"Dzieciaki" Tary [FOTOREPORTAŻ]
Fundacja Tara powstała, aby ratować zwierzęta porzucone, chore, przeznaczone na rzeź. Przede wszystkim te, które zaznały znęcania ze strony człowieka. Fundacja ma na celu zapewnić im opiekę do końca ich dni. Koni nie można kupić ani zabrać, można je jednak wirtualnie adoptować. Scarlett Szyłogalis od początku swojej działalności walczy o to, aby koń uzyskał status zwierzęcia towarzyszącego, nie rzeźnego.
W swojej wieloletniej walce nie jest osamotniona. Fundację wspierają wolontariusze, którzy przyjeżdżają na kilka dni lub nawet tygodni, aby pomagać w fundacji. Każdy jest równy, bo każdy ma te same obowiązki: przede wszystkim posprzątać obornik, przynieść siano, nakarmić. Warunki noclegowe są skromne, sama Scarlett wybrała mieszkanie... w stajni aby być blisko "dzieciaków".
Choć praca jest ciężka to chętnych z całej Polski jest sporo. Kuba z Knurowa ma niespełna 11 lat i od ponad trzech regularnie przeznacza swoje kieszonkowe na pomoc zwierzętom z Tary. Wraz z mamą Joanną zaadoptowali trzy konie: Babunię, Matuszkę i Włóczykija, które odwiedzają tak często jak mogą. Niebawem przyjadą na wolontariat, który bardzo cieszy młodego filantropa, a ciężka praca wcale go nie przeraża. Jak mówi jego mama: Robię to dla tych wszystkich zwierząt. Ja im to obiecałam i nie zaprzestanę. Ważne jest też to, że uczę moje dziecko tego, że trzeba pomagać słabszym i że to daje nam ogromną satysfakcję. To działa. Kuba mówi, że trzeba stawać w ich obronie, bo one same nie mogą mówić.
Asia i Miłosz w ramach prezentu na dziesiątą rocznicę ślubu przyjechali z Warszawy, aby poznać zaadoptowanego konia i mają w sobie sporo otwartości na kolejną adopcję. Iwona natomiast rzuciła pracę w stolicy i postanowiła przyjechać do Tary, aby zmienić swoje życie na lepsze.
Jak podkreśla Scarlett Szyłogalis, w Tarze zawsze coś się dzieje. Czasami przyjedzie tir z sianem prosto z Danii, innym razem zadzwoni ktoś z Holandii i postanowi przekazać swój samochód, czy pomóc w zorganizowaniu nowego traktora. Dobrych ludzi nie brakuje choć potrzeby są ogromne. Konie trzeba przede wszystkim nakarmić więc siano, którego potrzebne są ogromne ilości, jest produktem pierwszej potrzeby.
Schronisko jest domem także dla kóz, świń, krów, psów i kotów. Wśród koni można spotkać chociażby wyjątkowego Wiedźmina, który jest albinosem, czy konie o błękitnych oczach, które nie zdarzają się zbyt często.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.