Śląsk znów gorszy od Astorii. Wymarzony awans koszykarzy oddala się
Drugie spotkanie od początku przypominało sobotni mecz. Goście grali tą samą koszykówkę i rozpoczęli od prowadzenia 8:3, a potem 15:7. Grzegorz Kukiełka i Paweł Śpica wychodzili na czyste pozycje po zasłonach i trafiali rzuty z półdystansu, a pod koszem nawet trudne rzuty wpadały Łukaszowi Frąckiewiczowi i Jakubowi Dłuskiemu. Po pierwszej kwarcie Śląsk przegrywał jednak tylko 19:22, głównie dzięki świetnemu wejściu z ławki Jakuba Musiała, który dał sygnał do ataku trafiając dwie trójki i lay-up.
Po stronie WKS-u druga kwarta była teatrem jednego aktora. Jakub Musiał w zasadzie w pojedynkę ciągnął grę, trafiając zza łuku bądź wymuszając faule i nie myląc się na linii rzutów osobistych. Dzięki kapitalnej grze rzucającego, gospodarze wyszli na pierwsze w meczu prowadzenie (34:32). Później prowadzili ciut wyżej, 44:40, gdyż trójkę trafił Robert Skibniewski, a akcje pod koszem wykończyli Mateusz Jarmakowicz i Krzysztof Jakóbczyk. Jednak zawodnicy Grzegorza Skiby wykorzystując swoją uniwersalność wciąż bez większych problemów kreowali sobie czyste pozycje na półdystansie i po prostu je egzekwowali. Do przerwy mieliśmy remis, 44:44.
Po zmianie stron goście ponownie przejęli inicjatywę i trzecią kwartę otworzyli 10:0. Przestój ofensywny gospodarzy przypominał ten z soboty, a przyjezdni całe czas eksponowali te same braki w obronie i raz za razem dziurawili kosz z półdystansu. Śląsk utrzymał się w grze dzięki serii skutecznych rzutów zza łuku (trafili Tomasz Żeleźniak x2, Jakub Musiał, Aleksander Dziewa, Krzysztof Jakóbczyk). Po pół godziny gry Astoria prowadziła 65:63.
Podopieczni Radosława Hyżego finalny atak zaplanowali na czwartą kwartę. Pierwsze 5 minut wygrali 10:4 i wyszli na prowadzenie po 73:69 po – jakżeby inaczej – trójce Jakuba Musiała. Niestety błędy w obronie i straty kosztowały ich kolejne stracone punkty. Bydgoszczanie wrócili na prowadzenie i nie oddali go niemal do końca meczu, choć FutureNet Śląsk trzymał się bardzo blisko. Na 1:48 przed końcem Astoria prowadziła 6 punktami (83:77), ale dwie akcje Mateusza Jarmakowicza, trójka Krzysztofa Jakóbczyka i rzuty osobiste Jakuba Musiała pozwoliły wyrównać stan meczu (85:85). W ostatniej akcji gospodarze bronili twardo do końca, ale po zbiórce ofensywnej na 0,4 sekundy przed ostatnią syreną sfaulowany przez Karola Michałka został Jakub Dłuski. Środkowy wykorzystał jedynie drugi rzut osobisty, ale wystarczyło to, by przesądzić o wygranej Astorii w drugim spotkaniu.
– W kilku sytuacjach pod koszem zagraliśmy zbyt miękko. Ten mecz był lepszy od wczorajszego, Astoria również popełniła bardzo dużo błędów, ale my popełniliśmy ich więcej. Uważam, że te małe rzeczy zdecydowały. To jeszcze nie koniec, na rozliczanie i analizę przyjdzie czas jutro i pojutrze. Zawodnicy dali dzisiaj z siebie bardzo dużo. Jesteśmy w takim nastroju, że do Bydgoszczy jedziemy na trzeci mecz, żeby go wygrać – powiedział po meczu trener Hyży.
W niedzielę gra Trójkolorowych nie istniałaby bez Jakuba Musiała. Zdobył aż 32 pkt, do których dodał 5 zb i 3 ast (8/13 z gry, 6/11 za, 10/10 z linii). Poza nim granicę 10 oczek przekroczyli Aleksander Dziewa (15 pkt, 8 zb, 5/11 z gry), Krzysztof Jakóbczyk (13 pkt, 5 zb, 2 ast, 5/11 z gry, 3/8 za 3) i Mateusz Jarmakowicz (10 pkt, 3 zb, 4/7 z gry).
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.