O parytetach słów kilka (Felieton polityczny)
Faktycznie, od zarania dziejów my-mężczyźni jesteśmy wstrętnymi szowinistami. Gdzie nie popatrzeć-wszędzie siejemy antyfeminizm i poniżamy płeć nam przeciwną: sam źródłosłów określenia "kobieta" jest dyskryminujący.
"Obita" to po prasłowiańsku uczta, a więc kobieta, to stworzenie przeznaczone do ("k") usługiwania przy uczcie ("k obicie"). Pójdźmy dalej: Polak-to człowiek, rodzaj męski, polka … rodzaj tańca. Japończycy-w domyśle mężczyźni, japonki-klapki na nogi. Fin-człowiek, finka-rodzaj noża. Ziemianin-człowiek, ziemianka-taka chatka. Węgier-człowiek, węgierka … śliwka. Bawarczyk - pan w ósmym miesiącu ciąży, spodziewający się beczki piwa (płeć nieznana), koniecznie w spodenkach na szelkach i kapeluszu z piórkiem - znaczy człowiek. Bawarka … herbata z mleczkiem. Kanadyjczyk – człowiek, kanadyjka - rodzaj kajaka i kurtki, Hiszpan – człowiek, hiszpanka – grypa, Amerykanin-człowiek, amerykanka-rodzaj mebla itd. Itp.
Na każdym kroku lekceważenie, poniżanie-słowem: dyskryminacja na całego. I wszystko byłoby w inicjatywie naszych feministek ok., gdyby nie to, że same sobie, czyli kobietom, strzeliły gola.
Otóż okazuje się, że jeśli na listach wyborczych jest MNIEJ, niż 20 proc. kobiet, to płeć staje się czynnikiem sprzyjającym sukcesowi wyborczemu: kobiety głosują na kobiety i dzięki temu te ostatnie przeskakują "męskich" kandydatów z wyższych miejsc. Jeśli kobiet na liście jest WIĘCEJ, preferencje z racji płci ulegają niwelacji. To prawda statystyczna powszechnie znana tym, co brali już parę razy udział w różnych wyborach; stąd pewnie kokietujące głosy poparcia parytetów ze strony panów polityków ( im więcej kobiet na listach, tym większe szanse na elekcję dla mężczyzn) i protesty ze strony naszych co bardziej zaprawionych w bojach parlamentarzystek (trudno przecież oczekiwać po karpiach postulatu przyspieszenia Świąt Bożego Narodzenia…).
A na poważnie - to nie parytet powinien decydować o czyimś udziale w życiu politycznym, czy jakiejkolwiek działalności publicznej czy gospodarczej, a kompetencje i, przede wszystkim, wola działania. Choć niewątpliwie jakaś zachęta na starcie, w postaci np. zagwarantowania minimum 30 proc. miejsc na listach dla kobiet, mogłaby odnieść korzystny skutek. Tyle kompetentnych pań z wolą walki z pewnością dałoby się znaleźć i namówić na start w wyborach, bez konieczności urządzania upokarzających dla wszystkich łapanek.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.