Sprawa Igora Stachowiaka. Bezwzględne więzienie dla byłych policjantów
Sąd Okręgowy we Wrocławiu skazał dziś czterech byłych policjantów na kary od 2 do 2,5 roku bezwzględnego więzienia. Łukasz R., który trzykrotnie raził Igora Stachowiaka paralizatorem w toalecie na komisariacie, gdy ten miał założone kajdanki, został skazany na 2,5 roku bezwzględnego więzienia i ośmioletni zakaz wykonywania zawodu policjanta. Trzej pozostali policjanci Paweł G., Paweł P. i Adam W. usłyszeli wyrok dwóch lat pozbawienia wolności i sześcioletni zakaz wykonywania zawodu policjanta. Wyrok jest prawomocny.
(fot. Beata Makowska)
Dla Macieja Stachowiaka, ojca mężczyzny, wyrok jest rażąco niesprawiedliwy.
- Użycie tasera nie przyczyniło się do śmierci mężczyzny, ale było bezzasadne i można traktować to jako tortury - tłumaczyła wyrok sędzia Małgorzata Szyszko.
Pełnomocniczka rodziny Igora Maria Radziejowska, podkreślała, że akt oskarżenia sporządzony przez prokuraturę był zły i nieprofesjonalny i przez to ukarano policjantów tylko za zdarzenie z toalety, a nie trzygodzinne znęcanie się nad zatrzymanym Igorem.
Tydzień temu przed SO zakończyły się mowy końcowe obrońców byłych policjantów oraz oskarżyciela posiłkowego w tym procesie. Ostatnie słowa wygłosili też dwaj oskarżeni, którzy byli na sali - Paweł P. i Adam W. Sąd ze względu na zawiłość sprawy odroczył w poniedziałek wydanie wyroku do 19 lutego.
W czerwcu ubiegłego roku Sąd Rejonowy dla Wrocławia Starego Miasta uznał, że czterej byli policjanci - Łukasz R., Paweł G., Paweł P. i Adam W. - są winni przekroczenia uprawnień i znęcania się nad Igorem Stachowiakiem. Najwyższą karę – 2,5 roku więzienia – sąd orzekł dla Łukasza R., który trzykrotnie użył wobec Stachowiaka tzw. tasera (paralizatora elektrycznego). Pozostali oskarżeni zostali skazani na 2 lata więzienia. Mieli, jak mówił sąd, "asystować przy użyciu urządzenia taser". Od wyroku odwołała się rodzina Stachowiaka, która jest oskarżycielem posiłkowym w tym procesie i chce zmiany kwalifikacji czynu na nieumyślne spowodowanie śmierci. Apelację złożyli też obrońcy byłych policjantów, domagając się ich uniewinnienia.
Pełnomocnik rodziny Stachowiaka, oskarżyciel posiłkowy, mec. Mikołaj Pietrzak podkreślił w poniedziałek w mowie końcowej w SO, że sprawiedliwy wyrok w tej sprawie to taki, który "przede wszystkim stwierdza, że istnieje związek pomiędzy zachowaniem oskarżonych funkcjonariuszy, a śmiercią Igora Stachowiaka". Dodał, że sprawiedliwy wyrok w tej sprawie to również taki, który "nazywa zachowania funkcjonariuszy po imieniu: tortury". Jak mówił mec. Pietrzak, "używając sformułowania "znęca się" bagatelizujemy ogrom cierpienia zadanego przez tych, którym powierzamy nasze bezpieczeństwo". Dodał, że postępowanie oskarżonych pasuje do definicji tortury przyjętej w Konstytucji, w Europejskiej Konwencji Praw Człowieka i w konwencji ONZ przeciw torturom.
Z kolei obrona Pawła P. zaznaczała, że udział poszczególnych oskarżonych w wydarzeniach, które rozegrały się na komisariacie, jest różny. P. - jak wskazywała obrona – nie używał tasera i nie był nawet przeszkolony do używania tego urządzenia, a więc - jak podkreślono - nie miał świadomości, jakie skutki może wywołać kilkukrotne rażenie tym urządzeniem poszkodowanego. Również obrona Adama W. - drugiego z oskarżonych obecnych w poniedziałek w sądzie - przestrzegała przed traktowaniem w taki sam sposób wszystkich oskarżonych.
Paweł P. w ostatnim słowie przed wydaniem wyroku powiedział, że "całe życie poświęcił pomaganiu innym (...) i jako ratownik medyczny i jako policjant". Podkreślił , że na komisariacie znalazł się w zupełnie innej sprawie. "Nigdy nie działem z zamiarem wyrządzenia panu Stachowiakowi żadnej rany psychicznej, ani fizycznej krzywdy” - mówił P. Dodał, że nie miał żadnego wpływu na użycie tasera przez Łukasza R. "Nie wiedziałem też, ile razy pan Stachowiak zostanie rażony" - mówił. Mówił, że do przyjazdu pogotowia prowadził reanimację Igora Stachowiaka. "Nie udało mi się go uratować i jest mi z tego powody bardzo przykro" - stwierdził. Z kolei Adam W. w ostatnim słowie podkreślał, że żałuje, iż w pomieszczeniach komisariatu nie było monitoringu, albo był on niesprawny. "To ułatwiłoby pokazanie tego, że mój udział w tej sprawie był przypadkowy, chwilowy" - powiedział. Dodał, że użycie paralizatora wobec Stachowiaka było zasadne, ale już sposób tego użycia – jak mówił W. - był nieprawidłowy. "Ja użyłbym tego paralizatora raz (taser został użyty trzykrotnie – przyp. PAP) i sprawdziłbym, czy mężczyzna reaguje" - mówił.
Śledztwo dotyczące przekroczenia uprawień przez policjantów i nieumyślnego spowodowania śmierci Igora Stachowiaka wszczęła Prokuratura Rejonowa dla Wrocławia Starego Miasta. Decyzją Prokuratury Krajowej postępowanie zostało jednak przekazane Prokuraturze Okręgowej w Poznaniu. Podczas śledztwa przesłuchano kilkudziesięciu świadków, powołano biegłych - lekarzy medycyny sądowej oraz z zakresu fonoskopii, biologii, toksykologii, genetyki, informatyki, daktyloskopii, taktyki i techniki interwencji. Zabezpieczono także dokumenty oraz nagrania z monitoringu, kamer - paralizatora i telefonów komórkowych. Przeprowadzono też eksperyment procesowy. Po śmierci Stachowiaka w maju 2016 r. pod komisariatem przez kilka dni trwały zamieszki. Mieszkańcy protestowali, sugerując, że policjanci doprowadzili do śmierci zatrzymanego. Za spowodowanie tych zamieszek i naruszenie nietykalności policjantów oskarżono i skazano kilkadziesiąt osób.
W maju 2017 r. po ujawnieniu przez media nagrania z kamery paralizatora, którego funkcjonariusze użyli wobec Stachowiaka na komisariacie, ówczesny minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak odwołał komendanta wojewódzkiego policji we Wrocławiu. Stanowiska stracili też komendant miejski i zastępca komendanta komisariatu Stare Miasto.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.