Nowa Konstytucja? (Komentarze polityczne)
Dla prw.pl Jarosław Kurzawa, PSL (uczestnik prac nad konstytucją i członek Zgromadzenia Narodowego, z 2 maja 1997 roku uchwalającego Konstytucję): - „W poczuciu odpowiedzialności przed Bogiem lub przed własnym sumieniem, ustanawiamy Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej jako prawa podstawowe dla państwa oparte na poszanowaniu wolności i sprawiedliwości, współdziałaniu władz, dialogu społecznym oraz na zasadzie pomocniczości umacniającej uprawnienia obywateli i ich wspólnot.” - Jest to fragment preambuły Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej z 2 kwietnia 1997 roku, konstytucji, która powstała na bazie kompromisu politycznego i społecznego.
Prace nad tym najważniejszym dokumentem trwały 5 lat i zostały zwieńczone przyjęciem przez polskich obywateli w trakcie powszechnego referendum w dniu 25 maja 1997 roku.
Przypominam te fakty, jak i zapis preambuły, dlatego, że forma, czas jak i skala proponowanych przez Platformę Obywatelską zmian wywołuje wiele kontrowersji. Konstytucja jest dokumentem wyznaczającym kierunki jak i zakres naszego prawodawstwa. Określa charakter państwa oraz podział władzy i jej odpowiedzialność. Niektóre zapisy w miarę upływu czasu na pewno się de aktualizują i powinny być korygowane przez Parlament, ale nie te, które stanowią o ustroju Polski.
Dla takich zmian przewidziana jest specjalna procedura. Ustawa Zasadnicza, jaką jest Konstytucja Rzeczpospolitej Polskiej przewiduje w swoim przesłaniu zasadę współpracy, kompromisu i współdziałania na rzecz dobra obywateli a nie zasadę konfrontacji i walki pomiędzy strukturami władzy.
Żaden zapis nie rozwiąże problemu związanego z charakterem aktualnie sprawujących władzę. Fatalnym zwyczajem w polskim prawodawstwie są próby dostosowywania przepisów pod konkretnych polityków, czy też pod konkretne partie polityczne. Łatwiej i bezpieczniej dla naszego Kraju byłoby wybierać takich kandydatów do sprawowania ważnych funkcji w państwie, którzy nie tylko przeczytają preambułę Konstytucji, ale przede wszystkim potrafią zrozumieć ideę jej zapisów. A katastrofą już jest, kiedy tak daleko idące proponowane zmiany są wypadkową doraźnej polityki przedwyborczej.
„Wszystkich, którzy dla dobra Trzeciej Rzeczypospolitej tę Konstytucję będą stosowali, wzywamy, aby czynili to, dbając o zachowanie przyrodzonej godności człowieka, jego prawa do wolności i obowiązku solidarności z innymi, a poszanowanie tych zasad mieli za niewzruszoną podstawę Rzeczypospolitej Polskiej.”
- Zmiany konstytucji? Żadnych zmian nie będzie - bo i nie może. Rządząca koalicja nie ma ani wystarczającej przewagi, ani determinacji, ani - nawet - uzgodnionego pomysłu, ani niezbędnego czasu. Toteż nie będzie żadnych zmian, choć to i owo warto byłoby w ustwie zasadniczej poprawić.
Po co więc to zamieszanie? Pozwala ono panu premierowi zaistnieć w świetle reflektorów i to nawet w pozycji męża stanu (a może i Ojca Konstytucji). Za jakiś czas sprawa wygaśnie, a pojawi się jakiś nowy efektowny pomysł. O dawnych zapomina się (i słusznie) po okresie (niesłusznego) o nich dyskutowania.
Kto się jeszcze interesuje - dla przykładu - pomysłem kastracji pedofili? A ileż było gadania! I o to chodzi.
Dla prw.pl Ryszard Czarnecki, PiS: - "Reforma konstytucyjna" premiera i lidera PO to zwykły "pic na wodę-fotomontaż", to "szacher-macher", który ma odwrócić uwagę opinii publicznej od katastrofy służby zdrowia, poronionej reformy edukacji oraz faktu, że budżet państwa na rok 2010 nie chce się domknąć za żadne skarby świata.
Gdyby Tusk poważnie myślał o reformie ustrojowej Rzeczypospolitej - zrobiłby to nie po dwóch latach, a po dwóch miesiącach rządzenia. A tak jest to zwykły manewr propagandowy, zabieg PR-owski, którego celem jest tak namieszać, aby ludzie przestali zajmować się aferami, nieudolnością, nieróbstwem rządu, a pofilozofowali sobie o kompetencjach rządu i prezydenta.
Merytorycznie jest to zero, ale propagandowo niczego sobie…
Dla prw.pl Władysław Sidorowicz, PO : - Niespodziewana propozycja premiera Donalda Tuska dotycząca głebokich zmian konstytucji zaskoczyła wszystkich, także i członków PO.
Kilka miesięcy temu byli prezesi Trybunału Konstytucyjnego, wybitni prawnicy, zaproponowali podjęcie prac, które miałyby uporządkować konstytucyjne relacje między Prezydentem i Premierem.
Wówczas kierownicze gremia partyjne jakoś na to nie zareagowały. Także i opinia publiczna, w tym, reprezentujące ją media, nie stworzyły nacisku na klasę polityczną, by pojąć debatę.
Zastanawiam się, czy obecnie są szanse na poprawienie Konstytucji.
To prawda, w Polsce ciągle toczy się coś, co przypomina kampanię wyborczą, gdzie głowne strony są w wrogim zwarciu, a słabsi ciągle tkwią w nadziei, że gdzie dwóch się bije wreszczie ci trzeci skorzystają. Poważnie traktując głos sędziów i zaproszenie premiera chciałoby się sine ira et studio podystkutować nad wysuwanymi, jeszcze dość ogólnikowymi propozycjami. Pewnie niewielu pamięta, że to p. Kaczyński w roku 1990 proponował, by Prezydent był wybierany przez Zgromadzenie Narodowe. Dziś nie ulega wątpliwości, że przy złej woli którejś ze stron dochodzi do godzenia w interesy Polski i dlatego coś z tym trzeba zrobić.
Konstytucja powinna uwzględniać nieprzyjazną kohabitację i stwarzać możliwości na sprawne funkcjonowanie państwa w tym okresie. Kolejne propozycje dotyczą ograniczenia ilości i posłów .
Mam co do tego spore wątpliwości. Mniejsze kraje mają niewiele mniejsze niż nasz parlamenty, a proporcjonalnie i kilkukrotnie większe. Opinia publiczna chętnie słucha propozycji, które zapowiadają ograniczenia tego typu, takze przywilejów władzy. Z drugiej strony obywatele mają prawo znać swoich przedstwicieli, mieć do nich w miarę ułatwiony dostęp. Ciągle uchwala się bardzo dużo ustaw i Parlament naprawdę ciężko pracuje.
Chciałoby się zapytać, czemu mają służyć te zmiany ilości parlamentarzystów? Zdaje sobię sprawę, że moje poglądy w tej sprawie nie muszą być popularne. Jestem jednak przekonany, że destabilizacja pozycji posłów i senatorów nie wspiera naszej młodej jeszcze demokracji.
Dla prw.pl Czesław Cyrul, SLD: - Premier Tusk i PO ciągle ucieka przed goniącą go rzeczywistością. Od afery hazardowej ucieka poprzez uchwalenie ustawy zwalczającej hazard, która ma zarazem tuszować niesmak po „rozmowach kontrolowanych”.
Dwa lata rządów PO i PSL, czasów udawanego wysiłku na rzecz reformowania kraju premier Tusk postanowił przykryć propozycją zmian w Konstytucji RP, które dałyby więcej władzy PO. Premier zaskoczył wszystkich swoją propozycją, także koalicjanta, który zdystansował się od zamiarów premiera. Według premiera przyszły prezydent byłby malowany, wybierany przez Zgromadzenie Narodowe, a rzeczywistą władzę dzierżyłby rząd z kanclerzem na czele.
Zmian w konstytucji premier Tusk chce dokonać tylko z PO, mimo że ze wszystkimi posłami i senatorami tych zmian przeprowadzić nie może.
Po co więc premier to robi? Na pewno szuka drogi do umocnienia swojej pozycji na scenie politycznej, co może dowodzić, że czuje się na niej niepewnie. Swoją moc w samej PO premier pokazał tuż przed głosowaniem nad ustawą medialną, kiedy to na jego rozkaz ponad dwustu posłów wzięło uszy po sobie, wbiło wzrok w ziemię i głosowało zgodnie z jego wolą; inaczej niż przez kilka miesięcy z trudem ustalano.
Oto próbka tego, jak mógłby zachowywać się premier Tusk kiedy cała władza byłaby w jego rękach. Pewnie wtedy sam zostałby kanclerzem, a przedstawiciela PO namaścił na prezydenta i większość parlamentarna złożona z ludzi PO wybrałaby wyznaczonego kandydata. Oczywiście pod warunkiem, że PO nadal byłaby przy władzy. Żadna partia nie zgodzi się na to i premier o tym pewnie doskonale wiedział.
Po co więc te propozycje padły? Po kilkunastu dniach od ich ogłoszenia nadal tylko można gdybać. Wiadomo natomiast, że te propozycje już należy wrzucić do kosza. Podobają się one tylko premierowi Tuskowi. W gruncie rzeczy szło o co innego. Konstytucyjne propozycje premiera Tuska miały godną oprawę. Premier promował sprawy beznadziejne, ale za to ze smakiem i w ładnym otoczeniu, odciągając tym samym uwagę opinii od surowej oceny dwóch lat swoich rządów. Polityka Tuska to układanka z ładnych obrazków i miałkich słów.
Za dwa tygodnie na topie będą inne tematy, a PO niepowodzenie swoich planów konstytucyjnych zwali na opozycję i prezydenta. Zmiany w konstytucji byłoby panaceum na leniwość Platformy i dopiero wtedy kraj zostałby zalany lawiną obiecanych reform. Na szczęście aż tyle władzy, by siłami PO zmieniać konstytucję, premier Tusk jeszcze nie ma i lepiej, aby tak pozostało, bo dyktatura to rzecz niebezpieczna. Natomiast prezes Kaczyński zaproponował nową wizję państwa według PiS. Kreatorami zmian mają być te same osoby co za rządów PiS, w tym mister Ziobro, który coś wspomniał o przyspieszeniu prac sądów. Wielu obywatelom od razu przypomniały się czasy jego „usprawnień” w wymiarze sprawiedliwości. Wraz z grupą oficjalnych kreatorów pracować będą tajni eksperci. To taka nowość. Dziennikarze będą dochodzić kto to taki i to będzie najciekawsze w pracach na nową koncepcją. Ale i ta inicjatywa już zwiędła niczym wczesnowiosenne tulipany. PO proponując samozwańcze zmiany w konstytucji ucieka od problemów gospodarczych i społecznych; zamiata je pod dywan. Proponuje nam niekończące się igrzyska z premierem Tuskiem w roli głównej. I w takim nastroju chce dotrwać do najbliższych wyborów. Na chleb zarabiamy sobie sami.
W moim felietonie świadomie używałem trybu przypuszczającego niedokonanego. Współgra on z naszą polityką, pełną pustych gestów i niespełnionych obietnic.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.