Ekscytujący album R.E.M.
R.E.M. przyzwyczaili się do dobrych recenzji. Już ich pierwsza płyta, wydana przez małą niezależną wytwórnię, uznana została przez „Rolling Stone'a" albumem roku. Znani ledwie garstce ludzi, R.E.M. wyprzedzili wtedy „Thrillera" Michaela Jacksona i „War" U2. A potem było jeszcze lepiej. No więc, na to, co spotkało ich ostatni album „Around The Sun" z 2004 roku muzycy zwyczajnie nie byli przygotowani. Żadna płyta R.E.M. nie miała tak złego przyjęcia. Recenzje były fatalne, sprzedaż kiepska. To pierwsza od bardzo dawna płyta, która nie wygenerowała żadnego przebojowego singla - piosenki, która weszłaby choćby do pierwszej setki „Billboardu".
Na porażkę R.E.M. zareagowali jednak pozytywnie. W pierwszej chwili może i poczuli się dotknięci, ale zaraz potem przeanalizowali sprawę i... przyznali rację krytykom, przy czym nie zrzucali odpowiedzialności na jakieś czynniki zewnętrzne, choćby producenta - całą winę wzięli na siebie. I wyciągnęli wnioski.
Przyspieszyli teraz na różne sposoby. Doszli więc na przykład do wniosku, że prace nad poprzednią płytą trwały zbyt długo, co było jedną z przyczyn jej późniejszego niepowodzenia. Bo zwyczajnie stracili w studiu koncentrację. Jak twierdzą, nad nowym albumem spędzili w studiu mniej czasu niż kiedykolwiek w ciągu ostatnich 20 lat. Ale też wchodzili do studia perfekcyjnie wręcz przygotowani.
Michael Stipe przyznaje, że tym razem już pierwszego dnia pojawił się w studiu z gotowymi piosenkami, co mu się wcześniej praktycznie nie zdarzało. Proces twórczy w R.E.M. wygląda zwykle tak, że Peter Buck i Mike Mills komponują piosenki, rejestrują ich wstępne wersje, po czym przekazują Stipe'owi, by dołożył melodie i słowa. No i Stipe zwykle męczy się nad nimi dłużej niż koledzy, pisze więc do ostatniej chwili, jeszcze w studiu. Tym razem było inaczej. Mało tego. Piosenki były już nawet ograne podczas koncertów.
Gdy R.E.M. pracowali nad poprzednimi płytami, nowe piosenki wykonywali na żywo dopiero w trasie, gdy promowali już gotowy album. Tym razem postanowili wrócić do swoich prehistorycznych metod i zanim jeszcze weszli do studia sprawdzili nowe utwory w żywym kontakcie z publicznością na specjalnie w tym celu zorganizowanych koncertach. No i gdy słucha się „Accelerate" trudno nie odnieść wrażenia, że muzycy ułożyli piosenki na płycie tak, jakby układali program koncertowy. Mamy więc parę szybkich numerów na początek, potem zmianę tempa na bardziej stonowane i wreszcie żywiołową końcówkę, czyli coś w rodzaju odpowiednika koncertowych bisów. Wszystko brzmi tu też koncertowo, a więc bardzo naturalnie, bez zbędnych studyjnych ozdobników. Tak się składa, że te najbardziej znane piosenki R.E.M. jak: „Losing My Religion", czy „Everybody Hurts" sprawiły, że zespół szerokiej widowni nie do końca kojarzy się z graniem stricte rockowym, ale kto był na ich koncercie - choćby tym warszawskim przed paru laty - wie, że na żywo R.E.M. to rasowa rockowa grupa.
A wracając do tych testowych koncertów, reakcja publiczności miała wpływ na to, co dostajemy teraz na płycie. Jedną z piosenek, na przykład, R.E.M. planowali co najwyżej na stronę B jakiegoś singla, ale gorąca reakcja widowni sprawiła, że zaczęli ją brać pod uwagę jako poważną kandydatkę na płytę. I jest tu. Już jako druga w zestawie. Nazywa się "Man-Size Wreath".
Kiedy już powstał zestaw utworów, pozostało je zarejestrować. „Wiemy, czego chcemy, znajdźmy teraz kogoś, kto pomoże nam to osiągnąć", powiedzieli sobie muzycy, no i odbyły się konsultacje na szczycie. Nowego producenta Jacknife'a Lee polecił im więc The Edge z U2. Z kolei Chris Martin, lider grupy Coldplay posłuchał piosenek, w tym jednej, która miała się nazywać „Disguises" i powiedział: „Świetna piosenka, ale kiepski tytuł, powinna się nazywać „Supernatural Superserious". I tak się teraz nazywa.
Nowy album ekscytuje samych muzyków. Przed jego nagraniem Stipe powiedział kolegom: „Nie obchodzi mnie jak dobra będzie płyta, nie pojadę z nią w trasę". Ale potem, gdy już była gotowa i jej posłuchał, stwierdził: „Rzeczywiście jest dobra" i natychmiast zmienił zdanie. Wygląda więc na to, że porażka poprzedniego albumu na coś się przydała. R.E.M. brzmią na nowej płycie jakby byli młodym zespołem, który ma coś światu do udowodnienia.
.......................................................
R.E.M. "Accelerate", Warner, 2008
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.