Eurowybory tysiąca porażek (Komentarz)
Kto miał dość partyjniackich zadym w krajowej polityce mógł być usatysfakcjonowany niedawną kampanią wyborczą we Wrocławiu. Czołowi kandydaci często i chętnie spotykali się na debatach.
Rozmawiali poważnie. Merytorycznie. O Europie. I odnosili się do siebie z szacunkiem.
Mało tego. Okazało się, że w tej formule świetnie odnajdują się przedstawiciele ugrupowań, które na co dzień prowadzą ze sobą bezwzględne wojny. Bardzo sensownie dyskutowali ze sobą Jacek Protasiewicz (PO) i prof. Ryszard Legutko (PiS). A innego dnia - Protasiewicz, Józef Pinior (Centrolewica) i Janusz Dobrosz (Libertas).
Jednak któregoś razu Józef Pinior westchnął, że te debaty to coś, czym ekscytują się wyłącznie elity - kilkudziesięciu polityków, studentów politologii i dziennikarzy. Nikt więcej.
Miał rację. Pokazały to wyniki wyborów. Pinior i Dobrosz wypadli dramatycznie słabo, znacznie poniżej oczekiwań. Protasiewicz i Legutko uzyskali świetne wyniki. Czy dzięki debatom? Nie - dzięki temu, że byli "jedynkami" na listach dwóch największych polskich partii. I skorzystali na prymitywnym medialnym zgiełku wywoływanym przez swoich szefów i spin doctorów.
Totalną porażkę poniósł ruch Polska XXI (i jego miejscowa mutacja - Dolny Śląsk XXI). Nie wystawił własnej listy. I pogubił się popierając kandydatów z bodaj połowy innych list - od lewicy po prawicę. W dodatku okazało się, że poparcie udzielane przez prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza nie znaczy nic. Z czterech wspieranych przez niego kandydatów, trzech przegrało, w tym dwóch bardzo dotkliwie (Pinior i Sergiusz Najar z SLD). Jeden wygrał (prof. Legutko), ale raczej dlatego, że był "jedynką" dużej partii, niż dzięki poparciu Dutkiewicza. W dodatku w szczycie kampanii gruchnęła pogłoska, że Dutkiewicz nie wystartuje w wyborach na prezydenta kraju w 2010 r. - a to stawia pod znakiem zapytania całą polityczną inicjatywę, którą firmował.
Przegrały komitety, które miały odmienić oblicze polskiej sceny politycznej (Libertas, Centrolewica). Przegrali kandydaci, którzy mieli rzucić wyzwanie liderom dużych, partyjnych list (totalna klęska Sergiusza Najara, którego poparli m.in. Jolanta i Aleksander Kwaśniewscy i Włodzimierz Cimoszewicz). W okręgu dolnośląsko-opolskim rozczarowaniem okazało się PSL, które miało powalczyć nie tylko o głosy wsi, ale i o mniejszość niemiecką na opolszczyźnie (Henryk Kroll) oraz o Wrocław (Ilona Antoniszyn, Henryk Geringer de Oedenberg).
Przegrała frekwencja. I to w całej Europie. Od 30 lat, z wyborów na wybory jest coraz mniejsza. To osłabia cały Parlament Europejski jako instytucję. Dorzućmy do tego ogólnoeuropejską klęskę Libertasu, który - owszem - budził spore kontrowersje, ale też zaproponował parę ciekawych tematów, na czele z tezą o deficycie demokracji w Unii Europejskiej. Ta przegrana, wraz ze słabnącą frekwencją napawa pesymizmem: unijne instytucje mogą uznać, że dalsze "zbliżanie się do obywateli" nie ma sensu.
Wyniki wyborów w Wielkiej Brytanii mogą dodatkowo oznaczać przegraną Traktatu Lizbońskiego. Pół biedy, gdyby była dla niego wyrazista alternatywa. Ale nie ma żadnej. W tej sytuacji obalenie Traktatu to krok wstecz w dziejach UE.
Słabe były te wybory.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.