Kilka dni temu zdobyła biegun, już myśli o kolejnych ekstremalnych wyprawach (SŁUCHAJ)
Bardzo zmęczona i bardzo szczęśliwa. Wrocławianka Małgorzata Wojtaczka, która samotnie, jako pierwsza Polka, po 69 dniach, dotarła na biegun południowy już jest w Polsce.
W Rozmowie Dnia pytaliśmy, jak to jest maszerować w temperaturze przekraczającej -30 stopni Celsjusza. W studiu był także koordynator wyprawy Piotr Kuźniar, z którym wspólnie, tydzień temu, śledziliśmy ostatnie kilometry walki pani Małgorzaty.
POSŁUCHAJCIE ROZMOWY:
ZOBACZ KONIECZNIE: Małgosia walczy z czasem. Za chwilę powinna dotrzeć (ROZMOWA)
Pani Małgosiu, jak samopoczucie?
Wszystko jest dla mnie nowe, chyba się jeszcze nie przyzwyczaiłam do cywilizacji po ponad 2 miesiącach samotności.
Co było najtrudniejsze w Pani wyprawie?
Ostatni tydzień i niepewność, czy dotrę, czy nie wydarzy się nic nieprzewidzianego - huraganowe wiatry czy awaria sprzętu.
Szła Pani o wiele dłużej, niż zakładaliście, a na finiszu nie było wiadomo, czy się uda, bo Amerykanie tego dnia zamykali stację arktyczną.
Przy każdej takiej wyprawie do końca nie wiadomo, czy się uda. Nie miałam wątpliwości, że dam radę, ale nieprzewidziana sytuacja mogła mnie zatrzymać i spowodować, ze nie będzie sukcesu.
Panie kapitanie, miał Pan obawy, że się nie uda?
Emocji było sporo, ale jak Małgosia była 4-5 km od bieguna mieliśmy pełne przekonanie, że się uda.
Teraz czuje Pani radość czy ulgę, że już po wszystkim?
Pełnia radości, że dotarłam, że ten trochę szalony pomysł udało się zrealizować, i to w stu procentach. jak żegnałam się z biegunem, z jednej strony się cieszyłam, z drugiej - było mi szkoda, że to już koniec wyprawy.
Miała Pani momenty zwątpienia?
Nie było chwili zwątpienia - cały czas chciałam dotrzeć do celu. Zaskoczyła mnie pogoda i dwukrotne, wyjątkowo duże opady śniegu - w połowie wyprawy i w ostatnim tygodniu. Przez 7 dni padał śnieg, co jest nietypowe dla Antarktydy nazywanej białą pustynią.
Pan był w ciężkiej sytuacji - mógł Pan tylko obserwować i zdalnie doradzać.
Dlatego - przyznaję szczerze, denerwowałem się przez cała wyprawę. Nie jest łatwo z lądu patrzeć i wzrokiem popychać punkty trackera na mapie.
Były momenty, że chciał Pan powiedzieć "Małgosiu, zrezygnuj"?
Takie rzeczy do głowy by mi nie przyszły - nasze przekonanie, że Małgosia da radę było 100-procentowe.
Zdradzi Pani kulisy wyprawy? 10 dni przed jej zakończeniem Amerykanie mówili, że nie wystarczy Pani jedzenia. Nie dojadała Pani, by je oszczędzać?
Amerykanie nie mieli dokładnych informacji. Na starcie powiedziałam, że mam żywność na 60 dni, a miałam na dni 60 + 6, bo - z każdej racji zostawiałam sobie małe porcje. Jedzenie może nie było tak urozmaicone smakowo, ale w pełni kaloryczne.
Skąd pomysł na wyprawę?
Narodził się w czasie ekspedycji na najwyższy szczyt Spitsbergenu - wyprawa trwała 3 tygodnie. Jak wracałam byłam piękna pogoda. Pomyślałam wtedy - szkoda, że to tak krótko trwało. Zaczęłam myśleć o organizacji dłuższej wyprawy i tak narodził się pomysł bieguna. Najpierw było marzenie, później pomysł do zrealizowana.
Jakiś szczególny moment wyprawy?
Burza śnieżna. Pojawiła się w godzinach wieczornych, nagle się zachmurzyło, choć gdzieniegdzie przebijało się słońce. Było bardzo dynamiczne, zmieniało się światło, zmieniał się wiatr. To było przeżycie mistyczne, trwało około dwóch godzin, a ja wciąż mam je przed oczami.
Macie kolejne plany w tym duecie?
M.W: Mamy. To będzie początek - mamy nadzieję - kolejnych wypraw jachtem Selma Expeditions.
P.K: Małgosia zdobyła niezbędne doświadczenie lądowe zdobywając biegun. Teraz chcemy zrobić kilka wypraw na Antarktydę - mamy już upatrzone ze dwa dziewicze szczyty.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.