Agnieszka Bielecka: Zejście Elisabeth było kluczowe dla powodzenia akcji ratunkowej [WIDEO]
Wojciech Janicki: Udało się uratować Elisabeth Revol, która bardzo pomogła ekipie ratowniczej bo gdyby nie jej wysiłek, ze schodziła z tego szczytu to pewnie byłoby bardzo źle.
Agnieszka Bielecka: Tak. Tu trzeba mieć świadomość, że rozmawiamy o bardzo trudnych warunkach atmosferycznych to po pierwsze, ale rozmawiamy również o działaniu w warunkach hipoksji czyli ograniczonego tlenu. Na tych wysokościach tego tlenu jest dużo mniej myślę, że około 5 tysięcy rozmawiamy o połowie zawartości w litrze powietrza. To powoduje, że wysiłek, który tam podejmujemy jest dużo inny. Ja sobie wyobrażam, że każdemu przeciętnemu człowiekowi wydaje się, że dwóch chłopów weźmie jedną dziewczynę i ją zaniesie kawałek to w warunkach Wrocławia nie przerasta niczyich możliwości. Natomiast w momencie w którym rozmawiamy o wysokości 6000 m. n.p.m. to zmienia wszystko. To naprawdę był kluczowy element całej akcji ratowniczej, że Elisabeth była w stanie się przemieszczać samodzielnie. To, że po pierwsze zeszła najniżej jak się dało ponad Orle Gniazdo do ekipy ratowniczej co jakby skróciło ten czas dotarcia do niej i to, że była w stanie współpracować przy zjeździe przez ścianę Kinshofera. To był ten najtrudniejszy odcinek. Myślę, że możemy dosyć bezpiecznie założyć, że pomoc ratowników dla Eli była kluczowa. Bez Denisa, Adam, Piotrka i Arka prawdopodobnie nie udałoby się jej wyjść cało z tej przygody. Znowu trzeba sobie wyobrazić, że czym innym jest przemieszczanie się z odmrożeniami, w kiepskim stanie z odwodnieniem i wychłodzeniem i być może początkiem deterioracji organizmu w terenie, który jest powyżej Orlego Gniazda gdzie można się przemieszczać, poruszać chodząc, a czym innym jest ściana, a czym innym jest ściana i Kuluar Kinshofera gdzie mamy trudności wspinaczkowe gdzie są stare poręczówki, które wymagają technik linowych, żeby się tamtędy przemieszczać. Elisabeth i Tomek wchodzili inną drogą. Ratownicy wybrali drogę Kinshofera, bo jest najszybsza, ale to, że jest najszybsza przekłada się także na stopień trudności. Prawdopodobnie Elisabeth nie byłaby sama pokonać tego odcinka. Sam fakt, że zeszła do ścianki Kinshofera, że była przytomna, że była w stanie współpracować z ratownikami to zmieniało o całe nieba tę akcję i wpłynęło w bardzo dużym stopniu na jej powodzenie.
Wysiłek chłopaków też był niezwykły i przeszedł do historii himalaizmu.
Tak zdecydowanie. Oni tę odległość na którą liczyliśmy około 16 godzin pokonali w połowę czasu. Nie wiem jak to się stało, nie wiem jak to możliwe. Ja też osobiście ciekawa jestem jak pokonali ścianę Kinshofera bo wiem, że tam nie było zimowych poręczówek, były poręczówki z jesieni i czy one były wykorzystywane czy nie, w jakim one były stanie? Żeby pokonać tę ścianę w takim tempie to trzeba albo podjąć bardzo duże ryzyko i się nie asekurować, albo tracić czas się asekurując. To jest dla mnie dużo pytań, ale to też jest opowieść chłopaków więc chciałabym poczekać aż oni będą ją w stanie sami opowiedzieć.
Ty jesteś z Adamem w kontakcie cały czas?
To jest tak, że nie chciałam się wtryniać moją obecnością. Wiadomo, że priorytetem była akcja ratownicza i kontakt między ratownikami. W związku z tym nawet nie próbowałam się z nimi kontaktować. Wczoraj przez bardzo krótki moment mieliśmy okazję wymienić kilka słów na Messengerze. Adam czuje się bardzo dobrze jest w Skardu. Jest też w bardzo dobrym takim psychicznym nastroju.
Chciałem zapytać właśnie o tę stronę psychiczną. Umówmy się jedna osoba została uratowana, ale druga została na górze. Też trzeba sobie z tym poradzić w jakimś sensie bo nie udało się do końca. Tomasz Mackiewicz musiał zostać na górze i z tym trzeba się pogodzić po prostu.
Oczywiście jest to strasznie przykra informacja o tym, że "Czapkinsowi" nie udało się wrócić z tej góry. To jest strasznie trudne. Ja bardzo kibicowałam i Tomkowi i Eli na tej górze z różnych względów. Jeszcze w środę, czwartek sprwadzaliśmy co się dzieje. W czwartek mnie nie było, nie miałam dostępu do internetu i dopiero wieczorem dowiedziałam się co tam się dzieje. Natomiast też rozmawialiśmy o Eli i o tym jak bardzo kluczowe było dla akcji ratowniczej, że była w stanie zejść i że była w stanie się komunikować i pomagać ratownikom. W przypadku Tomka wiemy, że tego zabrakło. Wiemy, że był dużo wyżej. Wiemy, że w momencie w którym Eli go zostawiła był w bardzo złym stanie. W związku z tym, mając świadomość, że był bardzo wysoko czyli w warunkach jeszcze większej hipkoksji, że był w ciężkim stanie już w momencie zostawienia go po jeszcze kolejnej nocy w tym miejscu jest niestety bardzo duże prawdopodobieństwo, że Tomek nie przeżył tej kolejnej nocy. W tym momencie należy sobie zadać pytanie czy ktokolwiek ma jakiekolwiek moralne prawo ryzykowaniem życiem ratowników po to, żeby znaleźć prawdopodobnie ciało Tomka. Mówimy o tych szansach w kategoriach naprawdę cudu albo promila. Tomek i Nanga Parbat to jest bardzo wyjątkowa, specyficzna historia. Całe jego podejście i ta jego determinacja, upór i specyfika tej historii powoduje, że jedyne co teraz możemy zrobić to uszanować żałobę bliskich i nie komentować.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Adam Bielecki: Byli na szczycie. Eli potwierdziła, że byli na wierzchołku
Co dalej z wyprawą na K2? Ta ekipa ruszyła spod K2 gdzie jest baza, bo mają zdobywać przecież ten szczyt. Okazuje się, że los spłatał figla. Jaki to ma wpływ, ten wysiłek ekipy ratunkowej, na to co będzie działo się niebawem pod i na K2?
Wydaje mi się, że musimy mieć też świadomość, że ekipa ratunkowa, która wyruszyła po Elisabeth Revol to była tylko część zespołu pod K2. Jest on dużo większy. Ten skład jest dużo szerszy. Wyprawa ekipy ratunkowej nie przeszkodziła też działać na górze. W większym stopniu w chwili obecnej przeszkadza w tym pogoda. Trzeba też wiedzieć, że wyprawa na K2 dopiero się dzieje tzn. oni już są dosyć mocno zaawansowani, o ile dobrze śledziłam te doniesienia to mają w tej chwili założony obóz drugi, co też umożliwiło efektywność tej akcji ratunkowej. To znaczy, że chłopcy, którzy tam poszli mają aklimatyzacje do tej wysokości co było kluczowe w całej tej akcji. Ostatnie informacje jakie miałam, które są z wczoraj wieczorem bo też musiałam odpocząć, były takie, że zespół ratunkowy czyli Adam Bielecki, Denis Urubko, Piotr Tomala, Jarek Botor są w Skardu. Chwilowo warunki pogodowe nad lodowcem Baltoro uniemożliwiają im dotarcie do bazy natomiast dotrą do tej bazy jak tylko to będzie to możliwe. Być może będzie to dla nich korzystne bo będą mieli może nie w jakiś warunkach bardzo cywilizowanych, ale odpoczynek. Odpoczną dosyć nisko. Warunki na pewno w Skardu są lepsze niż są w bazie pod K2. Wydaje mi się, że to jest trochę wróżenie z fusów w tej chwili rozmowa o tym czy to w jakiś sposób wpłynęło. Ja miałam bardzo krótki kontakt z Adamem. Wiem, że czują się dobrze, są w dobrym stanie. Być może to był jakiś efekt adrenaliny, ale wydawało się, że w chwili obecnej oprócz tego, że są bardzo zmęczeni to nie wygląda na to, żeby to w jakikolwiek sposób wpłynęło na ich stan
fizyczny. Wydaje mi się, że w chwili obecnej najlepsze co mogą zrobić to poczekać na rozwój sytuacji pod K2. W tej chwili dużo większym problemem tak jak każdej zimy są warunki pogodowe.
Pogoda może się łamać w każdym momencie, jest nieprzewidywalna pewnie na takich wysokościach.
Nie, ona w tej chwili jest całkiem przewidywalna bo mamy bardzo dobre prognozy pogody, a ekipa spod K2 jest świetnie skomunikowana i ma dostęp do tych najlepszych prognoz tylko, że to jest bardziej tak, że tam pogoda jest zasadniczo bardzo zła. Zdarzają się czasami, statystycznie bardzo rzadko, kiedy wiatr jest na tyle słaby, że umożliwia działanie na górze. Takie warunku czyli wiatr - im mniejszy tym lepszy poniżej 60 km/h to jest tam rzadkość. Trzeba na takie momenty czekać i w takich momentach działać. Tam po prostu jest źle zimą zawsze. To taka charakterystyka meteorologiczna tego regionu. Jedyne co umożliwia to są odstępstwa od trwającej tam reguły. To są głównym powodem dlaczego te góry nie zostały nigdy zdobyte albo góry w Karakorum, ośmiotysięczniki były zdobywane zupełnie niedawno po raz pierwszy.
Są takie szczyty, które są owiane złą sławę i dają popalić tym, którzy próbują tam wejść.
To jest zwykle związane z trudnościami technicznymi. Są takie góry na które można wejść nie wspinając się i są takie góry na które nie da się wejść nie wspinając się. Też domyślam się, że złą sławą owiane góry, które leżą w tych trudniejszych strefach klimatycznych. Po prostu tak jest. To nie jest żadna zła sława, magia. To są po prostu obiektywne warunki i trudności, które się przekładają na zwiększoną ilość wypadków ze względów czysto obiektywnych i fizycznych.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.