Rozmowa Dnia z szefem Związku Nauczycielstwa Polskiego [POSŁUCHAJ]

jk | Utworzono: 2017-03-22 08:00 | Zmodyfikowano: 2017-03-22 08:56
Rozmowa Dnia z szefem Związku Nauczycielstwa Polskiego [POSŁUCHAJ] - fot. ZNP
fot. ZNP

Już za dziewięć dni odbędzie się ogólnopolski strajk nauczycieli. Na Dolnym Śląsku w proteście weźmie udział 238 szkół, czyli niespełna połowa placówek. Związkowcy chcą podwyżek, gwarancji wstrzymania zwolnień, ale i cofnięcia reformy likwidującej gimnazja.

Dziś gościem Rozmowy Dnia był Sławomir Broniarz, szef Związku Nauczycielstwa Polskiego.

POSŁUCHAJ ROZMOWY DNIA:

Za dziewięć dni odbędzie się ogólnopolski strajk nauczycieli. Na Dolnym Śląsku w proteście weźmie udział 238 szkół, czyli niespełna połowa placówek. To nie są miażdżące liczby.

Nie w statystyce jest rzecz, ale w samym fakcie, że nauczyciele szkół i przedszkoli zdecydowali się na tak dramatyczny, spektakularny gest protestu wobec działań wynikających z ustaw ministerstwa, które skutkują m.in. zwolnieniami, redukcją stanu osobowego i walką o wyższe wynagrodzenia.

Postulaty związku to podwyższenie zasadniczego wynagrodzenia o 10 proc. i gwarancji wstrzymania zwolnień do 2022 roku. Do tego czasu miałyby również zostać utrzymane dotychczasowe warunki zatrudnienia bez względu na reformę.

Niezmiennie postulujemy zwiększenie nakładów na edukację. Dzisiaj nauczyciel rozpoczynający pracę zarabia ok. 300 zł więcej niż wynosi pensja minimalna, a osoba z najwyższym stopniem awansu zawodowego, po studiach, często 2-3 kierunkach - 3100 brutto. Mówimy o potrzebie wzrostu wynagrodzeń, bo samorządy, dokładając do edukacji blisko 8 mln złotych, stoją przed dramatycznymi decyzjami dotyczącymi zwiększania liczby dzieci w oddziałach. A to m.in. będzie miało istotny wpływ na decyzje samorządów, jeżeli ustawa wejdzie w życie; wierzę jednak, że uda się ją zahamować. Samorządy będą pokrywały lwią część kosztów związanych z przygotowaniem infrastruktury.

Minister Anna Zalewska 3 tygodnie temu w naszym studiu przekonywała, że reforma jest praktycznie bezkosztowa (KLIKNIJ I CZYTAJ ROZMOWĘ)

Być może w punktu widzenia rządu miliard złotych nie stanowi kosztów. Chyba, że minister miała na myśli tezę Margaret Thatcher, że rząd nie ma własnych pieniędzy - wszystkie należą do obywateli. Miliard złotych to pieniądze, które mają obsłużyć wszystkie zadania związanie z wdrażaniem procesu. Jeszcze nie dawno - jak pan zauważył - miało to nic nie kosztować, co dowodzi jednego - że reforma jest prowadzona w sposób chaotyczny, bez przygotowania, diagnozowania, przemyślenia, tylko by spełnić polityczne cele. Nasze żądania - że do nich wrócę - dotyczą naszego bezpieczeństwa zawodowego.

I właśnie o nie chciałbym się dopytać - w kwietniu rząd ma ogłosić harmonogram podwyżek. Zna Pan szczegóły?

Harmonogram pojawia się zawsze, gdy pojawia się protest. Konkrety będą znane dopiero wówczas, kiedy do rady dialogu społecznego wpłyną makro wskaźniki dotyczące m.in założeń budżetowych na 2018. Wówczas będzie wiadomo, czy są środki, czy może jednak nauczyciele będą musieli sfinansować swoje podwyżki sami - przez przegrupowania elementów kosztowych z paragrafu X do Y.

Szacujecie, że na Dolnym Śląsku prace może stracić 1800 nauczycieli, z kolei minister Anna Zalewska przekonywała, że to nieprawda.

Nie chcę odnosić się do retoryki Pani minister, bo czasem, gdy słucham tego, co mówi, czuję zażenowanie. Opowieści o tym, że szkoła będzie otwarta, dobra, bezpieczna, że nauczyciel będzie miał daleko posuniętą autonomię, a dziecko będzie kształcone według najnowszych tendencji jest sprzeczne z tym, co czytamy w podstawie programowej. Dlatego nie przywiązuję specjalnej wagi do słów Pani minister, bo mam wrażenie, że często sama nie rozumie, o czym mówi. Opowieści, że nikt nie będzie tracił pracy są trudne do obrony - likwidujemy 7,5 tys. zakładów pracy. Jednocześnie nie da się zachować zasady, że uczeń klasy pierwszej gimnazjum staje się uczniem klasy 7. i w stopniu 1:1 przejdą za nim nauczyciele. 

44 szkoły na Dolnym Śląsku do likwidacji - tyle wniosków dotyczących zamknięcia placówek oświatowych wpłynęło do kuratorium oświaty.

W tych 44 zakładach pracach musimy odpowiedzieć na pytanie, ilu nauczycieli i osób zatrudnionych w administracji straci pracę, a ile zostanie zatrudnionych w niepełnym wymiarze czasu. Pani minister nie bierze pod uwagę, być może dlatego, że nie wie, że w szkołach ponadgimnazjalnych ogromna część nauczycieli pracuje w niepełnym wymiarze. Dyrektorzy tych szkół, które prowadzone są przez starostów, a gimnazja i podstawówki przez wójtów i burmistrzów, po pierwsze nie mają spójnego interesu w przenoszeniu nauczycieli z jednego pionu do drugiego, a z drugiej - przychodzącymi uczniami będą łatali swoje problemy kadrowe.

Co Pana bardziej martwi - zamieszanie kadrowe, czy to, co widzimy w podstawie programowej?

Nie ulega wątpliwości, że strata pracy to dla każdego nauczyciela sprawa bolesna. Jednak z punktu widzenia edukacji jako przedsięwzięcia społecznego, o wiele groźniejsze będą zmiany w podstawie programowej. Jesteśmy konsekwentni - kiedy minister Handke wdrażał reformę gimnazjalną, wówczas też mówiliśmy - najpierw podstawa programowa, zmiana kształcenia i doskonalenia zawodowego nauczycieli, potem dopiero struktura. Wtedy mieliśmy 7 lat do Unii Europejskiej, a symbolem ówczesnych czasów były gimbusy ciągnięte przez traktor. Dzisiaj mówimy to samo - najpierw podstawa, najpierw pytanie o nauczycieli, ich doskonalenie, ich pensje, a potem reszta.

Co niepokojącego widzi Pan w podstawie?

Istotna jest opinia kręgów naukowych, które uważają, że podstawa cofa nas z punktu widzenia nauki i  postępu w lata 70-80 ubiegłego wieku. Jest anachroniczna, nieprzystająca do zdobyczy wieku XXI, pomijająca fakt, że istnieje internet, który zmienił rolę nauczyciela. Mamy stary kanon lektur, przestarzałe informacja na temat chemii, biologii, genetyki. Fatalna jest sytuacja z językiem polskim. Co najgorsze, będzie to realizowane kosztem ucznia i kosztem autorytetu nauczyciela.

Minister Anna Zalewska mówiła w tym studiu, że program nauczania jest dobrze przygotowany, z drugiej strony opisywała badania, które pokazują, że polscy 15-latkowie dobrze odtwarzają, ale nie potrafią rozwiązywać problemów, nie potrafią pracować w grupie. Te same badania - według niej - pokazują, że polski nauczyciel nie ma satysfakcji ze swojej pracy.

To zabrzmi mało taktownie, przepraszam Słuchaczy, ale na prawdę mam wrażenie, że Pani mister nie wie, o czym mówi. Nie tylko my, ale też naukowcy, profesorowie, środowiska naukowców mówiły - proszę pokazać te badania, przywołać nazwiska - wtedy zapadała głucha cisza. Nie ma takiego raportu i analizy, które by pokazywały potrzebę rewolucji w szkole. 

Z jednej strony ogłosiliście protest na 31 marca, z drugiej strony - zbieracie podpisy pod projektem referendum. Jak idzie?

Zbieramy nie tylko my, protestujemy nie tylko my - ale i rodzice. W tej chwili szacujemy, że dochodzimy do liczby pół miliona podpisów, ale oczywiście na tym nie chcemy poprzestawać.

Ale w Sejmie większość ma PiS, więc szansa jest praktycznie żadna. Po co to wszystko? 

Wcale nie musi dojść do referendum. Jeżeli podpisy przemawiają do wyobraźni, a powinny, to PiS może wnieść własną poprawkę i przesunąć realizację o rok-dwa, czy w ogóle wyrzucić ustawę do kosza.

ZOBACZ KONIECZNIE: O reformie edukacji w Radiu Wrocław (WIDEO)

Wierzy Pan w to?

Mam nadzieję, że ktoś rzetelnie i uczciwie podchodzi do projektu ustaw. Wiemy, że demontują one polski system bez uzasadnienia.

Myśli Pan, że reforma może zostać wstrzymana?

Jestem przekonany, że jeżeli nie chcemy zaskoczyć polskiemu dziecku, reforma powinna zostać wstrzymana i rozpoczęta od klasy pierwszej. Realizujmy to po bożemu.

Skąd pośpiech u PiS? Choć minister mówi, że pośpiechu nie ma.

Jest - to efekt wydarzeń, które będą miały miejsce w 2018 roku, czyli wyborów samorządowych. Pośpiech i nerwowość widać w wielu wypowiedziach Pani minister. Jednocześnie zwracamy uwagę, że zmiany w kompetencjach kuratorów, nowe zasady wyłaniania dyrektorów, będą skutkowały tym, że w 2018 roku może dojść do istotnego przewartościowania w obszarach władzy samorządowej, bo poirytowani rodzice  i nauczyciele będą odreagowywali na samorządzie, a nie na ministerstwie - i to pewnie też cel rządu. 

Jeżeli strajk i zbieranie podpisów pod referendum nic nie da, co wtedy?

W aspekcie formalnym - władze związkowe będą dyskutowały, co dalej. Mamy pewne pomysły dotyczące działań w zakresie akcji protestacyjnych organizowanych z rodzicami, mamy propozycje dotyczące rozwiązań alternatywnych, który by łagodziły mało fortunne zapisy w podstawie programowej, mamy też zakrojoną na szeroką zmianę  pracę z nauczycielami, by ochronić ich przed skutkami złej zmiany.


Komentarze (1)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~Słuchacz2017-03-22 18:26:31 z adresu IP: (109.207.xxx.xxx)
Protestował jak zakładali Gimnazja, protestuje jak likwidują Gimnazja, taka jego praca.