Marcin Nałęcz - Niesiołowski: Trzymam w ręce gałązkę oliwną [WYWIAD]
O sporach związkowych (czytaj więcej tutaj), wizji i pomysłach na Operę Wrocławską rozmawiamy z bohaterem tego zamieszania Marcinem Nałęczem – Niesiołowskim.
Denerwuje się pan? Pytam nie tylko o emocje związane z decyzją, która być może zapadnie w przyszłym tygodniu i wtedy będzie wiadomo czy zostanie pan szefem opery. Pytam też o to czy myśli pan o tym jak to będzie zastąpić Ewę Michnik, która przez ponad 20 lat była szefową opery i jest osobą instytucją.
Mam emocje, ale wyłącznie pozytywne. Czekam spokojnie na decyzję zarządu i cieszę się ogromnie, że w procedurze konkursowej wygrałem. Teraz już nie mam wpływu na to co się wydarzy. Mogę mieć tylko nadzieję, że głos komisji konkursowej zostanie wzięty pod uwagę przez zarząd. Jeśli chodzi o drugą część pani pytania, to oczywiście, że zdaję sobie sprawę z ogromnej pracy jaką włożyła dyrektor Ewa Michnik w działalność Opery Wrocławskiej. Była to praca nie tylko ciężka, ale też bardzo różnorodna i spójna. Przyniosło to znakomite efekty, ponieważ Opera Wrocławska nie tylko w Polsce, ale i za granicą jest zauważana i doceniona. W światowym, znaczącym rankingu Operabase aktualnie zajmuje 16 miejsce. Mając tego świadomość chciałbym przede wszystkim kontynuować tę działalność. Będąc wieloletnim dyrektorem i filharmonii i opery w Białymstoku wierzę, że poradzę sobie z takim wyzwaniem.
Nie chce pan niczego zmieniać?
Przede wszystkim chcę zaproponować nowe pozycje repertuarowe oraz odświeżyć realizatorsko i muzycznie niektóre pozycje, które są w repertuarze opery.
Może pan podać jakiś przykład?
(śmiech). Będą to pozycje, które podałem w swojej koncepcji działalności Teatru i o których chciałbym porozmawiać w szczegółach po decyzji zarządu. Oprócz tego chciałbym wykorzystać swoje doświadczenie, które zdobyłem podczas budowy gmachu Opery Podlaskiej - czyli położyć także nacisk na rozbudowę wrocławskiego teatru operowego. Chodzi o niezbędne sale prób. Budynek we Wrocławiu nie posiada odpowiednich sal prób orkiestry, baletu, sal ćwiczeniowych - miejsca dla potrzeb prób ansamblowych (próby zbiorowe solistów - przyp.red). To znaczy one są, bo przecież inaczej nie powstawałby spektakle, ale nie są to warunki godne tak profesjonalnej instytucji i jej wszystkich zespołów. Uważam, że rozbudowa jest niezbędna i potrzeba oprócz wspomnianych sal także magazynu przyscenicznego, którego nie ma i praktycznie po każdym spektaklu trzeba wszystkie dekoracje odwozić. Jest to sytuacja bardzo niekomfortowa i utrudniająca działalność opery.
A czy myślał pan o tym, żeby zmienić akcenty repertuarowe? Np. wprowadzić operę dawną lub wprowadzić więcej tytułów z opery współczesnej? Co pan myśli o tym, żeby opera zamawiała dzieła dedykowane wyłącznie jej?
Absolutnie tak i przedstawiłem to w swojej koncepcji programowej. Jednym z jej punktów była ścisła współpraca z Instytutem Muzyki i Tańca w Warszawie. Jest to agenda ministerstwa kultury, która pozwala na zamawianie dzieł i przedstawień operowych u współczesnych kompozytorów. Mowa tu zarówno o twórcach uznanych jak i dopiero rozpoczynających swoją działalność kompozytorską. We wspomnianej już wcześniej koncepcji zaproponowałem cykl „Archipelagi”, odnoszący się do wykonawstwa dzieł nowych i chciałbym, aby zaistniał on w Operze Wrocławskiej. Czy w nadchodzącym sezonie, nie wiem, bo tak naprawdę konkurs na stanowisko dyrektora tak ważnej instytucji powinien być rozpisany rok temu, a nie na kilka miesięcy, a właściwie na trzy miesiące przed odejściem pani Michnik.
A styl pracy? Pani dyrektor Michnik silną ręka prowadziła operę. A jaki jest styl Marcina Nałęcza Niesiołowskiego?
Powiem tak: różnorodność repertuarowa powinna zostać utrzymana, ale chciałbym zmienić akcenty jeśli chodzi o liczbę wykonań tych samych pozycji repertuarowych na przestrzeni miesiąca lub dwóch. Chodzi o to, by były one częściej powtarzane, w bliskich odstępach czasowych, co nazwałem w swojej koncepcji repertuarowym staggione, dzięki czemu możliwe będzie zmniejszenie liczby prób. Resztę czasu chciałbym poświęcić na przygotowanie innego repertuaru – premier, koncertów, kolejnych wydarzeń artystycznych, a także na pracę indywidualną artystów.
Czy zechciałby pan skomentować, to co dzieje się we Wrocławiu w związku z pana nominacją? Chodzi m.in o zamieszanie wśród związkowców opery. To znaczy: Związek Zawodowy Polskich Artystów Muzyków Orkiestrowych w ogóle pana nie poparł, a “Solidarność” podzieliła się i choć wygrał pan głosem właśnie związkowca “S”, to część działaczy uważa, że stało się to w brew ich woli. Wszystko dlatego, że był pan w konflikcie ze związkami zawodowymi w Białymstoku.
Nie znam ustaleń związków zawodowych działających w Operze Wrocławskiej. Przyjechałem na konkurs, zaprezentowałem swoją koncepcję, odpowiedziałem na szereg szczegółowych pytań dotyczących działania opery, uzyskałem większość głosów – z tymi faktami trudno polemizować. Jeśli związki zawodowe miałyby, przed wysłuchaniem kandydatów, wskazywać kto ma być dyrektorem, to powinny wystosować pismo do marszałka województwa i do ministra kultury, by w ogóle nie przeprowadzać konkursu. No bo to oznacza, że powinienem zostać skreślony zanim w ogóle przedstawiłem swoją wizję i pomysł na działalność oraz prowadzenie opery, a takie działanie uważam, że nie byłoby sprawiedliwe.
Głośno było o tym, że zarzucano panu łamanie praw pracowniczych.
Chciałbym zaprzeczyć. Chciałbym raz na zawsze to wyjaśnić. Pracowałem w Białymstoku przez ponad 14 lat, rozpocząłem mając niespełna 25. Przez te lata znacząco rozbudowałem orkiestrę, nagrałem z nią ponad 20 płyt, z których dwie nagrodzone zostały Fryderykami. Mieliśmy kilkanaście zagranicznych tourne z zespołem. Wyremontowałem starą siedzibę (filharmonii przyp.red), zbudowałem nową siedzibę opery, bardzo aktywnie zabiegałem o fundusze europejskie oraz sponsorskie na działalność artystyczną i inwestycyjną instytucji. Dzięki temu, że udało się wpisać Operę i Filharmonię Podlaską na listę instytucji współfinansowanych przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego powstał wspaniały chór i wiele innych inicjatyw, na przykład edukacyjnych. Nie ukrywam także, że w skuteczny sposób zabiegałem o zwiększenie uposażeń wszystkich pracowników instytucji. Muszę zatem przyznać, że informacje, że jedyne czym się zasłużyłem, to fakt, że skonfliktowałem się z zespołem są dalece nierzetelne. Przykro mi tym bardziej, że za wspomniane dokonania otrzymałem między innymi jedno z najważniejszych odznaczeń państwowych Srebrny Medal Gloria Artis.
No tak, ale miał pan sprawy sądowe, prawda? Był pan oskarżony o łamanie prawa pracy i mobbing, tak?
Oskarżać można o wiele rzeczy ale liczą się dowody. Prawdą jest, że odbyły się sprawy sądowe i osoby oskarżające mnie przegrały, i w pierwszej, i w drugiej instancji. Ja nie przegrałem żadnej sprawy. Co więcej, to ja zostałem zwolniony przez zarząd województwa podlaskiego z naruszeniem kodeksu postępowania administracyjnego. Potwierdził to Wojewódzki Sąd Administracyjny. Dostałem także z sądu pracy odszkodowanie za niesłuszne zwolnienie. Dodać jeszcze mogę, że moje zwolnienie, choć niezgodne z prawem, działo się za przyzwoleniem pana ministra Bogdana Zdrojewskiego (w ówczesnym czasie był szefem resortu kultury - przyp. red), który nie chciał przyjąć do wiadomości, że oskarżenia o łamanie praw pracowniczych, o mobbing są bezzasadne. Cóż, następny dyrektor opery w Białymstoku był z Wrocławia. (śmiech)
Czy mógłby pan powiedzieć coś więcej o okolicznościach swojego odwołania?
Zostałem odwołany na początku kwietnia 2011 roku po kilku miesiącach wspólnych nieporozumień z jednym z dwóch związków zawodowych działających w Operze i Filharmonii Podlaskiej (to związki artystów, nie działała tam Solidarność - przyp. red). Nie doszliśmy do porozumienia jeśli chodzi o sposób działalności jak miałby funkcjonować instytucja po oddaniu nowej siedziby. Chciałem, żeby nadal bardzo prężnie się rozwijała poprzez liczne premiery, koncerty, wyjazdy, nagrania, etc. To nie spotkało się ze zrozumieniem związków. Teraz, po pięciu latach od mojego odejścia widzę, że moje wysiłki, by była to naprawdę silna, ponadregionalna instytucja zostały praktycznie zaprzepaszczone. Proszę spojrzeć jak skromna repertuarowo jest oferta opery w Białymstoku, jak niewiele premier jest tam wystawianych choć dotacja jest porównywalna lub nawet wyższa niż we Wrocławiu.
Czyli rozumiem, że ten konflikt rozbił się o pana wymagania wobec zespołu, tak? O ilość pracy, o ambicje repertuarowe itd, tak?
Tak, plus niesłuszne oskarżenia, o których już powiedziałem.
Ale mógłby pan podać jakieś konkrety? Nie znam specyfiki pracy w operze.
Państwo polskie, podatnicy zapłacili za nową siedzibę ponad 200 mln zł. Takie kwoty zobowiązują do prowadzenia dalszej, rozwojowej działalności. Z instytucji, która była filharmonią trzeba było stworzyć teatr operowy. A to jest zupełnie inna specyfika. Trzeba rozszerzyć działalność o próby nie tylko poranne, ale też popołudniowe, wykonywanie repertuaru operowego i symfonicznego, itd, itd. To wzbudzało dużo emocji u części pracowników. Do tego dochodziły działania zupełnie irracjonalne, wręcz bezprawne – podlaski urząd marszałkowski, poprzez informacje medialne, dawał przyzwolenie na to, aby część pracowników nie przystępowała do pracy. Staram się już do tego wszystkiego nie wracać i patrzeć w przyszłość choć nie jest mi miło, że tak nierzetelne informacje o mnie pojawiły się m.in. w Gazecie Wyborczej we Wrocławiu.
Jeśli pan zostanie dyrektorem opery Wrocławskiej, co pan powie związkowcom? Nawet nie pytam o to co pan powie jako dyrektor, tylko jako członek tego zespołu.
Że trzymam w ręce gałązkę oliwną. Bardzo miło współpracowało się nam przy premierze „Eugeniusza Oniegina” Czajkowskiego, kolejnych spektaklach i na tym warto budować przyszłość.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.