Wojtek Cugowski (Bracia): Lecimy do Los Angeles
Posłuchaj naszej rozmowy z Wojtkiem Cugowskim:
Wojtek Cugowski: - Z zespołem Bracia raczej nie, z tego co sobie przypominam. Natomiast kiedyś na początku, jak zaczynaliśmy z Piotrkiem grać, to rzeczywiście braliśmy udział w jednym czy dwóch konkursach regionalnych u nas w Lublinie. W tamtych czasach to było dla nas przeżycie, bo mogliśmy zagrać na scenie i rzeczywiście to było fajnie.
A udało się wam wygrać te konkursy?
- Szczerze mówiąc słabo pamiętam (śmiech), ale możliwe, że dostaliśmy jakieś wyróżnienie, co jest bardzo miłe i zdecydowanie młodym zespołom potrzebne.
To w takim razie jaka jest wasza recepta, żeby znaleźć się w tym miejscu, w którym wy jesteście?
- Boże drogi…! Jedyna recepta to jest chyba konsekwencja. Żeby nie odpuszczać. W większości przypadków jest tak, że młody zespół zaczyna grać, coś się zaczyna dziać, ale nigdy nie jest tak, że natychmiast, nie wiadomo gdzie ten zespół trafia – pod względem popularności na przykład. I właśnie brakuje konsekwencji, bo zaczynają się problemy finansowe, które są w tym zawodzie nieodłączne na początku. I zaczynają muzycy chodzić do pracy, od 8 do 15, później próba – i tak to się toczy. Dlatego myślę, że konsekwencja – to jest najbardziej potrzebne.
Swego czasu wziąłeś udział – razem ze swym bratem – w jednym z realisty show. Czy to był sposób na pokazanie się?
- To był środek do tego, żeby pokazać, co robimy muzycznie. To absolutnie od samego początku nie miała być forma promocji nas jako charakterów takich czy innych, bądź ludzi ładnie wyglądających, miłych czy fajnych… Nie. Myśmy mieli na celu promocję zespołu i to rzeczywiście w jakimś sensie się nam udało. To już było 3 lata temu. Mogliśmy zagrać dwa koncerty, które ukazały się we fragmentach w telewizji, która transmitowała ten program. Nagraliśmy też teledysk, który jest jednym z lepszych naszym dorobku.
Czyli nie żałujesz tego występu?
- Nie żałuję, bo szliśmy tam w bardzo konkretnym celu, ten cel osiągnęliśmy, na tamten moment najlepiej jak można było. A kiedy go już osiągnęliśmy, to z tego programu wyszliśmy bez większego żalu…
Ten rok był dla was dobry – zdobyliście nagrody na festiwalach Top Trendy i w Opolu. Czy te nagrody zmieniły coś, mają jakieś konkretne przełożenie na toco się dzieje teraz?
- Te nagrody zdobyliśmy dzięki publiczności., bo to były akcje sms-owe i tych głosów zdobyliśmy rzeczywiście dużo. Zajęliśmy pierwsze miejsce na Top Trendy i drugie w Opolu w koncercie premier, co jest bardzo dużym sukcesem jak dla nas, jesteśmy fanom i ludziom, do których trafia nasza muzyka bardzo wdzięczni. Ale czy to jakoś zmieniło nasze życie? Chyba nie, bo każdy rok u nas składa się z koncertowania i siedzenia w studio. Ale ten rok rzeczywiście był bardziej intensywny niż zeszły i zagraliśmy tych koncertów dużo. Ale to wszystko dzięki publiczności
Niedługo będziecie grać koncert aż za oceanem, czy to będzie jakaś trasa amerykańska?
- Wylatujemy do Los Angeles, gdzie będziemy brać udział w promocji Polski. Oczywiście to będzie impreza polonijna, więc nie chcę tu mówić, że to będzie tourne po Stanach Zjednoczonych (śmiech), bo to byłoby troszkę nadużycie. Ale fajnie będzie tam pojechać, zagrać, obejrzeć miejsce, które jest sercem muzyki rockowej. Ale nie ukrywam, że przymierzamy się też do dwóch koncertów dla publiczności amerykańskiej. Płytę nagraliśmy w dwóch wersjach polskiej i angielskiej, to będzie okazja, żeby tę angielską tam zaprezentować.
Jakieś specjalne miejsce zostało wynajęte? Może takie w jakim grała Budka Suflera?
- Rozumiem, że mówisz o Carnegie Hall? (śmiech). Nie, to jest zupełnie inna historia. Oni maja za sobą wiele lat grania i to było w pewnym sensie zwieńczenie ich pracy. I myślę, ze należy chylić tu czoła, bo artystów polskich, którzy wystąpili w Carnegie Hall było bardzo niewielu. Mam nadzieje, że kiedyś i nam się uda, ale my jesteśmy zespołem wciąż młodym, i jeżeli te koncert dojdą do skutku, to będą to kluby
Przez pewien czas mieszkałeś we Wrocławiu, jesteś jeszcze Wrocławianinem?
- No już nie jestem (śmiech). Wrocław to bardzo fajne miasto, pod względem kulturalnym dużo tu się dzieje, jest dużo studentów. Jest tu trochę inaczej niż w moim rodzinnym Lublinie. Spędziłem tu prawie pół roku, poznałem moją obecną narzeczoną, z którą mieszkamy teraz jednak w Lublinie. Nie ujmując niczego Wrocławiowi nie czułem się tu najlepiej jeśli chodzi o mieszkanie. Bardzo chętnie tu przyjeżdżam na dzień, dwa, dobrze znam to miasto, bo trochę tu jednak przemieszkałem, mam z nim bardzo miłe wspomnienia. Ale mieszkać mogę tylko w Lublinie.
A Warszawa? Niektórzy twierdzą, że tylko tam można robić karierę.
- My mamy tą dobrą sytuację, że mamy tylko 160 km, więc nie jest problemem wsiąść w samochód i znaleźć się w dwie godziny w Warszawie. Ale rzeczywiście, centrum tak zwanego show biznesu w Polsce znajduje się w Warszawie, więc to, żeby jakiś młody zespól wyjechał do Warszawy nie jest wcale złym pomysłem. Natomiast ja na pewno nie. Nie byłbym w stanie tam mieszkać. Tam jest wszystkiego za dużo, za szybko. Jak przyjeżdżam do siebie do Lublina, tam jest cisza, błogi spokój. Tam się czuję najlepiej.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.