Miał być kontrakt, są ogromne straty. Chińskie "konsorcjum" oszukało karkonoskich przedsiębiorców
Prowadzący biuro podróży Krzysztof Korzeń podjął współpracę z chińskim konsorcjum. Był w Chinach. Podpisał kontrakt. Strony umówiły się, że koszty bankowe i notarialne ponoszą po połowie. Krzysztof Korzeń wpłacił swoją połowę kosztów, ale żadni Chińczycy nie przylecieli do karkonoskich hoteli. Znalazł w internecie wpis na duńskim blogu, że w Europie, Azji, czy Ameryce wiele firm dało się oszukać. Mechanizm jest podobny:
W Polsce nie ma systemu ostrzegania przed oszukańczymi firmami. Przedsiębiorcy są uważani za profesjonalistów, którzy sami powinni kalkulować ryzyko. Ministerstwo Spraw Zagranicznych ostrzega jedynie w sprawach chińskich przepisów i ich stosowania wobec cudzoziemców. Chińskie oszustwa kilka lat temu polegały na zapraszaniu Europejczyków do Chin, gdzie zwabieni kontraktami płacili za restauracje, kupowali drogie prezenty i płacili łapówki. Od miasta miasta Guilin nazywano je oszustwami guilińskimi. Zdarzały się też wyłudzenia zapłaty za towary, które nigdy nie dojeżdżały do Polski, a obecnie bardziej wyrafinowane oszustwa polegają na wyłudzaniu stosunkowo niewielkich kwot - kilku tysięcy euro.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.