"Życie jest piękne. Pozdrawiam wszystkich" - sms od wrocławianki, która zdobyła biegun południowy
Maszerowała 69 dni, w tym bez przerwy przez ostatnie 23 godziny, w temperaturze minus 34 C. Wszystko po to, by zdobyć biegun południowy, pokonując samotnie ponad 1200 km od brzegu Antarktydy.
Wrocławianka Małgorzata Wojtaczka jest pierwszą Polką i jedną z ok. 10 kobiet na świecie, które pokonały cały "klasyczny" dystans od krańca kontynentu na Biegun - samotnie i bez żadnej asysty.
O tej niezwykłej wyprawie rozmawialiśmy rano z kpt. Piotrem Kuźniarem, koordynatorem wyprawy.
Od dwóch miesięcy pani Małgorzata maszeruje na biegun południowy. Jak się czuje i ile jej zostało?
Wszystkich, którzy chcą zobaczyć, gdzie jest, zachęcam do zajrzenia na jej stronę. O godz. 7 do bieguna miała około 4 kilometrów.
Uda się?
W naszych warunkach to godzina marszu. Ale Małgosia, po dwóch miesiącach ciągnięcia za sobą ciężkich sanek jest już solidnie zmęczona - jej tempo to ok. jeden kilometr na godzinę. Za 4-5 godzin powinna być na miejscu.
Teraz idzie, czy odpoczywa?
Nie ma już czasu, więc postanowiła dotrzeć jednym rzutem. Wczoraj koło godz. 17 wystartowała i idzie cały czas - aż dojdzie do celu.
Jakie warunki panują teraz na biegunie?
Z prognozy wynika, że dzisiaj się trochę rozpogodziło i zaświeciło słońce, więc lżej będzie się ciągnęło sanki. Jest około -34 stopni, siła wiatru to 4 w skali Beauforta, temperatura odczuwalna to około - 45 stopni.
Pani Małgosia mówiła, że mocno padający śnieg ją zaskoczył - nawet jak schodziła z góry, musiała ciągnąć pulki. Wyjaśnijmy, co to takiego.
To sanki do ciągnięcia ładunku, z pasami i ślizgami. Sprzętu używa się na wyprawach polarnych.
Dlaczego dzisiaj wyprawa musi się zakończyć?
Żeby dotrzeć na biegun i z niego wrócić, trzeba przygotować całą operację logistyczną. Na biegunie jest firma amerykańska, która zajmuje się wsparciem wypraw polarnych, pomaga ludziom dotrzeć i na miejscu ma obóz, dysponuje też samolotem. Ale jest też tak, że zbliża się zima i firma zwija obóz.
Samolot nie może czekać
Dzisiaj powinien zabrać Małgosię z bieguna. Jutro drugi samolot zbierze rzeczy i ostatnich uczestników.
Wyprawa trwa już ponad dwa miesiące - to dłużej niż zakładaliście
Sprzęt, która wzięła Małgosia waży za dużo, więcej niż liczyliśmy. Było też dużo kłopotów ze startem. Małgosia musiała przejść operację w czerwcu, to nie pozwoliło no odpowiednie treningi.
Skąd pomysł na wyprawę?
To było marzenie Małgosi, od dawna chciała iść na ten biegun, z Antarktydą jest związana od wielu lat, a poza tym jej pasją są też góry, więc pójście na biegun było niejako naturalnym krokiem.
Jak się czuje? Idzie dłużej niż planowaliście, oferowano jej pomoc, ale jej nie przyjęła. Jedzenia jest już bardzo mało.
To prawda, ale jak liczyliśmy i szykowaliśmy porcje żywieniowe, to policzyliśmy dużą ilość kalorii - ok. 4800. To było ciut za dużo, więc Małgosia mogła zaoszczędzić. Ale tak - dzisiaj jedzenie się skończy, a Małgosia dotrze do bieguna.
POSŁUCHAJCIE:
"Gocha zakończyła swój marsz w ostatnich godzinach aktywności Bazy Antarktycznej ALE (Antarctic Logistics & Expeditions) położonej na Biegunie Południowym. Zgodnie z planem, po krótkim pobycie na Biegunie, Wojtaczka, wraz z ostatnimi pracownikami bazy zostanie obecnie przetransportowana lokalnym samolotem terenowym do centrum ALE "UNION GLACIER" w okolicy Mount Vinson, najwyższej góry Antarktydy, skąd w ciągu doby ma wylecieć specjalnym super samolotem transportowym IL 72 do Punta Arenas w Chile. Wszystko zależy od sytuacji pogodowej, a ta obecnie jest dosyć dobra, jednak okno pogodowe już się zamyka.
Wszystkie wyprawy sportowe na Antarktydzie w sezonie 2016/2017 zostają dzisiaj zamknięte. Nad kontynent nadciąga, wyjątkowo wczesna w tym roku polarna zima, dlatego sezon zostaje zakończony około 2 tygodnie wcześniej niż zwykle..." - napisali o godz. 12.30 organizatorzy wyprawy
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.