Promocja maratonu? Nie, pompowanie kasy w Śląsk
Z tajemnicy nic nie wyszło, bo sprawą zainteresowali się dziennikarze, a portal prw.pl jako pierwszy dotarło do umowy między Młodzieżowym Centrum Sportu i klubem i ujawniło jej treść. Teraz, gdy emocje nieco już opadły, przyszedł czas na to, aby na chłodno spojrzeć na współpracę MCS-u i Śląska. Problem jest zdecydowanie głębszy i nie dotyczy tylko kwoty miliona złotych, które miasto za pomocą MCS-u wpompowało w piłkarski Śląsk. Ale po kolei.
Maraton sponsorem Śląska - ta informacja została ujawniona na pierwszym meczu sezonu wrocławskiej drużyny. I natychmiast wzbudziła szereg pytań. Jednostka miejska sponsorem klubu, w którym miasto ma udziały? Wątpliwości nasiliły się, gdy żadna ze stron nie chciała ujawnić szczegółów przedsięwzięcia.
Dyrektor Maratonu Marek Danielak twierdził, że kwoty umowy nie da się precyzyjnie wyliczyć...
Kwoty nie chciał zdradzać także rzecznik Śląska Michał Mazur. - Nie jest zaskoczeniem, że o szczegółach dotyczących naszych umów nie możemy mówić publicznie. Nie jest z kolei tajemnicą, że tego typu umowy przynoszą korzyści wizerunkowe obu stronom - argumentował Mazur.
Tymczasem umowę udało nam się zdobyć. Wynika z niej, że za dwumiesięczną kampanię MCS zapłaci Śląskowi milion złotych. Miasto - ustami rzecznika magistratu Arkadiusza Filipowskiego próbowało znaleźć wytłumaczenie:
Nie wierzył w nie dziennikarz sportowy Gazety Wyborczej Artur Brzozowski. - Reklama to tylko wybieg przekazywania miejskich pieniędzy z jednej miejskiej spółki do drugiej. Pokazuje bezradność miasta w poszukiwaniu poważnego inwestora, który przejmie finansowanie klubu - wyjaśnia Brzozowski.
Znawcy tematu, patrząc na szczegóły umowy, najczęściej mówią krótko - to nieprawdopodobne. - Milion złotych za dwa miesiące kampanii, za 4 mecze na wrocławskim stadionie? Dużo, albo nawet bardzo dużo. To nie ma nic wspólnego z rzeczywistością - przyznaje ekonomista dr Beniamin Noga:
Np. reklama na ławkach rezerwowych - 35 tysięcy, newsletter - 40 tysięcy (choć praktycy mówią, że nigdy nie robili droższego niż 10 tysięcy), tak samo akcje promocyjne w przerwie meczu, logotyp sponsora na materiałach drukowanych (15 tysięcy, choć fachowcy twierdzą, że powinien być za darmo). Wreszcie logo na tablicach konferencyjnych aż za 200 tysięcy i reklama głosowa spikera za... 25 tysięcy. Dla przeciętnych zjadaczy chleba to kwoty niewyobrażalne.
TUTAJ zobaczysz szczegółowe zestawienie kwot, jakie MCS zapłaciło Śląskowi za reklamę
Jak ocenić taką ofertę? Zapytaliśmy Agnieszkę Kopytko z firmy 4meet zajmującej się reklamą i marketingiem. - Można zastanowić się nad racjonalnością wydatkowania takich kwot poprzez porównanie. Otóż budżet w wysokości 1 mln złotych to budżet stanowiący 1/4 - 1/5 całorocznych wydatków promocyjnych większych polskich miast - tłumaczy specjalistka od reklamy, powołując się na przykład Szczecina. - Ciekawą pozycją w budżecie miasta były wydatki na ogólopolską promocyjną akcję turystyczną, na którą władze wydały...50 tys zł - dodaje Kopytko:
- To są pieniądze, które nijak się mają do rzeczywistości - otwarcie przyznaje Beniamin Noga:
Jak zatem uzasadnić wydawanie takiej kwoty na promocję maratonu? Dyrektor Marek Danielak wyjaśnia:
Skoro tak, to odpada nam sens reklamy za pomocą telewizji, bo grupą docelową są zdaniem Danielaka mieszkańcy regionu. A zatem o wiele prościej i taniej byłoby wykupić chociażby billboardy na ulicach miasta. - Mam wątpliwości czy stadion jest dobrą lokalizacją na taką reklamę - dodaje Agnieszka Kopytko. I zauważa jeszcze jedną ciekawą prawidłowość. - Wydatkowanie takie dużej kwoty na reklamę podczas meczów, podczas których dotarcie do odbiorcy jest ograniczone, też stawia znak zapytania - przyznaje:
Reklamy jednak już są i pozostały na arenie. - Z tego tytułu nie dostajemy od Śląska ani MCSu żadnych dodatkowych pieniędzy - przyznaje rzecznik stadionu Adam Burak:
Dwa banery na esplanadzie stadionu wyceniono na 12 tysięcy złotych. Gdy chcemy wykupić reklamę, np. citylight na arenie zapłacimy nie 12, a 4 tysiące i nie za 2 miesiące, ale za całą rundę. O co zatem chodzi? Z pewnością o to, że miasto nadal nie ma pomysłu na finansowanie piłkarskiego klubu i szuka wszelkich sposobów na przekazywanie mu pieniędzy. Beniamin Noga nie ma wątpliwości: - Cała operacja została przygotowana po to, żeby uzasadniać wydatki, których nie trzeba było ponosić. Informacja na temat finansowania powinna być transparentna. Uważam takie działania za bardzo kontrowersyjne i niepotrzebne.
- Pojawili się nowi współwłaściciele klubu, ale raczej nie partycypują w kosztach utrzymania klubu - dodaje Krzysztof Sachs z firmy EY:
Gazeta Wyborcza Wrocław
- Tak naprawdę w Śląsku nie zmieniło się nic - zauważa dziennikarz Gazety Wyborczej Artur Brzozowski:
Kto będzie następny? Miasto ogłosiło, że w przyszłym roku nie będzie już w tak dużym stopniu wspomagać Śląska. Oby znalazło wyjście z sytuacji, ale poczekamy, zobaczymy i sprawdzimy. A później poinformujemy Was o tym na portalu prw.pl.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.