak się podnosi głowę, okazuje się, że to nie chmura. Tak, jakby pędził na człowieka pociąg."
Film udostępniony wyłącznie Radiu Wrocław:
Jak mówi Rafał Fronia, to nie jest pora roku, o której na K2 zdarzają się lawiny:
My wszyscy byliśmy zaskoczeni tym co się działo w ścianie, czyli latającymi kamieniami, lawinami, pech chciał, że to ja oberwałem najmocniej. To jest pewna anomalia. Normalnie zimą w Karakorum nie ma lawin.
Jak czuł się Rafał Fronia po zejściu lawiny
Nie czułem ręki, nie czułem uda, nie czułem, że coś mnie boli. Kiedy odnalazłem wzrokiem gdzieś tam Piotrka, który się podnosił, widziałem że w oczach miał łzy, objął mnie i powiedział: Słuchaj, twoja ręka uratowała nam życie! No i faktycznie, gdybyśmy byli 500 metrów wyżej, raczej nie bylibyśmy w stanie tego przeżyć.
Jak mówi Rafał Fronia - kiedy schodzi lawina, towarzyszy jej cisza:
A jak Rafał Fronia ocenia szanse polskiej narodowej wyprawy na ostatni niezdobyty szczyt w Himalajach?
Jeśli ludzie będą zaaklimatyzowani i będzie okno pogodowe, szansa jest stuprocentowa. Natomiast jeśli zabraknie jakiegokolwiek czynnika, bo my nie wiemy co się zdarzy, no to szanse są zerowe. To jest dobry zespół dobrych ludzi, którzy potrafią się wspinać i oni na tę górę wejdą, tylko pod jakimś warunkiem.
Posłuchaj całej Rozmowy Dnia Radia Wrocław z Rafałem Fronią. Zapis wideo poniżej:
"Kiedy szukałem partnera, krzyczałem, ale nie słyszałem siebie. Przez tydzień nie mogłem podnieść rąk do góry. Piotrek miał dziury w kasku, jak po gradobiciu. Później te kamienie..."
"W takim momencie nie ma się czasu myśleć. W ogóle się nie myśli. Byliśmy przypięci do liny, a Piotrek się wypiął. Zaczął biec na skały, jak zrobiłem to samo, ale się nie wypiąłem. Na szczęście kilkadziesiąt metrów ode mnie był ząb skalny, dzięki czemu mogłem się schować przed lawiną. Potem się czeka, bo panuje cisza. Czeka się aż łupnie.
Adrenalina jest nieprawdopodobna. Nie czułem niczego, ani ręki, ani uda."
"Czuję się jak dezerter. Jestem tu, oni tam cały czas walczą."
Na początku lutego Rafał Fronia miał wypadek. Komunikat opublikowano wówczas na stronie Polski Himalaizm Zimowy 2016-2020 im. Artura Hajzera:
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.