Katie Melua "Pictures"
Gdyby Katie Melua wydawała swoje płyty rzadziej, jak Sade na przykład, publikowanie bliźniaczo podobnych piosenek miałoby sens. Ale „Pictures” to trzecie wydawnictwo w ciągu czterech lat. O jedno za wiele, bo oczywiście nic się u Katie nie zmieniło.
W ciągu tych czterech lat ta nikomu nie znana dziewczyna stała się 23-letnią kobietą, z dość głośnym romansem na koncie. Zażyłość z Luke’em Pritchardem, liderem zespołu The Kooks już się skończyła, za to zawodowy związek z kompozytorem i producentem Mike’em Battem trwa, czego owocem jest kolejna płyta. Podobno ostatnia w tej konfiguracji. Dla Meluy będzie to krok naprzód, jeśli dobierze ciekawy repertuar. Sama raczej nie sprosta w pełni autorskim wyzwaniom, choć z mniejszym lub większym sukcesem pisze także własne piosenki. Przy pięciu numerach z albumu „Pictures” współautorzyła, ledwie jedną piosenkę stworzyła osobiście („Spellbound”, najsłabszą na płycie). Najlepsze wyszły spod pióra (albo spod komputera) Batta, w przeszłości autora przebojów Arta Garfunkela, Elkie Brooks, Cliffa Richarda, Vanessy Mae. Batt ma niewątpliwy talent balladowy, zauważony w końcu lat 60., po tym, jak wysłał odpowiedź na słynne ogłoszenie Raya Williamsa w „New Musical Express”. Wtedy z Liberty Records kontrakty parafowali również młodzi Elton John i Bernie Taupin.
Poprzednie albumy Katie sprzedawały się lepiej niż świetnie. Z najnowszym na razie trochę gorzej, lecz to dopiero początek rynkowej ekspansji. U nas i w Wielkiej Brytanii „Obrazki” są złote, w Szwajcarii platynowe. Wspólny z poprzednimi płytami tej wokalistki jest nie tylko nastrój i styl, komercyjna melodyjność i potencjał. Na każdym z dotychczasowych albumów Batt i Melua umieszczali covery (The Cure, Johna Mayalla, Randy Newmana, The Beatles), tu też znalazło się miejsce na jeden. „In My Secret Life” to utwór Leonarda Cohena z „Ten New Songs”. Powinien być mocnym akcentem na zakończenie, okazuje się przykrym nieporozumieniem. Instrumentacyjnie zrealizowano go wiernie w stosunku do oryginału. Natomiast Katie zabrała się do dzieła po swojemu, czyli nie ukrywając swych słabości: nadmiernego przeciągania frazy i wokalnego gawędziarstwa.
(Posłuchaj dalszego ciągu recenzji wyemitowanej w Polskim Radiu Wrocław):
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.