Dyrektor Opery Wrocławskiej ws. raportu NIK
Marcin Nałęcz-Niesiołowski tłumaczy, że ten błąd, to ludzkie niedopatrzenie, a nie celowe działanie, ponieważ jego kontrakt daje mu możliwość zatrudniania siebie na dodatkowe umowy o dzieło.
- To było związane z ludzką pomyłką i chcieliśmy to wytłumaczyć Najwyższej Izbie Kontroli, ale ta nie chciała przyjąć wyjaśnień. Podpisywałem umowę zawsze jako artysta-wykonawca, a nie jako dyrektor Opery Wrocławskiej - tłumaczył Nałęcz-Niesiołowski.
Co więc zdaniem dyrektora było powodem, że na dokumentach znalazła się jego pieczątka, jako dyrektora Opery?
W sekretariacie nastąpiła zmiana na stanowisku sekretarki-asystentki, która widząc moją parafkę nieopatrznie przystawiła pieczątkę "dyrektor opery wrocławskiej".
Dyrektor Opery, Marcin Nałęcz-Niesiołowski według NIK zawarł 14 dodatkowych umów o dzieło na pracę w Operze, jako dyrygent, na łączną kwotę ponad 400 tysięcy złotych, co NIK ocenił jako niegospodarność. Zdaniem prawników Opery - to NIK się myli, bo w innych miastach dyrygentom też się płaci i to więcej niż dyrektorowi Niesiołowskiemu. - Np. w katowickim NOSP-rze dyrygent zarabia nawet 20 tysięcy złotych - przekonuje mecenas Arkadiusz Skrobich:
NIK koncentruje się w dużej mierze na wynagrodzeniach dyrektora i robi to w sposób bardzo tendencyjny.
Ponadto dyrekcja Opery nadal utrzymuje, że kontrola NIK się nie zakończyła, bo wystąpienie pokontrolne zostało doręczone do sekretariatu, a nie dyrektorowi do rąk własnych - dodaje prawnik:
Dyrektor Opery tłumaczył także, że na wszystkie dodatkowe umowy związane z dyrygowaniem podczas spektakli miał zgodę Urzędu Marszałkowskiego, co potwierdzają dyrektorzy departamentów w tym urzędzie. Sytuacją w Operze zainteresowali się już jednak radni województwa z komisji kultury. Chcą oni by powołano specjalny zespół do zbadania wniosków z raportu NIK. Ma to nastąpić jesienią, po zakończeniu wewnętrznych kontroli zleconych przez Urząd Marszałkowski.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.