"Córka trenera" ***** [RECENZJA]
Ojciec i dziecko w wiecznej trasie. Z turnieju na turniej. Pomiędzy skromnymi hotelami i prowizorycznymi szatniami klubów tenisowych. Sport bez jupiterów i sławy, a wysiłek i poświęcenie równie wielkie. Niby łatwo przewidzieć, jakie przystanki zobaczymy w drodze głównych bohaterów, ale przecież nie przyszliśmy do kina sprawdzić, jaki będzie wynik. Ważne, że forma dobra i udaje się rozbawić publiczność. Przy okazji włączyć do rozgrywki sławy polskiego tenisa, ale z wdziękiem, a nie nachalnością celebrity placement.
Kinowego Wielkiego Szlema Łukasz Grzegorzek „Córką trenera” nie wygra, ale niejeden challenger uległby urokowi drugiego filmu reżysera „Kampera”. Gdyby dawny tenisista kręcił swoje filmy w Stanach, przyjeżdżałby na American Film Festival jako gwiazda, której urokowi uległo np. Sundance. A tak „Córka trenera” to największy wyrzut sumienia zeszłorocznego Festiwalu w Gdyni. Nie sposób wytłumaczyć, dlaczego filmu zabrakło w konkursie dla najlepszych polskich fabuł. Okradziono w ten sposób z nagrody Jacka Braciaka, który jako trener Maciej Kornet stał się uosobieniem niepoprawnych marzycieli, formułujących swoje sny w reżimach. Biegłych w autorytarnych relacjach z resztą rodziny i małomównej surowości. Wprawionych w pogodnym zarzynaniu własnego ciała wbrew opiniom lekarzy, szamanów oraz własnych mięśni i stawów. Jako trener, który walczy z naturą, nie tylko własną i córki, ale też z naturą w postaci klimatu, pogody, deszczu i warunków na korcie, staje się Braciak postacią archetypiczną. Uniwersalność jego relacji z tytułową bohaterką powoduje, że nie trzeba znać specyfiki tynku na ściance w Oławie, czy zapachu mączki na kortach Mostostalu Zabrze, by zaangażować się w filmową opowieść. Karolina Bruchnicka w głównej roli zachowuje dystans i tajemnicę, trzyma nas po drugiej stronie siatki, nie szuka prostych rozwiązań.
Cały film chce być jak elegancka wymiana, pokazywać tenis jako rodzaj tańca, ale również odkrywać znój i mordęgę, która kryje się za pozorną łatwością i zwiewnością. Stąd forma, w której kluczowy staje się akcent muzyczny - Kaprys nr 24 Paganiniego, nagrany dla filmu we Wrocławiu przez wirtuoza skrzypiec, Christiana Danowicza. Zdjęcia Weroniki Bilskiej szukają na polskiej prowincji koloru, a nie stereotypowych szarości, montaż Marii Zuby sprawia, że „Córka trenera” to jeden z najlepszych na całym świecie filmów, pokazujących grę w tenisa. Grzegorzek dba też o widza w przerwach od rozgrywek. Kiedy pojawiają się w ważnych epizodach Agata Buzek i Piotr Żurawski, widz czuje się jak na prawdziwej majówce lub letnisku. W drewnianych domkach, pośród drzew, nieopodal jeziora. I chyba nieprzypadkowo turnus w głuszy został pokazany jako sympatyczny, a wielkomiejska impreza stoi w opozycji. „Córka trenera” to przecież wymiana z głębi serca, nie o próbie sił pomiędzy ojcem i dzieckiem, a o wysiłkach włożonych we wzajemne zrozumienie.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.