Laureat Oscara, kolekcjoner łyżeczek – Glen Hansard w Radiu Wrocław
Na próbie przed wrocławskim koncertem był co prawda skupiony, ale spokój i luz wyraźnie z niego emanowały. Mimo to wraz z zespołem trzykrotnie podchodził do najważniejszego dla niego „Didn't He Ramble”. Utworu, który poświęcił zmarłemu ojcu i który dał tytuł jego ostatniej płycie, choć wcale się na niej przecież nie znalazł, tylko na wydanej przed kilkoma dniami EP-ce „A Season On The Line”. Przyznam się, że o ile pisanie o emocjach w muzyce często wydaje mi się zwyczajnym kłamstwem i tanim efekciarstwem (to w końcu sprawa osobista czy wzrusza nas Trzech Tenorów i ich "Nessun Dorma" czy też zespół pieśni i tańca Slayer), to z czystym sumieniem przyznam, że Hansard jest rzadkim przykładem Artysty, który z najprostszego motywu potrafi wykrzesać prawdziwe iskry. To co działo się na próbie wywołał niemałe ciarki, a był to zaledwie przedsmak tego, co miało nadejść za kilkadziesiąt minut.
Glen Hansard w swojej karierze występował z największymi, bo i u boku Bono, Eddiego Veddera, Bruce'a Springsteena czy swego guru – Boba Dylana. Ale wszystko zaczęło się w roku 1982, kiedy na Grafton Street w Dublinie, jego wujek dał mu pierwszą lekcję gry na gitarze.
Tak, wujek pokazał mi kilka gitarowych akordów, to było gdzieś w 1982 r. Ale potem wylądował w więzieniu za robienie głupich rzeczy... Ale to dobry człowiek! Kiedy poszedł do więzienia, jego gitara została w mieszkaniu i jego nieszczęście stało się moim błogosławieństwem, bo od tej pory się z nią nie rozstawałem.
Kiedy pierwszy nauczyciel muzyki trafił do więzienia, w wieku 13 lat Glen Hansard porzucił szkołę i zaczął występować na ulicach Dublina. Miejsce krewnego zajął gramofon oraz Dylan, Cohen i Van Morrison, i to na dobrą sprawę wystarczyło ambitnemu chłopakowi. Zarobkowanie połączone z pasją i wrodzoną charyzmą, na przełomie lat 1980. i 1990. doprowadziło do utworzenia przez niego The Frames, zespołu który zdobył pewną popularność i rozpoznawalność, jak dodaje z przekąsem: „wszędzie poza Anglią”. Wtedy też przyszedł również pierwszy sukces filmowy. Obraz „Commitements” w którym zagrał w 1991 r., zgarnął cztery nagrody Brytyjskiej Akademii Filmowej, był również nominowany do Oscara.
Ale Hollywood upomniało się o niego dopiero 16 lat później, i to w dużej mierze dzięki zespołowi The Frames. Formacja co prawda wielkiej kariery nie zrobiła, ale jej basista John Carney, odkrył w sobie talent reżysera i postanowił zrobić film. Główną rolę powierzył Hansardowi, który początkowo niechętnie ale jednak zgodził się zagrać... irlandzkiego muzyka, zarabiającego na życie graniem na ulicy Dublina. Któż jednak lepiej by się do tego nadawał?
Niskobudżetowy „Once", to historia samotnych i znajdujących się na życiowym zakręcie ludzi, których łączy wspólna pasja jaką jest muzyka. Uliczny muzyk tułający się po Dublinie (Hansard) i czeska emigrantka (19-letnia wtedy, absolutna debiutantka Markéta Irglová), która wiąże koniec z końcem sprzedając kwiaty. Zakochują się w sobie, nagrywają płytę, rozwiązując przy tym swoje problemy. Brzmi banalnie? Owszem, ten film nie zmienił historii kina, ale muzyka już niezupełnie. Za tytułową piosenkę Glen Hansard i Markéta Irglová otrzymali nominację, a 24 lutego 2008 r. John Travolta ogłosił światu nikomu nieznanych wcześniej zwycięzców.
„Wszystko czym byłeś, co dotychczas osiągnąłeś, twój gniew w stosunku do świata – to zostało pogrzebane tego wieczoru". Tak powie mu później inny laureat, Bruce Springsteen. Ale zanim Glen spotka się z Bossem, przejdzie jeszcze załamanie nerwowe, będzie też świadkiem samobójstwa, które na jego oczach popełni niezrównoważony fan (w sierpniu 2010 r. w Saratodze). Pomocną dłoń wyciągnie do niego Eddie Vadder, który przeżywał podobny kryzys po śmierci 8 osób podczas koncertu Pearl Jam w Roskilde w 2000 r. Vadder, oprócz rozmów telefonicznych, będzie z nim nagrywał, razem dadzą tez serię koncertów. Kiedy trauma minie, idąc za radą Springsteena, Glen Hansard zacznie „cieszyć się i doceniać to, co go spotkało”.
„Didn't He Ramble" to drugi solowy album, który Artysta promuje podczas tegorocznej trasy koncertowej. Album będący zupełnie nowym etapem w karierze muzyka, który w wolnym czasie naprawia swój samochód bądź wzbogaca... kolekcję łyżeczek!
We Wrocławiu powiększył kolekcję o pięć XIX - wiecznych oraz jedną całkiem współczesną. W wypadku tej ostatniej, obiecał, że będzie jej często używał.
A kiedy zaczęło się jego wyjątkowe hobby? Tego między innymi dowiecie się słuchając Muzycznego Wieczoru Radia Wrocław, dziś po godzinie 18.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.