Tarasiewicz: "Kibice Śląska nie będą wstydzić się za moich zawodników"
Jak Pan odbiera zawirowanie związane z początkiem sezonu? Czy to normalne?
Ryszard Tarasiewicz: - Może wszystkich zdziwię, ale uważam, że jest to normalne. Zrobiliśmy pierwszy krok w stronę walki z korupcją. Więc jeżeli mamy ponieść takie konsekwencje jak w zeszłym roku, gdy liga była przesunięta, to może będzie to ostatni taki sezon, a potem wszystko wróci do normy i przez długie lata będzie uporządkowane.
Czy potwierdza Pan spekulacje o zainteresowaniu Śląska M. Robakiem z Widzewa i Sz. Pawłowskim z Zagłębia? Jakie są szanse na ściągnięcie ich do Śląska?
- To nie jest tak, że Tarasiewicz nie chce wydawać pieniędzy. Na pewno nie mamy ich dużo. Ale jeśli chcemy pozyskać niektórych zawodników, którzy mieliby podnieść poziom i jakość gry, to na jednego zawodnika musielibyśmy wydać 3 mln zł na rok. Dzisiaj nie stać nas na takie wydatki.
Do drużyny dołączyli Ivo Vazgeč i Amir Spahić. Jak wkomponowali się w zespół? Jak Pan ich widzi?
- Amir jest bardziej otwarty, bardziej komunikatywny, może z tego względu, że dużo rozumie po polsku i stara się mówić w naszym języku. Ivo jest młodym bramkarzem, ma 23 lata, nigdy nie przychodził tu jako numer jeden. Tak więc do końca będzie rywalizacja o to, kto będzie pierwszym bramkarzem. Uważam, że Wojtek Kaczmarek uczynił duże postępy. Zobaczymy, kto będzie stał w bramce. Na pewno atutem Ivo jest to, że lepiej gra na przedpolu niż Wojtek. Obaj mają swoje atuty.
Czyli gdybyśmy połączyli je...
- ... to mielibyśmy Casillasa (śmiech).
Co dzieje się w ataku Śląska? Co z Vukiem Sotiroviciem? Czy w dalszym ciągu nie potrzebujemy napastnika? Czy naprawdę nie ma piłkarza, który mógłby podnieść poziom w linii napadu?
- Są napastnicy, którzy są drodzy. Dzisiaj nie stać nas na kupno takiego zawodnika.
A co z Sotiroviciem?
- Na nieszczęście dla nas Vuk – choć ma bardzo duży potencjał – od dłuższego czasu ma drobne urazy, które go hamują w rozwoju i w pokazaniu swoich umiejętności. Wiadomo, że częściej będziemy grać jednym napastnikiem. Po odejściu Łudzińskiego i Sobocińskiego został Sotirović, Szewczuk i Biliński. To zawodnicy, którzy w pełni zdrowia powinni potwierdzić swoje możliwości. Nie są wcale gorsi od tych, których moglibyśmy pozyskać, a nie mieliby pewnego miejsca.
Czy nie jest tak, że wejście Solorza zaszkodziło nam w transferach, bo żąda się od Śląska astronomicznych kwot?
- W tym jest dużo prawdy. Menedżerowie, czy ogólnie ludzie związani z piłką w najbliższym czasie powinni to zrozumieć. Do ich świadomości powinno dojść, że jeśli pan Solorz przejął Śląsk Wrocław, to nie jest to studnia bez dna. I trzeba trochę poczekać, aż ten budżet – jeżeli chodzi o sprawy transferowe – będzie wyższy. Mam nadzieję, że będzie tak w sezonie 2012/13.
(Posłuchaj pierwszej części rozmowy/czatu z Ryszardem Tarasiewiczem).
Czy przewidywany jest transfer napastnika przy niesprzyjających okolicznościach - dalszych kontuzjach Vuka?
- Nie sądzę. Chyba że naprawdę będziemy mieli kłopoty ze zdobywaniem bramek. Myślę, że Tomek Szewczuk to nie będzie taki snajper jak Brożek, czy Micański, ale kilka bramek może strzelić. Duży potencjał ma Kamil Biliński.
Czy jest szansa, że Śląsk ściągnie jeszcze kogoś do końca okienka transferowego? Zwłaszcza napastnika, czy playmakera?
- Bardziej interesowaliby nas skrajni pomocnicy: typowo lewonożny zawodnik i ktoś na prawą stronę. Dopiero później napastnik. Mamy Gancarczyków. I w razie – odpukać – ich problemów zdrowotnych, czy słabszej dyspozycji nie mamy za dużego pola manewru. A jeśli chodzi o linię środkową jest i Dudek, i Ulatowski, i Mila, który dochodzi do siebie, więc w tym sektorze nie powinno być problemów.
Jak Pan ocenia okres przygotowawczy? Czy udało się poprawić pewne rzeczy względem lat ubiegłych?
- Poprawiliśmy przede wszystkim pojemność tlenową. Dlatego zdecydowaliśmy się zwiększyć objętość treningów i zajęć, żeby podnieść jeszcze próg tlenowy, który pozwoli nam grać na jeszcze wyższym poziomie, jeśli chodzi o motorykę w meczach ligowych.
Co z napastnikami? Czy ryzykujemy 4-5-1 z Tomaszem Szewczukiem na szpicy?
- Z kim byśmy nie grali w sobotę, zagramy jednym napastnikiem i będzie nim Tomek Szewczuk.
Brak Mili, Sotirovicia, Fojuta... Zostaje tylko Biliński na zmianę Szewczuka. Pustki ma Pan na ławce...?
- Tak. Przeglądając osiemnastkę na mecz z Cracovią, to można powiedzieć, że ta ławka rezerwowych nie jest aż tak optymistyczna w razie jakichś problemów. Z drugiej strony kiedy ci młodzi zawodnicy, którzy występują w Młodej Ekstraklasie i czekają na swoją szansę mogą zaistnieć? Dzięki takim sytuacjom nie raz rodzą się talenty. My naprawdę nic nie musimy w tym sezonie - i nie jest to minimalizm, ani asekuracja ze strony zawodników, będziemy starali się w każdym meczu grać o zwycięstwo. Zobaczymy, co pokaże jesień i po ostatnim meczu rundy jesiennej zweryfikujemy nasze cele.
Czy sztab szkoleniowy obserwuje jakichś zawodników, którzy mogliby zagrać w Śląsku?
- Scouting nam trochę kuleje. Do końca roku powinniśmy zatrudnić jednego-dwóch ludzi, którzy będą penetrować rynek nie tylko dolnośląski, ale ogólnopolski. I takich, którzy wyjadą w różne regiony Europy, żeby szukać zawodników. To niezbędne do funkcjonowania dobrego klubu. W tym kierunku powinniśmy zrobić największy krok.
Czy czuje się Pan trenerem, który ma najpewniejszą pracę w ekstraklasie? W gazetach piszą, że nawet jeśli Ryszard Tarasiewicz przegra trzy mecze z rzędu, to i tak go we Wrocławiu nie zwolnią.
- Ja takich zapewnień nie otrzymałem od nikogo. W zawód trenera trzeba wkalkulować możliwość trzech porażek. Taką sytuację przeżyłem w drugiej lidze, ale skończyło się happy endem, awansowaliśmy. Teraz nie ma powodu sądzić, że tak nie będzie. Jednak nie powinniśmy zakładać, że przegramy trzy mecze z rzędu. Trzeba wierzyć w to, że to co się robi to słuszna droga i iść w tym kierunku. A decyzja o zatrudnieniu, czy zwolnieniu nie należy do mnie.
Czy teraz Śląsk ma silniejszą drużynę niż rok temu?
- Może silniejsza nie jest, ale jest bogatsza w doświadczenia. Jeśli chłopcy wyciągną pozytywne wnioski z ubiegłego sezonu i nie narzucą sobie zbyt dużej presji, która na nich będzie ciążyła, to nie powinno być gorzej niż w poprzednim sezonie.
Co z tym 2,5-milionowym budżetem transferowym? Za te pieniądze da się znaleźć dwóch porządnych graczy.
- Prawda.
O co Śląsk zawalczy w sezonie 2009/2010?
- Nie wiem. W Lechu, czy Wiśle gra się o mistrzostwo Polski. My też gramy o mistrzostwo, ale te czołowe zespoły kadrowo wyglądają lepiej od Śląska. Nikt kto jest kibicem Śląska nie będzie się wstydził za postawę moich piłkarzy na boisku. A wyniki to sprawa otwarta.
Który z młodych zawodników ma największą szansę gry w pierwszej drużynie?
- Kaśnikowski i Szydziak będą w osiemnastce na Cracovię.
Czy znów walczymy o co najwyżej prestiżowy Puchar Ekstraklasy? Co z Pucharem Polski?
- W tym sezonie prawdopodobnie nie będzie Pucharu Ekstraklasy. A o co walczymy? Dużo łatwiej awansować do pucharów poprzez Puchar Polski, bo jest mniej meczów. Chcieliśmy bardzo poważnie potraktować zeszłoroczny Puchar Polski, ale przegraliśmy. Gdybym wiedział, że dwa dni później będzie taka, a nie inna nasza postawa w meczu z Polonią... To był fatalny tydzień.
Co z Zahorskim?
- Nie jest może wirtuozem techniki, ale jest obdarzony dużą mocą. Ma dobrą szybkość, ciąg na bramkę. Na dzisiaj nie ma tematu, bo jest kontuzjowany. Poza tym nadal ma kontrakt z Górnikiem Zabrze.
Dlaczego Tęsiorowski musiał odejść?
- Waldek od dłuższego czasu nosił się z odejściem. Chciał spróbować pracy na własną rękę. Robi papiery w szkole przy PZPN. Nie jest wykluczone, że wróci do Śląska. Ale nie mógł – będąc w Śląsku – skorzystać z oferty innego klubu.
Czy ma Pan zamiar prowadzić Śląsk tak jak Arsene Wenger prowadzi Arsenal, stawiając na młodych?
- Chciałbym, żeby tak było. Nigdy nie bałem się stawiać ani na zawodników młodych, ani na tych zaawansowanych wiekowo. Mnie przede wszystkim interesuje dobra gra zespołu i zwycięstwa. Jeśli młody zawodnik nie będzie odstawał od innych, to będzie grał. Arsene Wenger ma o tyle ułatwioną sprawę, że ma młodych zawodników, którzy mają o wiele większy potencjał niż nasi młodzi zawodnicy. A jeśli zajmie czwarte czy piąte miejsce, to nikt nie będzie miał do niego pretensji.
Czy utrzymuje Pan kontakty z Arsenalem?
- Ostatnio rozmawiałem z asystentem trenera Arsenalu. Chciał się dowiedzieć, kiedy gramy jakiś mecz z jednym z najlepszych zespołów w Polsce. Już raz człowiek z Arsenalu był na meczu Śląska. Myślę, że te kontakty będą utrzymywane. Niewykluczone, że za jakiś czas znów pojadę do Arsenalu.
Czy zespół Śląska pozyska jeszcze przed startem ligi jakiegoś zawodnika? Chodzą pogłoski o Marku Saganowskim. Czy to prawda?
- To nieprawda. Tak samo jak pogłoski o Niedzielanie. Nie wiem skąd się biorą takie informacje. Niektórzy zawodnicy, którzy szukają klubu nie raz rzucają takie hasło do dziennikarzy. Nigdy nie rozmawiałem ani z tymi zawodnikami, ani ich menedżerami.
Czy jest szansa, że ściągnie Pan kogoś z Lens czy Nancy?
- Powiem szczerze, że myślałem o tym. Ale raczej nie idziemy w tym kierunku, żeby kogoś wypożyczać. Bo później i tak nie będzie naszym zawodnikiem. Sumy transferowe, żeby wykupić takiego zawodnika są później ogromne. Wolę rozbudować scouting i szkolić młodzież, żeby za dwa-trzy lata z tych 18-, 20-latków jednego, dwóch zawodników dokooptować do pierwszego zespołu.
Jakie perspektywy ma Tadeusz Socha?
- Zrobił bardzo duże postępy od dwóch-trzech sezonów. To zawodnik, który bardzo mocno naciska na grę na prawej stronie. Tadziu jeszcze przeplata mecze bardzo dobre ze słabymi. Nie może ustabilizować formy. Jeżeli będzie szedł w kierunku, w którym idzie, to może to być mocny punkt naszej obrony.
Co z rozwojem infrastruktury w klubie? Czego potrzebuje Śląsk?
- Mamy boisko treningowe, o które zabiegałem od dłuższego czasu. Jakość tych boisk we Wrocławiu nie była najlepsza. Nas trochę uratowała organizacja meczu eliminacyjnego ze Słowenią, gdzie miasto w okresie niecałych trzech miesięcy rozbudowało budynek na Oporowskiej. Mamy bardzo przestrzenne szatnie, odnowę biologiczną, boczne boisko. Myślę, że za niecałe 2,5 roku będzie to nasza baza treningowa na Oporowskiej.
Czy Śląsk nie powtórzy błędu Cracovii – czyli pod koniec dobrze rozpoczętego sezonu będzie rozpaczliwa walka o utrzymanie?
- Nie mogę tego zagwarantować. Będziemy grali w takim samym stylu jak w ubiegłym sezonie. A czy to się przełoży na zwycięstwa i na punkty? Nie mogę na to odpowiedzieć.
Czy kibice powinni jeszcze czekać i spekulować co do ewentualnych wzmocnień drużyny? Czy sztab na poważnie kogoś szuka? A może jest tak, że skład jest zamknięty i do końca sierpnia nie przewiduje się dodatkowych wydatków?
- Nie jest tak, że począwszy od pierwszego meczu w sobotę zamknęliśmy kadrę pierwszego zespołu. Jest jeszcze miesiąc. Jeżeli będziemy mogli pozyskać kogoś wartościowego, to zrobimy to. To nie jest tak, że my nie chcemy. Mam tylko prośbę, żeby przychodzić na mecze i cieszyć się z dobrej postawy zespołu i z poważnego podejścia piłkarzy do swojego zawodu.
(Posłuchaj pierwszej części rozmowy/czatu z Ryszardem Tarasiewiczem).
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.