Rozmowa Dnia: Tomasz Sekielski: Ofiary muszą walczyć ze zmową milczenia
W sobotę na oficjalnym profilu Tomasza Sekielskiego na kanale YouTube premierę miał dokument pt. "Tylko nie mów nikomu", w którym przedstawione zostały przypadki wykorzystywania seksualnego małoletnich przez osoby duchowne. Do tej pory film obejrzało prawie 18 milionów osób. Produkcja została sfinansowana dzięki internetowej zbiórce.
Dlaczego film powstał dopiero teraz? O czym on właściwie jest? Czego spodziewa się po nim Tomasz Sekielski? Czy kościół wyciągnie wnioski?
Między innymi na te pytania odpowiadał Gość Rozmowy Dnia Radia Wrocław Tomasz Sekielski:
Dlaczego ten film powstał dopiero teraz?
To jest dobre pytanie. Ja osobiście myślałem o tym projekcie od 2013 roku. Inne zobowiązania zawodowe sprawiały, że nie miałem czasu tym tematem się zająć. W momencie kiedy zostałem zupełnie niezależnym producentem telewizyjnym i filmowym postanowiłem wrócić do tego tematu i go zrealizowałem w oparciu o zbiórkę internetową. Dlaczego inni, którzy mieli takie możliwości, mówię o innych telewizjach, nie były zainteresowane tematem? Nie wiem. Nie chcę wypowiadać się za innych. Każdy powinien sam odpowiedzieć na to pytanie. Najważniejsze jest to, że ten film powstał. Każdy z kim rozmawiałem, nie mówię tutaj o TVN i TVP, tylko o osobach związanych z produkcją filmową i innymi redakcjami. Przed rozpoczęciem zbiórki internetowej prowadziłem kilka rozmów i próbowałem zainteresować ludzi tym tematem. Wszyscy mówili, że taki film musi powstać, jednak nigdzie nie otrzymałem wsparcia finansowego. Dzisiaj się z tego nawet cieszę, bo dzięki temu mieliśmy absolutną wolność twórczą, absolutną niezależność, nie można było na nas wywierać żadnej presji, zresztą nikt specjalnie na niej jej nie próbował wywierać. Niewątpliwie swoboda twórcza, dziennikarska, filmowa sprawiają, że cieszę się, że tak się stało. Nie mam żalu. Chociaż bawi mnie oczywiście to jak ci, którzy półtora roku temu klepali mnie po plecach i mówili, że obejrzą film ale nie chcą brać czynnego udziału w jego powstawaniu, teraz dzwonią, gratulują i pytają o różne rzeczy.
O czym właściwie jest?
Jest to spójna opowieść o tym co czują ofiary, co o tym co zrobili myślą oprawcy. To jest też wreszcie pokazanie zmowy milczenia i to na różnych poziomach, począwszy od kręgu najbliższych osób skrzywdzonych, kończąc na kościelnej hierarchii. To jest film, który pokazuje jak osamotnione skrzywdzone osoby, którym wyrządzono niebywałą krzywdę, wykorzystano seksualnie, gwałcono, przez to właśnie wywrócono do góry nogami życie, pozostawiono samym sobie, one muszą walczyć z tym wszystkim, by opowiedzieć swoją prawdę, by domagać się sprawiedliwości, albo prostego słowa "przepraszam". Jest to spektrum opisujące samo zjawisko i tego co dzieje się wokół.
Czego pan się spodziewa po tym filmie? Jakie ma pan oczekiwania?
Liczyłem na rozpoczęcie dyskusji. Liczę, że ona wróci do meritum, że nie zakończy się polityczną "nawalanką". Nie mówię o żadnej konkretnej partii, ale mam wrażenie, że politycy obejrzeli film, mówią że są wstrząśnięci, ale zamiast pochylić się nad problemem, rozpoczęło się wykorzystywanie instrumentalne tego filmu. Na to wpływu nie mam.
Kościół wyciągnie wnioski? To będzie oczyszczające?
Widzę pewną zmianę w nastawieniu kościoła. Nie spodziewałem się, że tuż po premierze filmu, że z wystąpieniem pojawi się Prymas Polski abp Polak, że będzie oświadczenie przewodniczącego Konferencji Episkopatu, że obaj wyrażą ubolewanie, przeproszą ofiary i podziękują za ten film. Pewna zmiana, jeśli chodzi o sposób komunikacji kościelnej hierarchii ze społeczeństwem, niewątpliwie już nastąpiła. Ważne jest też to, żeby za tymi słowami poszły czyny, mam nadzieję, że tak się stanie i że kościół wyciągnie wnioski.
To jak powinien zareagować?
Myślę, że powinien zgodzić się na powstanie komisji, która dokonałaby przeglądu kościelnych archiwów, przesłuchała księży i ich przełożonych, spotykała się z ofiarami. To nie jest oczywiście praca na miesiące tylko na lata. Taka komisja mogłaby przedstawić prawdziwy raport o skali tego zjawiska, dowiedzielibyśmy się nie tylko kto krzywdził, ale też kto ukrywał oprawców, udawał że ich nie widzi, tuszował te sprawy.
RECENZJA IANA PELCZARA: Tylko nie mów nikomu *****
Od premiery padają pytania, dlaczego wziął się pan za kościół?
Jest to po pierwsze instytucja ciesząca się szczególnym zaufaniem społecznym. Powinna działać klarownie, czysto i dawać rzeczywisty przykład. Po drugie to jedyna instytucja, która systemowo, jak wszystko na to wskazuje, działał w ten sposób, że sprawcy przestępstw seksualnych na dzieciach mogli się czuć bezkarni. Nie ma drugiej takiej instytucji, dlatego się tym zająłem. Nie twierdzę, że problem pedofilii to problem tylko duchownych, bo to jest gigantyczny problem społeczny, o którym trzeba mówić.
Przypadki pedofilii w kościele w Stanach Zjednoczonych, Irlandii, Francji osłabiły kościół. Tak będzie w Polsce?
To zależy od reakcji kościoła. Tam osłabiły, bo kościół przez lata odmawiał zajęcia się problemem. Nie robił i afery narastały, wybuchły ze zdwojoną siłą. Myślę, że polski kościół w swoim interesie powinien rozliczyć się możliwie najszybciej z tą sprawą. Nie się jej już zatuszować i powiedzieć, że nic się nie stało. Ważna będzie szybkość w reakcji i bezwzględność w działaniu, także w samej hierarchii, tego co robili i czego nie zrobili. To może uspokoić wiernych i sprawić, że kościół nie straci jak kościół w Irlandii czy Stanach Zjednoczonych.
Czy wszystkie opisane historie są prawdziwe? Jak pan je weryfikował?
Wszystkie są prawdziwe. Weryfikowałem je sięgając do dokumentów, rozmów ze świadkami, czy konfrontując ofiary z oprawcami. Nie ma chyba lepszego dowodu jak oprawca, który przyznaje się przed swoją ofiarą, że ją krzywdził, że ją wykorzystywał seksualnie, że robił obrzydliwe rzeczy, także innym osobom.
Podczas zbiórki zebrał pan pół miliona złotych na realizację filmu. Spodziewał się pan takiego odzewu?
Liczyłem, że uda nam się zebrać te pieniądze. Zebraliśmy je dużo szybciej, niż myśleliśmy. Jestem za to bardzo wdzięczny. 2,5 tysiąca osób wsparło ten film, bez nich by nie powstał.
Ludzie potrzebowali takiej produkcji?
To jest bardzo budujące, że ludzie są gotowi wyłożyć pieniądze, zapłacić za to aby dziennikarze zajmowali się poważnymi tematami, na które czasem nie mają czasu, przy bieżących obowiązkach. To jest też sygnał do dziennikarzy, że pogoń za klikalnością, oglądalnością, szukanie jednodniowych sensacji nie jest drogą, którą powinniśmy zmierzać. Powinniśmy oferować coś dla osób, które chcą czegoś więcej. Poważnego, ważnego i dobrze zrobionego od strony dziennikarskiej.
Politycy prześcigają się teraz w kolejnych propozycjach walki z pedofilią. Czy spodziewa pan się, że będą chcieli pana wykorzystać w kampanii?
Ja się odcinam od wszelkich działań politycznych. Film miał pojawić się 11 maja i to wiedzieliśmy już w styczniu. Nie chcieliśmy go emitować przed świętami i fundować wiernym dyskusję o tak poważnym problemie w czasie świąt. Kampania tak naprawdę kończy się za rok po wyborach prezydenckich. Rozumiem, że dla wielu osób najlepszym terminem będzie czerwiec 2020 roku, albo żeby w ogóle nie był film emitowany. Takie komentarze od dacie premiery są dobre dla komentatorów, ale jest to odwrócenie uwagi od problemu. Rozmawiajmy o problemie.
Co teraz przed Tomaszem Sekielskim?
Czekam na kilka dni spokoju. Muszę pozbierać myśli, odespać ostatnie dni. Otrzymuję mnóstwo kolejnych informacji i zawiadomień dotyczących molestowania dzieci.
Będzie druga część?
Będzie kontynuacja, ale jest za wcześnie, żeby składać deklaracje. To co się wydarzyło po tym filmie przerosło moje oczekiwania. Oczywiście, jako filmowiec, reżyser, jestem bardzo zadowolony. Po to robi się film dokumentalny, aby wywołana została dyskusja i może ciut zmieniał rzeczywistość. Muszę jednak złapać chwilę odpoczynku, przemyśleć pewne sprawy i będę podejmował decyzje co dalej i kiedy.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.