John Lennon/Plastic Ono Band (DVD)
„Classic Albums" to seria dokumentów poświęconych najwspanialszym płytom w dziejach rocka. Twórcy wykorzystują tu chętnie archiwalne zdjęcia z epoki, ale też docierają do tych spośród żyjących jeszcze ludzi, którzy przy omawianych płytach pracowali, bądź też mieli z nimi jakikolwiek inny związek. No i przede wszystkim wchodzą ze swymi kamerami do studiów nagraniowych, w których ta legendarna muzyka była rejestrowana. Świetny pomysł, równie świetna realizacja. „John Lennon/Plastic Ono Band" to kolejne arcydzieło, o którym - prędzej czy później - film musiał powstać.
„Myślę, że to najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek zrobiłem" - te słowa Johna Lennona rozpoczynają film. „Plastic Ono Band" to była pierwsza płyta, jaką Lennon nagrał po rozpadzie The Beatles. Po raz pierwszy w karierze mógł sam, w stu procentach, decydować o zawartości płyty. To jego piosenki miały wypełnić płytę w całości. I miały być zrealizowane według jego autorskiego zamysłu. „Lubię muzykę w pierwszej osobie" („I Like First Person Music") mówi w którymś momencie Lennon. Na tej płycie faktycznie jest on sam, ze wszystkimi swoimi lękami, frustracjami, nadziejami i traumami. Płyta jest zresztą poniekąd efektem terapii, jakiej Lennon poddał się zainspirowany książką amerykańskiego psychiatry Arthura Janova „Pierwotny krzyk".
Ciekawe, że Lennon, który tak mocno dystansował się w owym czasie od swego - byłego już - zespołu zrobił płytę, na której grają właściwie wyłącznie Beatlesi i ich przyjaciele. Przyjrzyjmy się tylko - Lennon jest tu jedynym gitarzystą, jedynym perkusistą jest Ringo Starr. Na basie gra Klaus Voorman - człowiek, który przyjaźnił się z zespołem od jego najwcześniejszych dni, gdy młodociani Beatlesi grali jeszcze w hamburskich klubach, a potem zaprojektował im słynną okładkę albumu „Revolver". No i jest jeszcze na płycie „Plastic Ono Band" w jednym nagraniu Billy Preston, genialny pianista, który pod koniec działalności współpracował z zespołem tak blisko, że był wręcz nazywany „piątym Beatlesem". Przede wszystkim gra tu jednak wspomniane trio: Lennon - Ringo - Voorman. Po latach beatlesowskich eksperymentów studyjnych, Lennon chciał płyty prostej - tak prostej i surowej jak to tylko możliwe.
Wypowiadają się w filmie inżynierowie studia i realizatorzy dźwięku, wspominają: Ringo Starr i Klaus Voorman, pojawia się Yoko Ono, a także wspomniany Arthur Janov. Nie ma jednego, wydawać by się mogło, ważnego człowieka - Phila Spectora, który podpisany jest jako producent płyty. Nie ma go z prostego powodu. Spector siedzi w więzieniu oskarżony o morderstwo. Tylko, czy naprawdę mógłby coś wnieść do filmu? Otóż, niekoniecznie. Ringo Starr mówi w którymś momencie: „Nie mam absolutnie żadnych wspomnień z Philem produkującym ten album". Bo Spector został wprawdzie wynajęty do pracy, ale był w owym czasie do tego stopnia odurzony używkami, że miał problem z ustaleniem aktualnego miejsca swego pobytu. Doszło do tego, że Lennon dopingował go zamieszczając ogłoszenia w prasie muzycznej treści: „Phil, John jest gotowy do pracy w ten weekend". Faktycznym producentem płyty był więc sam Lennon.
W czasie, gdy nagrywał tę płytę, Lennon skończył 30 lat. Zaczynał właśnie nowy rozdział w swoim życiu. No i zaczął go bardzo mocno. Czy rzeczywiście jest to - jak sam mówił - najlepsza jego płyta?
Na pewno jest to płyta najbardziej bezkompromisowa. Rok później Lennon nagra swój najpopularniejszy solowy album „Imagine", i powie o jego zawartości: „To samo, co poprzednio, tylko bardziej posłodzone". Surowość „Plastic Ono Band" jest wielką siłą tej płyty. Prawie 40 lat mija od jej powstania. Nic się nie zestarzała. Chwała twórcom serii „Classic Albums", że o niej przypominają.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.