Będzie kara za protest na torach? Sprawa zaczyna się od nowa
Miało być postanowienie sądu, ale... postępowanie startuje od nowa. Mowa o konsekwencjach słynnego "protestu na torach". Latem ub. roku mieszkańcy wsi na trasie Legnica-Lubin pojawili się z transparentami na przejściu przez torowisko w Raszówce. W ten sposób zmusili Koleje Dolnośląskie do takiej zmiany rozkładu jazdy, aby pociągi zatrzymywały się w ich wsiach. Postępowanie o bezprawne zajęcie torów dobiegło już końca i w marcu sąd miał ogłosić werdykt. Dziś mieszkańcy dowiedzieli się, że na ostateczne rozstrzygnięcie przyjdzie im jeszcze poczekać:
- Sprawa została tak jakby odnowiona. Ze względu na to, że miała zakończyć się wyrokiem, ale przyszedł okres pandemii. Przekroczone zostały terminy i nie było normalnego przesłuchania, tylko potwierdzamy to co mówiliśmy w poprzednich zeznaniach. No żarty, no... a my chodzimy jak błędne owce - mówią mieszkańcy.
Od momentu zakończenia postępowania sąd ma dwa tygodnie na ogłoszenie postanowienia. Przez pandemię termin ten nie został dochowany. Dlatego proces trzeba przeprowadzić na nowo.
Łukasz Mika, obrońca obwinionych przekonuje, że jego klienci nie powinni odpowiadać za nieuzasadnione zajęcie torowiska:
- Ja jestem tego zdania, że sprawa powinna zostać umorzona. Zresztą, szereg podobnych spraw w naszym kraju jest prowadzonych i w podobny sposób wypowiadają się inne sądy z uwagi na to, że jest to prawo obywateli do wyrażania swoich poglądów. My tego stanowiska nie będziemy zmieniać - dodaje Łukasz Mika.
W tym procesie na ławie oskarżonych zasiada 21 osób. Obwinionym grozi nagana, areszt lub grzywna do 3 tysięcy złotych.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.