Naturalni inżynierowie czy problem rolników? 25 lat temu na Dolnym Śląsku pojawiły się bobry
Od początku rozwój bobrów w regionie obserwował legnicki przyrodnik Krzysztof Strynkowski.
- Zanim te bobry zostały sprowadzone, były przeprowadzone bardzo dokładne badania. Jaka ziemia jest, skład roślinności... Wszystko było bardzo fajnie i zostały one wprowadzone pod Prochowicami. Okazało się, że bobry jakby nie zaakceptowały tych badań, albo nie czytały książek o sobie i w ciągu miesiąca były już na Kaczawie - prawie w Legnicy, bo w okolicach Pątnowa.
skan dokumentu z archiwum FOPiT GOBI
Wielu rolników narzeka na podtopienia wywołane budowanymi przez bobry tamami i żeremiami. Z kolei zdaniem przyrodników w ten sposób gryzonie zabezpieczają w wodę spore połacie terenu na czas letnich susz.
- Oczywiście wiadomo, że jeśli ktoś mieszka blisko rzeki, albo jakichś innych źródeł, to ma z tym problem, bo przez tamy są uprawy zalewane. To już będą straty, bo zalanych pól tak szybko nie osuszymy. Tam musi wjechać sprzęt, zebrać to. Nie da się tak od razu zlikwidować tej szkody - mówi Radosław Zysnarski, prezes Regionalnego Związku Zawodowego Kółek i Organizacji Rolniczych w Legnicy.
Radosław Zysnarski przyznaje, że za straty w uprawach producenci otrzymują odszkodowania od Skarbu Państwa. Natomiast woda zgromadzona przez tamy i żeremia ma duże znaczenie podczas coraz bardziej upalnych i suchych miesięcy letnich.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.