Bezpiecznie w internecie. Czyli jak? [ROZMOWA]
Marcin Pieleszek, wykładowca Wyższej szkoły Bankowej we Wrocławiu i autor książki o bezpieczeństwie w sieci radzi, by nie reagować na tak zwane "wezwanie do akcji", którym często posługują się przestępcy, aby wyłudzić nasze dane. Zanim klikniemy w podany w mailu link, czy wejdziemy na jakąś stronę zasugerowaną w mailu - zastanówmy się. Nie reagujmy na wezwania do zapłaty faktury, jeśli dostaniemy dziwne ponaglenie i chrońmy nasze dzieci.
POSŁUCHAJCIE CAŁEJ ROZMOWY:
Dzieci same w sieci
"A wiesz, że moja koleżanka udostępniała ostatnio w internecie swój pełny adres, imię i nazwisko? Ciekawe, co na to jej rodzice" - powiedziała mi ostatnio moja 11-letnia bratanica, a mi włos zjeżył się na głowie. Rodzicom dziewczynki pewnie też, choć z drugiej strony - mogą nie mieć o niczym pojęcia, bo jak wynika z badań Fundacji Orange, to jak dzieci korzystają z internetu w smartfonach kontroluje zaledwie 23 proc. rodziców. Więcej, bo 63 proc. opiekunów sprawdza komputery - pytanie tylko, na ile dokładnie.
Co ciekawe - i chyba tu my, rodzice, mamy największe pole do popisu - dzieciaki zupełnie nie zdają sobie sprawy z zagrożeń, jakie czyhają na nie w wirtualnym świecie. 25 proc. dzieci nie ma żadnych obaw związanych z korzystaniem z internetu, 34 proc. obawia się wirusów lub hakerów, a tylko 27 proc. kradzieży danych osobowych. Największym zmartwieniem co 7. ankietowanego, małego surfera jest to że...internetu mogłoby zabraknąć.
Wyzwania, które mogą zabić
Próbowali kiedyś Państwo zjeść łyżeczkę cynamonu? Pewnie nie, i pod żadnym pozorem proszę nie próbować, bo może to skutkować bardzo poważnymi konsekwencjami, szczególnie u osób cierpiących na astmę; tymczasem w sieci wyzwanie cynamonowe jakiś czas temu robiło ogromną furorę - także w Polsce. Teraz cynamon jest w odwrocie - młodzi masowo podejmują za to wyzwanie dezodorantowe, które polega na jak najdłuższym psikaniu sprey'em w jedno miejsce. Lekarze załamują ręce i mówią, że może to prowadzić m.in. do oparzeń chemicznych i w konsekwencji - do uszkodzenia nerwów, mięśni czy kości. Moda na takie, jak mawia młodzież, "czelendże", rozprzestrzenia się w mediach społecznościowych błyskawicznie, i jak pokazują wcale nie odosobnione przypadki, może doprowadzić do wielkich tragedii.
Jak chronić dzieci przed takimi zagrożeniami? Pogadanki, warsztaty, ciągłe rozmowy - to po pierwsze. A po drugie? Oprogramowania do kontroli rodzicielskiej. Dzięki nimi możemy filtrować treści, ustalać katalog stron, które dzieci mogą odwiedzać, czy kontrolować czas, który pociecha spędza na surfowaniu w sieci. Wiele z takich programów jest bezpłatnych - np. Beniamin 5.0.61, Mini Monitoring 2.1 czy Opiekun Dziecka w Internecie 2.0.0.784.
Nawet przedszkolaki
"Drodzy państwo, proszę uważać, w naszej grupie pojawił się temat Momo" - kilka dni temu mejla tej treści dostałam ostatnio od wychowawcy mojego dziecka i nie było by w tym może nic dziwnego gdyby nie fakt, że mówimy o grupie...5 i 6-latków.
Momo to bohater bardzo popularnej wśród dzieci gry. Pal licho, że wygląda makabrycznie i wcale nie to jest problemem. Problemem jest to, że Momo najpierw próbuje zaprzyjaźnić się z użytkownikami gry, a później namawia do wykonania ryzykownych poleceń, strasząc np., że zrobi krzywdę najbliższym. Przed aplikacją z makabryczną lalką ostrzegają i nauczyciele, i policja. Znane są na świecie przypadki samookaleczeń i samobójstw nastolatków, i gdyby nie wiadomość z przedszkola, to nie miałabym pojęcia, że Momo może dotyczyć także takich maluchów. A jednak.
Z raportu "Smart Kids. Dzieci w mobilnym świecie" wynika, że z internetu korzysta aż 86 proc. dzieci w wieku 6-12 lat. Im starsze dzieci, tym odsetek ten rzecz jasna wzrasta, by dobić do 94 proc. w grupie 13-15 lat.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.