Feministka o Wałbrzychu
Mamy ostatnio na rynku wiele piszących kobiet-feministek, które potrafią się wypromować, stwarzając wokół swoich książek aurę czegoś-ważnego. Zwykle, oczywiście, taka aura to tylko reklamowa blaga, podchwytywana przez wrażliwe dżenderowo dziennikarki lub nieszczególnie zorientowanych w temacie dziennikarzy. Jeśli przełamywanie tabu, jeśli kolejna cegiełka ku wzajemnemu porozumieniu, świadomości problemów płci w polskim społeczeństwie, no to jak tu się oprzeć? Trzeba wspomnieć, ciepło przywitać, docenić. Na fali podobnego myślenia niezasłużoną karierę robi np. „Kieszonkowy atlas kobiet" Sylwii Chutnik. Jak jest z powieścią Joanny Bator? Na szczęście trochę jednak inaczej.
Opowieść o pokoleniach kobiet mieszkających na wałbrzyskim Babelu nosi piętno ideologii, co może w czytaniu przeszkadzać. Mnie przeszkadza, bo znam te tezy, fakty, przekonania. Czytałem artykuły nawet samej Joanny Bator o kobiecej wersji świata. I, zdaje się, wyrosłem, bo i świat podrósł, stał się i staje się inny, a poza tym feminizm to jedna z grup (albo, jak kto woli, jeden z dyskursów) uczestniczących w tzw. społecznej debacie. Dolega zatem „Piaskowej Górze" ideologia, podana dosłownie, ale też pobrzmiewająca we fragmentach niby humorystycznych, choćby o oglądaniu serialu „Niewolnica Isaura". Trudno nie wyczuć tonu prześmiewczej wyższości nad kobietami, które myślą tak, nie inaczej, oglądają i wcielają się w wyobraźni w role masowych heroin. Lecz z drugiej strony istnieją w tej książce pokłady współodczuwania narratorki z bohaterkami, związana z wiedzą i emocjami ludzka, nieideologiczna życzliwość. Gdyby więc Bator trafiła przed drukiem w ręce dobrego redaktora-producenta i dała się przekonać, by jej proza była mniej komentatorska, „Piaskowa Góra" byłaby po prostu literaturą jeszcze lepszą.
Zofia, Jadzia i Dominika, matka, żona i córka, to kobiety jakich w Polsce wiele. Żyją w tym przeciągu tysiąc lat, będąc typowymi wersjami „polskiej baby" z piosenki Danuty Rinn. Z innej piosenki mogłyby wyjąć frazę „Gdzie ci mężczyźni?", patrząc na swojego Stefana, Kazia czy Janka. Ale książce Joanny Bator tak samo daleko (lub blisko) do wybitności, co średniej. Jej największe atuty to język, w którym potoczność miesza się z kreacją w sposób bardzo naturalny, oraz liczne (i zrealizowane) ambicje prozy środowiskowej, co zawsze podwyższa wartość każdej sagi. Bo „Piaskowa Góra" jest przede wszystkim historią ludzi rzuconych w przestrzeń koniecznych spotkań, związków, tajemnic, zmagań i różnie sobie z własnym losem radzących. Kobietom w takim życiu gorzej, lecz potrafią żyć lepiej, są osobowościami ciekawszymi, bardziej zasługującymi na uwagę, sugeruje autorka. Tych kilkadziesiąt polskich lat opisuje z perspektywy zapewne osobistej (Bator urodziła się w Wałbrzychu), poszerzonej, wzbogaconej, lecz i feministycznie formatującej. Niepotrzebnie. Dzisiejszy czytelnik ma już przecież narzędzia, by wyciągnąć indywidualne wnioski na podstawie literackiego materiału i swojego doświadczenia nawet jeśli tematem jest kobieta, kobiecość.
„Piaskowa Góra" to rzecz cenna jako powieść odkrywająca dla świata niepodrabialny wałbrzyski kolor polskich dziejów. Na wybudowanym przez komunistów osiedlu zetknęły się rozmaite charaktery, z różnorodnych genealogii i warunków tworząc nowe tożsamości. Z których na razie nic nie wyszło. Dzisiejsi młodzi mieszkańcy Wałbrzycha najbardziej pragną z Wałbrzycha wyjechać, a równocześnie istnieje w tym mieście kulturowy potencjał do wykorzystania. I robi to Joanna Bator, z autorskim krytycyzmem i osobistym sentymentem wracając do miejsca dzieciństwa. I zapowiada dalszy ciąg.
.............................................................
Joanna Bator PIASKOWA GÓRA, W.A.B., 2009
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.