Rozmowa Dnia: Janusz Majer o zimowej wyprawie na K2 [POSŁUCHAJ]
O wyprawie rozmawialiśmy z Januszem Majerem - kierownikiem programu Polski Himalaizm Zimowy.
POSŁUCHAJCIE:
Dzisiaj bardzo ważny dzień - nasi himalaiści dotrą do bazy pod K2. Jak nastroje i zdrowie w zespole?
Rozmawiałem wczoraj z Krzysztofem Wielickim, kierownikiem wyprawy. Wszyscy są w doskonałej kondycji, pogoda jest znośna - wprawdzie leży pół metra śniegu na lodowcu i trzeba będzie cały dzień torować drogę, ale sądzimy że popołudniu zespół osiągnie bazę pod K2.
Co będzie tam czekać uczestników wyprawy?
Bazę w parę dni należy zagospodarować i urządzić. W pierwszym rzucie dotrze 40 procent ładunków, które teraz idą przez lodowiec Baltoro. W ciągu dwóch-trzech kolejnych dni tragarze doniosą resztę ładunków - wtedy bazę należy rozbudować.
Jak długo polski zespół zostanie w bazie?
Mamy czas do końca zimy kalendarzowej, czyli do 20 marca. W tym okresie należy założyć trzy obozy na drodze, którą będą himalaiści pokonywać.
Co to znaczy?
Obozy muszą powstać do wysokości 7000-7600. Czwarty będzie już zakładany z marszu, w czasie ataku szczytowego. Obozy pośrednie służą, do aklimatyzacji. Trzeba zabezpieczyć drogę zejścia poprzez liny poręczowe.
Czy można powiedzieć, że teraz tak naprawdę zacznie się wspinanie?
Tak, ten trekking lodowcem Baltoro to była droga turystyczna. Latem trasa jest nazywana najpiękniejszym trekkingiem świata. Zimą trudności są jednak dosyć duże - dochodzi śnieg, niska temperatura, krótki dzień. Ale prawdzie wspinanie zaczyna się powyżej bazy, na żebrze Basków, który wyprawa wybrała, by atakować wierzchołek.
Podczas zimowej wyprawy na K2, ekipa polskich himalaistów będzie wspinać się południowo-wschodnim filarem, tzw. drogą Basków, nazywaną też drogą Cesena. Prowadzi ona filarem między drogą Kukuczka-Piotrowski a Żebrem Abruzzi – którym polscy himalaiści próbowali wchodzić latem 2016 roku – i łączy się z Żebrem Abruzzi na Ramieniu, między tzw. Czarną Piramidą i Szyjką. Baza, z której ruszą himalaiści jest położona na wysokości 5150 m. Stąd droga prowadzi przez kolejne obozy, które członkowie ekipy muszą zbudować i wynieść do nich niezbędny sprzęt: Obóz I /5900m/, Obóz II /6350m/ i Obóz III /7000m/, aż do Obozu IV, który został zaplanowany na tzw. ‘Ramieniu’ /8000m/, skąd nastąpi atak na szczyt /8611m/. źródło: polskihimalaizmzimowy.com |
Kolejne tygodnie to są duże umiejętności, wytrzymałość, siła. Ale patrząc na całość, co jest ważniejsze - umiejętności czy logistyka?
Myślę, że ważne jest jedno i drugie. Do wyprawy przygotowywaliśmy się przez kilka lat. Zespół to jeden z najlepszych zespołów, które w ostatnich latach Polska mogła wystawić i jeden z najlepszych zespołów himalajskich świata. Z jednej strony są bardzo doświadczeni, z drugiej - bardzo sprawni i z dużą wydolnością na wysokości.
Jak pan ocenia szanse? Krzysztof Wielicki ocenia je na 5 proc. Pan się z nim zgadza?
Krzysiu tak mówił na samym początku, później powiedział - fifty fifty. Denis Urubko, który też jest członkiem wyprawy, bo ma polski paszport, powiedział - jak nie ma 100 proc. pewności, to nie jadę na taką wyprawę. Dużą rolę będzie odgrywała pogoda - to jest istota rzeczy, by trafić na okna pogodowe. Wiatr nie może wiać jak zwykle - 100 km/h, tylko jakieś 30. Dopiero wtedy można przeprowadzić atak szczytowy.
Co jest największą przeszkodą? Wiatr? Brak tlenu?
Do braku tlenu uczestnicy są przygotowani, bo byli już kilka razy na dużej wysokości w warunkach zimowych. Tu nic ich nie zaskoczy. W przeciwieństwie do pogody choć dużym plusem w ostatnich latach są świetne prognozy pogody, które mogą dokładnie określić, ile godzin okna pogodowego będzie w najbliższym czasie.
Jeleniogórzanin Rafał Fronia, który pełni z zespole nie tylko rolę wspinacza, ale i synoptyka, przewiduje, że okno otworzy się dopiero w marcu.
Sądzimy, że koniec lutego, koniec marca to może być ten czas, kiedy okno pogodowe się pojawi. Potrzebny jest miesiąc - półtora, by zespół mógł się zaaklimatyzował i dolna część drogi została odpowiednio przygotowana.
Kto znajdzie się w grupie atakującej? Ekipa liczy 13 osób, część zostanie w bazie, część - w poszczególnych obozach. Kto z czwartego obozu wejdzie na szczyt?
Sądzimy, że będzie to dwójka wspinaczy i dodatkowo dwójka, która będzie zabezpieczała atak szczytowy. Kto to będzie? Wykaże góra. Wejdzie ten, kto będzie wtedy w najlepszej kondycji. Właściwie wszyscy mają tę szansę oprócz szefa bazy.
Wydaje się, że duże szanse ma Bielecki, Kaczkan i Urubko - oni doszli najwyżej zimą na K2.
Jest jeszcze Janusz Gołąb, który jest doskonale przygotowany i też był na ośmiotysięczniku zimą. Artur Małek - bardzo dobry wydolnościowo, Rafał Fronia czy Marek Chmielarski. Właściwie wszyscy. Zobaczymy, jak się ułoży. Teraz jest czas na aklimatyzację.
Chcemy dokończyć romantyczną podróż Polaków w zimowe Himalaje - zaczęliśmy w latach 80., zdobyliśmy 10 z 14 ośmiotysięczników, czas na perełkę - K2. Co jeśli się nie uda?
Góry zawsze pozostają. Najważniejszą sprawą jest to, by wrócili wszyscy razem i dalej tworzyli ten świetny zespół. Jeżeli uda się zdobyć szczyt, będzie świetnie. Byłaby to pewnego rodzaju klamra. Kiedyś Andrzej Zawada poprzez swoje wizjonerstwo otworzył sezon zimowy w Himalajach. Krzysztof Wielicki i Leszek Cichy weszli, jako pierwsi ludzie, na pierwszy ośmiotysięcznik zimą - i to był Mount Everest. Dobrze by było, by wyprawa kierowana przez Krzysztofa Wielickiego pierwszy etap zdobywania zimą wszystkich ośmiotysięczników zakończyła na K2 - najtrudniejszej górze.
Pan z zespołu kierowniczego jest jedyną osobą, która pozostała w Polsce i stąd koordynuje wyprawę. Proszę powiedzieć szczerze - każdego dnia boi się Pan bardziej o zespół?
Strach mi nigdy nie towarzyszył, raczej koncentrowałem się na sprawach logistyki, dobrego przygotowania i wysłania całego zespołu - i to się udało. Teraz ode mnie za dużo nie zależy - wyprawą kieruje Krzysztof, jego zastępcą jest Janusz Gołąb. Chłopcy dadzą sobie radę - mają tak duże doświadczenie. Wierzę w ich umiejętności.
Dzisiaj ważny dzień - dojście do bazy. Na dziś, z pana perspektywy, jak wyglądają szanse zespołu?
Wszystko gra dobrze, logistyka pracuje. Mieliśmy 130 ładunków, które zostały przetransportowane do ostatniej wioski. Przed nimi było jeszcze 100 km przejścia na nogach. Dzisiaj jest siódmy dzień karawany. Część ładunków - bo nie było tylu tragarzy, przewiozły muły do ostatniego miejsca - Urdukas. Pozostały sprzęt będą wahadłowo donosić tragarze.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.