Miedź trafiła na najlepszą Legię w sezonie
Początek spotkania w Legnicy był bardzo obiecujący, bo nie minęło pięć minut a obie drużyny zdołały zagrozić bramce rywala. Najpierw po szybkiej wymianie podań w dogodnej sytuacji znalazł się Petteri Forsell, ale Radosław Cierzniak zdołał odbić jego strzał z pola karnego. W odpowiedzi z rzutu wolnego z około 20 metrów na uderzenie zdecydował się Carlitos. Hiszpan przymierzył niemal w samo okienko, ale Anton Kanibołocki popisał się świetną paradą.
Kolejne minuty należały już do przyjezdnych. Warszawianie podchodzili wysoko pod rywali, grali agresywnie w środku pola i szybko przejmowali piłkę. Legniczanie mieli nie tylko problemy z przedostaniem się pod pole karne Legii, ale nawet z wyjściem z własnej połowy.
Optyczna przewaga mistrza Polski nie przekładała się jednak na sytuacje bramkowe. Niby podopieczni Sa Pinto atakowali, ale nie potrafili poważniej zagrozić bramce beniaminkowi. Groźnie w polu karnym Miedzi robiło się jedynie po stałych fragmentach gry. I tak właśnie Legia wyszła na prowadzenie. Po rozegraniu rzutu rożnego z prawej strony dośrodkował Carlitos i piłka trafiła do zupełnie niepilnowanego Cafu, który nie miał problemu z trafieniem do bramki.
Dopiero po stracie gola Miedź zaczęła grać szybciej, agresywniej i potrafiła dłużej utrzymać się przy piłce na połowie Legii. Wynikało to też po części z tego, że przyjezdni byli wyraźnie zadowoleni z prowadzenia i nie podchodzili już tak wysoko pod zawodników gospodarzy.
Wydawało się, że w pierwszej połowie już nic się nie wydarzy. Legia nie parła do przodu, a Miedź rozbijała się o obronę rywali. W końcu jednak Forsell znalazł sobie odrobinę miejsca przed polem karnym i huknął z lewej nogi. Cierzniak tylko wzrokiem odprowadził piłkę do bramki i było 1:1.
Legniczanie podbudowani golem zaatakowali jeszcze odważniej i powinni wyjść na prowadzenie. Po składnej akcji piłka trafiła na piąty metr do niepilnowanego Marquitosa, ale ten zamiast w bramkę trafił w trybunę.
Po przerwie pierwsza zaatakowała Legia. Po dośrodkowaniu z prawej strony podobnie jak w pierwszej połowie do pozycji strzeleckiej doszedł Cafu. Portugalczyk uderzył i trafił w jednego z zawodników Miedzi. Arbiter wskazał na róg boiska, ale po sygnale od arbitrów z wideo weryfikacji postanowił się przyjrzeć akcji na monitorze i po kilku minutach przerwy wskazał na jedenasty metr. Michał Kucharczyk strzelił w środek bramki, ale Kanibołocki wcześniej rzucił się w lewy róg i było 1:2.
Miedź zabrała się do odrabiania strat, a ponieważ przyjezdni nie chcieli się zadowolić jednobramkowym prowadzeniem, kibice oglądali ciekawe widowisko. Akcje szybko przenosiły się z jednej bramki pod drugą i brakowało im tylko skutecznego wykończenia.
Płynniejsze i groźniejsze były akcje przyjezdnych i jedna z nich przyniosła w końcu trzecią bramkę. Dominik Nagy oszukał rywali w polu karnym, zagrał do Carlitosa, a ten płaskim strzałem nie dał szans bramkarzowi Miedzi.
Trzeci gol wyraźnie podłamał gospodarzy. Legniczanie próbowali jeszcze atakować, ale inicjatywa należała do przyjezdnych, którzy kontrolowali wydarzenia na boisku i nie pozwolili Miedzi na wypracowanie sytuacji bramkowej.
Goście tuż przed końcem spotkania zadali jeszcze jeden cios. Na strzał z dystansu zdecydował się Cafu i piłka po błędzie bramkarza Miedzi wpadła do siatki.
Miedź Legnica – Legia Warszawa 1:4 (1:1)
Gole: 0:1 Cafu (23), 1:1 Petteri Forsell (41), 1:2 Michał Kucharczyk (56-karny), 1:3 Carlitos (79), 1:4 Cafu (89).
Żółta kartka – Miedź Legnica: Rafał Augustyniak, Marquitos, Kornel Osyra. Legia Warszawa: Cristian Pasquato.
Miedź Legnica: Anton Kanibołocki - Paweł Zieliński, Tomislav Bozic, Kornel Osyra, Artur Pikk - Henrik Ojamaa (82. Mateusz Szczepaniak), Rafał Augustyniak (77. Wojciech Łobodziński), Borja Fernandez, Marquitos, Fabian Piasecki (71. Mateusz Piątkowski) – Petteri Forsell.
Legia Warszawa: Radosław Cierzniak - Paweł Stolarski, Mateusz Wieteska, Artur Jędrzejczyk, Adam Hlousek - Michał Kucharczyk (77. Andre Martins), Domagoj Antolic, Cafu, Sebastian Szymański (88. Cristian Pasquato), Dominik Nagy – Carlitos (85. Jose Kante).
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.