Marcin Gortat: Dlaczego chciałbym jeszcze grać? Tylko dla mistrzostwa NBA [POSŁUCHAJ]
Zostały zgliszcza i gruzy systemu koszykarskiego w Polsce - ocenia Marcin Gortat. O 11.00 w Lubinie rozpocznie się camp, organizowany przez naszego człowieka w NBA. To już 11. edycja cyklu wakacyjnych obozów koszykarskich, które organizuje Marcin Gortat.
W Rozmowie Dnia Radia Wrocław tłumaczył, że polską koszykówkę czeka długa droga, by wrócić do poziomu sprzed dwudziestu lat. Wtedy królem parkietu był zmarły w ubiegłym roku Adam Wójcik, legenda Śląska Wrocław:
Zwieńczeniem tegorocznej edycji będzie obozów Gortata będzie charytatywny gwiazdy NBA w drużyną Wojska Polskiego, który zostanie rozegrany w sobotę w łódzkiej Atlas Arenie.
- Dlaczego chciałbym jeszcze grać (przyp. red. po zakończeniu sezonu 2018/2019)? Chyba tylko z jednego powodu, żeby zdobyć mistrzostwo NBA. Nie widzę innych powodów. Na pewno nie będę grał po to, żeby zarobić jeszcze trochę pieniędzy, bo byłbym naprawdę głupi i skłamałbym jeżeli powiedziałbym, że mi brakuje. Druga sprawa pod względem zdrowotnym myślę, że fizycznie dałbym radę jeszcze 3-4 lata, albo 2-3 lata na dobrym poziomie, ale psychicznie jestem już tak wyczerpany i skończony, że myślę, żeby po tym roku już zakończyć karierę. To jeszcze nie jest decyzja podjęta na 100%, to też nie jest moja deklaracja. Zobaczymy po sezonie. Będę starał się rozkoszować tymi 7 miesiącami, a co potem przyniesie życie zobaczymy. Mogę, nie muszę, nie mam takiego obowiązku. W końcu też będę miał 35 lat, ja mogę chcieć jedną rzecz, a NBA może chcieć drugą - mówił w rozmowie Dnia Radia Wrocław Marcin Gortat.
POSŁUCHAJCIE ROZMOWY:
Przemek Gałecki: 10 lat temu debiutował Pan w NBA, ale jak Pan sam mówi - ostatni sezon w Wizards był najtrudniejszym sezonem w Pana karierze. Teraz Pan odżyje w Los Angeles Clippers?
Marcin Gortat: Myślę, że tak, teraz odżyję. Mam nadzieje, że to będzie świeży start dla mnie. Mi się udało, ale myślę, że jeśli chodzi o etykę pracy moją a innych chłopaków, którzy gdzieś w Polsce dojrzewają, to jest ogromna przepaść. Nie ważne, jak utalentowani będą i nie ważne, jakiego dobrego agenta będą mieli, to nie zajdą daleko, jeżeli sami nie stwierdzą, że trzeba ciężko pracować. Do tego potrzeba troszkę szczęścia. W momencie kiedy dostałem się do NBA, musiałem swoje ego i dumę schować w kieszeń, żeby utrzymać się na miejscu, walczyć, zaciskać zęby i pracować codziennie. Myślę, że są to jest największym wyzwaniem dla każdego młodzieńca.
Jakie są Pana oczekiwania jeśli chodzi o ten nowy sezon? Clippers jest zespołem w przebudowie, od którego pewnie nie będzie się wymagało wiele, z kolei Pan pewnie będzie chciał odbudować swoją pozycję.
To, że przebudowaliśmy zespół i jesteśmy w trakcie wymiany wielu dobrych zawodników na młodszych, nie oznacza, że będziemy grali poza pierwszą ósemką. Myślę, że jesteśmy ekipą, która może powalczyć o pierwszą ósemkę: o siódme, ósme miejsce. Mamy wystarczająco dobry zespół, żeby powalczyć o play-offy. Ja przede wszystkim będę chciał wrócić do pozycji, jaką miałem w NBA przez wiele lat. Minimum 10 punktów i 10 zbiórek, do tego przyzwyczaiłem kibiców i ludzi związanych z NBA. To będzie mój cel. Wiadomo, że będzie szansa na zrealizowanie tego wszystkiego, jeżeli będzie wystarczająca liczba minut na parkiecie i to jest podstawa. Z trenerem jeszcze na ten temat nie rozmawiałem, ale po przyjeździe myślę, że usiądę i będę takie spotkanie miał.
W ostatnich tygodniach każdy Pana pytał, czy będzie to ostatni sezon w NBA. Ja zapytam inaczej: dlaczego Pan miałby chcieć i jeszcze grać?
Chyba tylko z jednego powodu - żeby zdobyć mistrzostwo NBA. To jest jedyny powód i nie widzę innych. Na pewno nie dlatego, żeby zarobić jeszcze trochę pieniędzy, bo byłbym głupi i skłamałbym mówiąc, że mi ich brakuje. Pod względem zdrowotnym myślę, że fizycznie mógłbym dać radę 3-4 lata, lub 2-3 lata grać na dobrym poziomie, ale psychicznie jestem już tak wyczerpany i skończony, że myślę, by po tym roku zakończyć karierę.
I to jest decyzja, z którą Pan teraz pozostaje, czy Pan ją już podjął?
To nie jest decyzja podjęta na 100%. To też nie jest moja deklaracja. Zobaczymy po sezonie, Czas pokaże. Przede mną siedem miesięcy, będę starał się tymi siedmioma miesiącami rozkoszować i robić wszystko co w mojej mocy, aby zagrać na dobrym poziomie. A co potem przyniesie życie? Zobaczymy. Tak jak powiedziałem, mogę nie muszę, nie mam takiego obowiązku. W końcu będę miał 35 lat no i ja mogę sobie chcieć jedną rzecz, a NBA może chcieć drugą.
Gdy byłem zawodnikiem pamiętam te momenty, że ból achillesów był tak wielki, że nie mogłem zejść z łózka, a trzeba było trenować cztery razy dziennie. Pan czasem czuje już, że organizm mówi dość, stop, nigdy więcej?
Tak jak powiedziałem, są momenty, że wszystko boli i potrzeba pięciu, dziesięciu minut, żeby z łózka zejść, ale to jest normalne. Myślę, że potrzeba tylko paru godzin, czy dnia na to, żeby zregenerować ciało. Potem mogę normalnie funkcjonować. Wszystko zależy z jakim przedziale czasowym miałbym grać na parkiecie. Jeśli mówimy, że miałbym grać 35-38 minut to obędzie bardzo ciężko. Myślę dalej, że pod względem fizycznym jestem w stanie się przygotować i grać na dobrym poziomie. Najważniejsza jest głowa, psychika i podejście do sezonu. Nie da się ukryć, że w Waszyngtonie psychicznie byłem troszkę wykończony.
Teraz może trochę lepszy klimat pogodowy.
Tak, w LA będzie zdecydowanie lepszy klimat, będzie bardziej sprzyjający grze w koszykówkę.
A Pana rodzice? Ojciec, medalista olimpijski w boksie, mama, reprezentantka Polski w siatkówce - nie mówią czasem: Marcin wystarczy, zrobiłeś swoje, zajmij się życiem?
Nie, myślę, że moi rodzice, jeśli już to oglądają moje mecze. Nie ma takich sytuacji, że mówią mi, co mam robić, w końcu mam 34 lata. Jedyną rzeczą, która mama mi powtarza rano, to żebym zjadł śniadanie przed wyjściem z domu, bo będę głodny cały dzień. Od wielu lat decyduje sam o swoim życiu. Myślę, że rodzice zrozumieją, że jeżeli wybiorę konkretną decyzję, to oni się dostosują i będą mnie wspierali w tym względzie.
Derby to jest coś co pana nakręca? Teraz jest Pan zawodnikiem w Los Angeles, a do Lakersów przeszedł tego lata najlepszy koszykarz na świecie, LeBron James. Będzie prawdziwe święto.
Będzie święto, aczkolwiek my marzymy o tym, żeby go zbić i pokonać, a nie promować i o nim mówić. Dlatego zrobimy wszystko, by go pokonać. Wierzymy, że mamy bardzo dobrą drużynę w Clippersach. Jak powiedziałem, mamy bardzo dużo młodych zawodników z dużym potencjałem. Mamy szanse powalczyć o play-offy, a co za tym idzie - powalczyć z Lakersami.
Zwieńczeniem tegorocznej edycji pana warsztatów będzie siódmy mecz charytatywny Pana drużyny z wojskiem, który zostanie rozegrany już w sobotę w łódzkiej Atlas Arenie i tutaj, muszę przyznać, widać efekty Pana pracy. Widać coraz większy szacunek dla munduru polskiego żołnierza.
Bardzo się cieszę, że Pan tak powiedział. Niestety nie do końca każdy człowiek chodzący po ulicy szanuje mundur i jest to troszkę smutne, ponieważ żołnierze są ludźmi, którzy bardzo ciężko pracują. Są to ludzie którzy zapewniają bezpieczeństwo i porządek na całym świecie, ale są to osoby, które również pierwsze wyjeżdżają do kataklizmów w Polsce. Myślę, że jeżeli ludzie to zrozumieją, to będziemy lepszym narodem. Z drugiej strony cieszy mnie to, że już siódmy raz organizujemy tego typu mecz. Na prawdę przychodzi dużo ludzi. Jest duże zainteresowanie tego typu eventem. Jeżeli przyjeżdża prezydent polski na nasz camp, jeżeli mamy ministrów i władze państwa przyjeżdżające na moje spotkanie to znaczy, że jest to event dużego poziomu o dużym statusie. Cieszy nas to, że ludzie ufają mi, przychodzą na te spotkania, kupują bilety. Cieszę się, że mogę im dać troszkę takie komediowo-koszykarskie spotkanie.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.