Wieś kontra miasto. Samorządowcy kłócą się o finansowanie edukacji
Prezydent Lubina Robert Raczyński zastrzega, że w tej sprawie nie wydawał żadnych poleceń swoim podwładnym, ale rozumie zachowanie dyrektorów, bo ministerialna dotacja edukacyjna pokrywa jedynie połowę realnych kosztów. Za resztę płacą samorządy.
- Wszystkie dzieci są oczywiście nasze, natomiast kasa jest kasa. Moim obywatelom, mieszkańcom Lubina się to po prostu nie podoba, że ja będę ich oszukiwał i dopłacał do gminy wiejskiej. No to moi dyrektorzy szkół są niechętni, bo oni wiedza, że to osłabia kondycję finansową szkoły.
Zupełnie inaczej do sprawy podchodzą reprezentanci gminy wiejskiej Lubin. Ich zdaniem - jedynie w ubiegłym roku - na konto miasta gmina wpłaciła trzy miliony złotych za naukę uczniów ze wsi. Mimo to, dzieci wiejskie mają spore problemy choćby ze złożeniem dokumentów o przyjęcie do miejskich placówek. Aby tego uniknąć, wielu rodziców decyduje się na fikcyjne przemeldowania. Maja Grohman, rzecznik wójta gminy podkreśla, że samorządowa awantura ciągnie się już od kilku lat.
- Rokrocznie przed rozpoczęciem rekrutacji do miejskich szkół pan prezydent straszy naszych rodziców, że ich dzieci nie dostaną się do miejskich szkół. Dzieje się oczywiście inaczej, bo gdyby nie dzieci z gminny Lubin i gminne pieniądze, które za nimi idą, wielu nauczycieli z Lubina straciłoby pracę i co najmniej jedna szkoła musiałaby zostać zlikwidowana.
Nieoficjalnie wiadomo, że w tym roku nauczyciele lubińskich szkół mają rozmawiać z pierwszoklasistami na temat warunków mieszkaniowych. Jeśli okaże się, że któreś z dzieci mieszka poza miastem - wiadomość ma
dotrzeć do urzędników, a ci wystawią gminie rachunek.
POSŁUCHAJ WIĘCEJ:
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.