Jacek Sutryk: W urzędzie pracują wrocławianie, nie kosmici. Należy im się za wykonaną pracę nagroda
Za Jackiem Sutrykiem rok prezydentury we Wrocławiu. O komentarz do najważniejszych z perspektywy mieszkańców stolicy regionu problemów i zagadnień poprosiliśmy dziś w Rozmowie Dnia. Prezydent Wrocławia Jacek Sutryk był Gościem Radia Wrocław.
POSŁUCHAJ ROZMOWY DNIA:
Premier Donald Tusk był kilka dni temu we Wrocławiu, wiem, że się spotkaliście. O czym rozmawialiście?
Rzeczywiście, spotkaliśmy się na długim lunchu. Rozmawialiśmy o Wrocławiu, samorządzie, Polsce, Unii Europejskiej. Donald Tusk to polityk z niezwykłym doświadczeniem, z bardzo ciekawymi spostrzeżeniami. Zawsze jest dobrym adresem do prowadzenia różnych rozmów, niezobowiązujących tym razem, bo po prostu rozmawialiśmy o sprawach polskich i polskiego samorządu.
Czy Wrocław jest bliski premierowi?
Jest bliski. Postrzega to miasto tak jak i my - jako nowoczesne, europejskie, stojące na straży różnych demokratycznych i samorządowych wartości. To są mu bliskie wartości, ale także mi i jestem przekonany, że większości wrocławianek i wrocławian.
Kilka miesięcy temu we Wrocławiu zarejestrowano fundację o nazwie Partia Wrocław. Jest Pan jej wiceprezesem. Po co ten projekt?
Każdy polityk na szczeblu centralnym i samorządowym powołuje takie organizacje po to, żeby gromadzić ludzi myślących podobnie, chcących coś wspólnie zrobić. Z tego to się wzięło. Jest to wspólny projekt, który prowadzimy od jakiegoś czasu i zostały nadane mu pewne instytucjonalne ramy.
Jakie są cele tej fundacji? Gdzie chcecie z nią być za rok?
Jakiegoś takiego bardzo konkretnego planu na tu i teraz na razie nie ma. Chcemy mówić o samorządzie, realizować projekty, które będą upowszechniały o nim wiedzę, które będą budowały społeczeństwo obywatelskiego. To są cele tej fundacji, która jest otwarta i do udziału w której wszystkich bardzo serdecznie zapraszam.
Jakiej wysokości nagrody powinny być przyznawane przez prezydenta Wrocławia dla jego współpracowników i urzędników w Pana ocenie?
To zawsze jest funkcją możliwości finansowych. Ja rozumiem, że Pan redaktor nawiązuje do tych nagród, które zostały udzielone jeszcze w poprzedniej kadencji.
Na razie pytam o Pana ocenę.
Ja nie mam problemu z mówieniem o pieniądzach w samorządzie dla ludzi, którzy pracują. Nie mam problemu tym bardziej, że ja zarabiam 12 tysięcy złotych brutto, nie mam żadnych dodatków, nagród. Zostawiam to bez komentarza. Jestem za tym, aby ludzie pracujący w samorządzie, ale także pracujący w administracji publicznej, żeby normalnie zarabiali. W Polsce od wielu lat próbuje narzucić się taką narrację - zresztą PiS sam stał się jej ofiarą - w ramach, której próbuje się ludziom wmówić, że te osoby, które pracują w samorządzie bądź administracji publicznej powinny to robić za jakieś minimalne pieniądze, bo to jest misja. To jest misja, ale oprócz tego jest życie. W urzędzie pracują wrocławianie, wrocławianki, to nie są kosmici. Jeżeli są możliwości finansowe, to tak jak w każdej innej firmie - należy im się za wykonaną pracę nagroda.
To inaczej. Czy te wysokości nagród, które przyznał prezydent Rafał Dutkiewicz - mówimy o kwotach w okolicach 50-60 tysięcy złotych dla wiceprezydentów - to z perspektywy urzędników są kwoty, które mogą zaboleć? Takie stawki powinny być wynagradzane?
Oczywiście, że niezręcznie mi komentować, bo nie ja te nagrody przydzielałem. Natomiast proszę pamiętać - i tak rozumiem logikę, która towarzyszyła przyznawaniu tych nagród przez prezydenta Dutkiewicza - że po 16 latach prezydent, który zbudował niesamowite miasto, żegnał się z wieloma pracownikami, z którymi pracował całe lata i chciał im w sposób szczególny podziękować. Z tego co ja pamiętam, te wyższe nagrody dotyczyły tylko zastępców prezydenta, a polski ustrój samorządowy nie przewiduje odpraw dla odchodzących wiceprezydentów, a wszyscy odeszli wraz z prezydentem Dutkiewiczem. Dodatkowo towarzyszy ich dalszemu funkcjonowaniu ustawa antykorupcyjna tzn., że nie mogą pracować właściwie na terenie miasta. Zostawiam ocenie innych, czy to są wysokie czy niewysokie stawki. Ja uważam, że po tylu latach można sobie w ten sposób podziękować, ale oczywiście najlepszym adresatem tego pytania jest prezydent Dutkiewicz.
A Pan już wynagrodził pracowników?
Ja pracuję w urzędzie 14 lat. Zarówno w jednostkach miejskich, spółkach miejskich, w urzędzie, podobnie jak i w innych firmach myślę - w Urzędzie Wojewódzkim, Urzędzie Marszałkowskim. Co roku jeśli są wypracowane w ramach funduszu płac. Mamy fundusz płac. W nim z czasem, z miesiąca na miesiąc, robią się pewne oszczędności - bo ludzie są na zwolnieniach lekarskich, bo są jakieś wakaty. Z tego tworzy się pewna górka, która później dzielona jest pomiędzy innych pracowników, którzy często przejmują obowiązki tych, których nie ma i z tego są nagrody. To nie są jakieś duże nagrody. 1000-1500 złotych. Ja pamiętam, że tak było od wielu lat i dla mnie nie ma w tym nic dziwnego. Tak, mówię o tym wprost - nie ma dla mnie w tym nic dziwnego, że ludzie są nagradzani za swoją pracę.
Czy w magistracie trwa kontrola Inspekcji Pracy?
Pan nawiązuje do artykułów mojej ulubionej gazety, której nazwy nie będę wymieniał.
Nie, Panie prezydencie. Pytam, bo przeczytałem wypowiedź rzecznik Inspekcji Pracy, która potwierdziła, że faktycznie taka kontrola jest.
Dobrze, ale poza tym jest jedna gazeta, która wszystkich wprowadza błąd i jest konsekwentna w tym. Nie lubiła prezydenta Dutkiewicza, nie lubi prezydenta Sutryka. Zostawiam to, myślę, że wrocławianie już się przekonali albo z czasem przekonają się o tym, co tam jest pisane. Natomiast urząd miasta, podobnie jak i jego jednostki, to gigantyczny pracodawca. Łącznie w urzędzie i jednostkach pracuje kilkanaście tysięcy wrocławianek i wrocławian. Tym samym nie ma tygodnia, żeby nie było u nas jakiejś kontroli. Przychodzi urząd kontroli skarbowej wychodzi, przychodzi urząd skarbowy, wychodzi, przychodzi NIK, wychodzi, przychodzi Inspekcja Pracy. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego i robienie z tego jakiejś nadzwyczajnej sytuacji, albo stawianie jeszcze idiotycznych pytań - czy prezydent Sutryk złamał prawo?
Ja tego nie powiedziałem.
Pan nie, ale mój ulubiony publikator. To jest po prostu zwykła manipulacja, która kiedyś obróci się przeciwko. Nie ma nic nadzwyczajnego w tym, że ktoś przychodzi i kontroluje. Takie są obowiązki Państwowej Inspekcji Pracy. Szkoda, że nikt nie pisze, nikt nie mówi o wynikach tych kontroli. Bo one są po prostu dobre.
No właśnie, dlatego ja o to pytam.
One są po prostu dobre. Proszę przyjść, może ktoś wystąpi w ramach dostępu do informacji publicznej o informacje, czy i kiedy urząd i za jakie przewinienia został ukarany. Może ten wątek warto pociągnąć, a nie wprowadzać mieszkańców w błąd.
Radni PiS chcą likwidacji buspasa na Grabiszyńskiej. Też są w tym bardzo konsekwentni. Czy Pan się przychyli do tej prośby? Ewentualnie rozpatrzy jakieś modyfikacje w tej sprawie?
Nie, ale nie dlatego, że ten wniosek złożyli radni PiS. Ja im to wczoraj powiedziałem - niech przestaną budować pewien kapitał polityczny na takiej nieprawdziwej narracji w ramach której próbują mówić o jakiejś walce z kierowcami. Przede wszystkim jestem kierowcą i auta, i motoru.
A dzisiaj do radia przyjechał Pan jakim środkiem transportu?
Samochodem w 12 minut. Naprawdę jest tak, że są przed nami pewne wyzwania. Aut w mieście z miesiąca na miesiąc jest coraz więcej. Mówimy o tym wskaźniku 700 aut na tysiąc mieszkańców. Do kolegów z PiS to nie przemawia, do mnie przemawia. Kolejny wskaźnik - do Wrocławia wjeżdża 250 tysięcy aut z terenów aglomeracji. Na Boga, to jest pewne wyzwanie cywilizacyjne! Wrocławianie są ludźmi otwartymi, nowoczesnymi, jeżdżącymi za granicę i widzącymi, jak tam te sprawy się układają. One dokładnie tak się układają - trzeba poprawić, bo to jest do poprawienia i ja mówię o tym bardzo otwarcie i myślę, że to się dzieje i wszyscy to widzą. Trzeba poprawiać transport publiczny, ale nie jesteśmy w stanie w tym zdefiniowanym historycznie układzie drogowym znaleźć więcej miejsca dla jeszcze większej liczby aut. Mówienie dzisiaj o tym, że należy zlikwidować buspas taki czy inny jest po prostu populizmem i o tym mówię wprost kolegom z PiS. Dziwię się, bo zdaje się, że ich opinie wyrażane tutaj lokalnie, są wbrew pewnej idei, którą od czasu do czasu ujawnia premier Morawiecki.
A nie chciał Pan przyjechać do radia tramwajem?
Chciałem, ale ja stąd jadę jeszcze w inne miejsce i w jeszcze inne miejsce. Ja akurat po Wrocławiu podróżuję autem bardzo dużo, o bardzo różnych porach dnia i nocy, w bardzo różne miejsca. Widzę to po liczniku naszego auta. Nie mam jakiś wielkich kłopotów z przemieszczaniem się.
A stoi Pan w korkach?
To zależy jaka jest definicja korka. Dwa, trzy cykle świetlne.
To ja się muszę z Panem przejechać kiedyś.
Bardzo serdecznie zapraszam. Jest to cecha każdego dużego miasta. Mówienie o tym, że Warszawie czy Krakowie tego nie ma jest po prostu kłamstwem. Ja z kolei bardzo serdecznie zapraszam, żeby tam ze mną pojechać i to zobaczyć. Ja już nie mówię o innych miastach na zachodzie, na wschodzie. Byłem naprawdę w wielu miejscach na świecie w tym swoim 40-letnim życiu i myślę, że mieszkańcy naszego miasta podobnie. Tu chodzi o to, żeby wreszcie zrozumieć pewne wyzwania, które przed nami są. Koledzy z PiS tych wyzwań nie rozumieją. Tu też jest istotna kwestia czystego powietrza, redukcji emisji spalin z aut. To wszystko jest szalenie ważne. Ja wiem, że jesteśmy w momencie przejściowym. Ten moment przejściowy będzie trwał jeszcze przez jakiś czas.
Mam wrażenie, że to jest bardzo trudna kumulacja dla mieszkańców. Z jednej strony prowadzicie duże inwestycje, z drugiej pojawiają się buspasy.
Ale to dobrze, że prowadzi się duże inwestycje, prawda?
Dobrze, tylko, że trudno się poruszać w tym czasie po mieście. Czy to jest Pana zdaniem odpowiednio skoordynowane?
Jest odpowiednio skoordynowane. Nie wiem co to znaczy, że miałoby być lepiej skoordynowane. To wszyscy rzucają takie hasła albo stawiają tezy, ale kompletnie ich nie rozwijają. Te wszystkie rzeczy są absolutnie przemyślane. Te wszystkie rzeczy czasami muszą być prowadzone w jednym czasie bo taka jest logika procesu inwestycyjnego. My się tych nowych sytuacji akurat uczymy. I teraz taka sytuacja. Nic się nie dzieje, to jest zarzut, że się nic nie dzieje. Dzisiaj we Wrocławiu jest największy front robót od roku 2010, 2011, kiedy przygotowywaliśmy się do Euro 2012, to teraz opozycja zarzuca mi, że za dużo się dzieje i stawia takie nieprawdziwe tezy, że to nie jest skoordynowane. To niech przyjdą ci wszyscy fachowcy i powiedzą jak to ma być lepiej zrobione. To naprawdę jest przemyślane. Dzisiaj siejemy, ale za jakiś czas będziemy zbierać i to będzie fajny plon dla tego miasta i jego mieszkańców.
Co pan poczuł, gdy Śląsk grał z Legią i kibole dali o sobie znać?
Musiałby pan wypikać albo wykropkować. Czułem wściekłość. Od ponad roku budujemy projekt Śląska Wrocław, na stadion przychodzą rekordowe liczby kibiców - zwykłych, z rodzinami. Na meczu z Legią było ponad 30 tysięcy osób, średnia meczów w tym sezonie to 15 tys. To pokazuje, że jest zapotrzebowanie, że jest widz piłki nożnej we Wrocławiu. Założę się, że podobna frekwencja byłaby na meczu z Lechem, który odbył się, z wiadomych przyczyn, bez kibiców. Jestem zły. Rozumiem logikę kibicowania, rozumiem nawet tych, którzy podchodzą nieco radykalniej do kibicowania, ale to, co się zadziało, było poza wszelkimi normami i to powinno zostać rozliczone. Mam nadzieję, że środowisko kibicowskie też to rozliczy, bo na sytuacje niebezpieczne nie może być i nie będzie miejsca.
Jak idzie poszukiwanie sponsora tytularnego dla naszego stadionu?
Rozmawiamy i rozglądamy się. Takie sytuacje, jak podczas meczu z Legią nie pomagają. Na mecz z Lechem byliśmy umówieni z ponad 250 Koreańczykami, którzy tutaj inwestują. Z powodów oczywistych ostatecznie do spotkania nie doszło. Chcę powiedzieć wszystkim tym, którzy kochają Śląsk i czują się za niego odpowiedzialni, że ta odpowiedzialność musi oznaczać właściwe kibicowanie. W przeciwnym razie trudno będzie pozyskać sponsora.
Jest ktoś w grze?
Nie, nie jest tak, że wybieramy między A, B czy C. To wymaga czasu i mądrego działania, ale także dobrego klimatu, który sprzyja poszukiwaniom nowych sponsorów czy partnerów strategicznych dla Śląska.
Nie obawia się pan strajku w MPK?
Nie obawiam się. Średnia wynagrodzeń we wrocławskim MPK jest bardzo przyzwoita, powtarzam to z pełną odpowiedzialnością. Sam byłem autorem pierwszej podwyżki, jeszcze na przełomie roku, teraz prezes dokonał drugiej podwyżki. Są też pewne granice, ale jeżeli będą możliwości i potrzeby, to wówczas kolejne podwyżki będą realizowane. Prezes wywiązał się ze wszystkich ustaleń - tak to widzę. Uczestniczyłem w tych rozmowach, nikomu krzywda się nie dzieje.
Czy wrocławianie doczekają się tramwaju na Jagodno? Ostatnio pojawił się problem z PKP.
Mam nadzieję, ze się doczekają. Znów wrocławianie, przez ten sam publikator, zostali wprowadzeni w błąd. Przygotowaliśmy projekt - taka jest sekwencja i logika działań projektowo-inwestycyjnych, który został poddany konsultacji z PKP. Dlaczego? Bo tam tory tramwajowe mają przecinać się z torowymi w poziomie. Nie ma przepisów w Polsce, które by te rzeczy regulowały - dlatego PKP, póki co, nam nie uzgodniło tego projektu, projekt nie dostał akceptacji ze względu na brak przepisu. Ale ścieżka nie jest jeszcze zamknięta. Będziemy namawiać, przekonywać, mam nadzieję, że znajdziemy jakieś wspólne rozwiązanie.
Jakie inwestycje zaplanował pan na 2020 rok?
Chciałbym, aby z dużych, infrastrukturalnych inwestycji rozpoczął się remont trzech mostów: Pomorskich, Chrobrego, Osobowickiego. Dokończymy obwodnicę Leśnicy, czyli połączenie ul. Kosmonautów z ul. Graniczną, plus dwa pasy z dwóch kierunkach na odcinku od Pilczyc do szpitala przy Fieldorfa. Będziemy budować duży zespół szkolno-przedszkolny na Wojszycach, mam nadzieję, ze rozpoczniemy inwestycję jeżeli chodzi o szkołę dla Lipy Piotrowskiej. Będziemy budować halę przy 13 LO, dużą, a właściwie dwie, będziemy budować kompleks sportowy przy Racławickiej. Jednym słowem cały, szeroki front robót, które sprawią, że Wrocław będzie jeszcze piękniejszym i fajniejszym miastem.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.