Steven Wilson specjalnie dla Radia Wrocław: Myślę, że potrafię wydobyć dźwięk ze wszystkiego
Wróciłeś do Wrocławia po dziewięciu latach – w 2009 roku wystąpiłeś z Porcupine Tree w Hali Orbita. W międzyczasie często wracałeś do naszego kraju – w lutym grałeś w Zabrzu i Poznaniu. Drugie z miast było też bohaterem oprawy graficznej do twojego poprzedniego albumu, Hand Cannot Erase. Masz jakieś wyjątkowe wspomnienia z naszego kraju?
Pierwszy raz przyjechałem do Polski w późnych latach dziewięćdziesiątych. Nie ma chyba drugiego kraju, który tak bardzo zmienił się przez te dwadzieścia lat. To fascynujące. Wracam co rok, dwa i zauważam kolejne zmiany. Jest jednak rzecz, która nigdy się nie tu zmienia – to lojalność moich fanów. We wczesnych latach kariery na moje koncerty w Polsce przychodziło po tysiąc ludzi, gdy w Londynie pojawiała się pięćdziesiątka. Między moją muzyką, a polską publicznością zawsze było mocne połączenie. To niezwykłe.
Nowy album, który promujesz – “To The Bone” – jest przepełniony muzycznymi inspiracjami. Za każdym razem, gdy słyszę Permanating, mam w głowie przeboje ABBY.
Nie chciałem kopiować pomysłów innych zespołów, ale z drugiej strony w obecnych czasach ciężko uniknąć skojarzeń z czymś, co słyszało się już wcześniej. W trakcie tworzenia “To The Bone” chciałem nawiązać do twórczości lat 80, na której się wychowałem. To była ambitna i pomysłowa muzyka, ale nadal utrzymana w klimatach popu. Był taki okres w muzyce, który rozpoczął się w późnych latach sześćdziesiątych dzięki The Beatles i The Beach Boys, a skończył się we wczesnych latach 90. Muzyka popowa, która sprzedawała się najlepiej, była komercyjna i służyła do rozrywki, była przy tym robiona w naprawdę inteligentny sposób. Miała ciekawe koncepcje, a czasami także całkiem mroczne teksty. Po prostu była ambitna muzycznie. Pamiętam, jak dorastałem w latach 80., słuchając Tears For Fears, Kate Bush, Depeche Mode, Talk Talk, Prince’a czy nawet Michaela Jacksona. Zapomnieliśmy, jak bardzo eksperymentalna iI ambitna była jego muzyka tworzona wspólnie z Quincy Jonesem. To naprawdę kreatywne albumy. Tęsknie za tym. Nie słyszę tego we współczesnym popie.
Twój nowy album, to miks współczesnej produkcji z klasycznym brzmieniem. W nagraniach użyłeś instrumentów klawiszowych z lat 70.
Kocham ich brzmienie. Są organiczne i ponadczasowe.
Twój koncert był bogaty w multimedia. Muzyka jest zsynchronizowana z wizualizacjami. Czy wobec tego w muzyce, którą gracie, jest jakakolwiek spontaniczność?
Tak, całkiem sporo. Dużo pracowałem nad tym, show zachowało odpowiedni balans. Muzyka musi być perfekcyjnie zsynchronizowana z wideo. To powoduje, że budowa utworu każdej nocy jest taka sama. Kompletnie inne są za to solówki gitarowe czy klawiszowe, ale ich długość zawsze musi być taka sama. Uzyskaliśmy kompromis.
Czy komponujesz w trakcie trasy koncertowej, na przykład przesiadując w pokoju hotelowym?
Próbowałem tak pracować przez te wszystkie lata, ale nie potrafię tego robić. Kiedy tworzę muzykę, muszę być otoczony wszystkimi instrumentami, które mam. Nie wystarcza mi granie na gitarze akustycznej w pokoju hotelowym. Muzyka pochodzi z wielu przeróżnych miejsc, czasami może być oparta na fortepianie, czasami na gitarze, rytmie perkusji czy riffie basu, a nawet na wokalu. Próbowałem, ale nie potrafię komponować w inny sposób. W trasie próbuję zajmować się miksowaniem i edycją. Przez ostatnie tygodnie zajmowałem się obróbką DVD, które zarejestrowaliśmy kilka miesięcy temu. Przez to, że mój proces twórczy przebiega w taki, a nie inny sposób, muszę być w domu, żeby pracować nad czymś nowym.
Kiedy w takim razie ukaże się wspomniane DVD?
Sądzę, że w listopadzie. Nie mamy jeszcze ostatecznej daty premiery.
Akurat przed świętami.
I przy okazji moich urodzin.
Co sądzisz o ludziach, którzy przychodzą na Twój koncert, nagrywają go i wrzucają filmy do sieci?
To zabawne, czasami żartuję sobie z tego na scenie. Pytam trzymających telefony “moglibyście przestać?”. Mnie to nie przeszkadza, ale denerwuje siedzących czy stojących obok takich osób.
Ogladają całe show na ekranie telefonu, to wyjątkowo wkurzające. Nikt zresztą nie ogląda tych filmów, które później wrzucają na youtube’a. Ostatnio powiedziałem nagrywającym: na youtubie są już tysiące klipów z moich koncertów, wasze małe filmy nie wniosą niczego nowego. Dla mnie takie zachowanie jest całkowicie bezsensowne.
Czy uważasz, że social media są przydatne? Wspomniałeś kiedyś, że ludzie zachowują się przez nie coraz bardziej pasywnie.
To prawda. Ludzie mają problem z wejściem w wyższy stan zaangażowania. Część problemu to zbyt dużo treści w internecie – za dużo muzyki, filmów, wiadomości, pornografii. O czymkolwiek pomyślisz – w internecie jest tego po prostu za dużo. Mam ten sam problem – jeśli zaczynasz oglądać coś na youtubie, twoja uwaga od razu ucieka na pasek boczny z propozycjami kolejnych klipów. Mimo że wybrałeś jeden film, klikasz już na kolejny. Największym problemem jest ciągłe bombardowanie kontentem. Tak naprawdę kończymy nie oglądając niczego w całości, Mam ten sam problem i myślę, że każdy tak ma. Brak głębszego zaangażowania się w treść to poważny kryzys.
Biznes muzyczny też się zmienił. Artyści rezygnują z wydawania płyt i stawiają na regularne wrzucanie nowych teledysków na Youtube’a.
To zależy od gatunku muzycznego. Gdybym był artysta hiphopowym, nie widziałbym sensu wydawania płyt. Tacy słuchacze nie słuchają całych albumów, tylko playlist na Spotify. Biorą jedną piosenkę z całej płyty, a reszty nie słuchają. Myślę, że w przypadku rocka jest zupełnie inaczej, tworzę muzykę koncepcyjną. Moja publiczność nadal jest zainteresowana ideą opowiadania jednej historii w trakcie trwania całego krążka. Traktują album jak powieść czy film, coś, do czego trzeba usiąść i przeczytać od deski do deski. Jeśli byłbym artystą popowym czy hiphopowym, działałbym inaczej i nie widziałbym powodu, by tworzyć całą płytę.
Czy uważasz, że połączenie polityki ze sztuką jest dobre?
To bardzo dobre pytanie. Przez lata starałem się unikać takiego łączenia, ale ostatnio zacząłem odważniej propagować swoje przekonania. Nigdy nie lubiłem natykać się na ludzi, którzy wygłaszali słuchaczom swoiste kazania. Z racji, że lubisz ich muzykę, mówią ci, na kogo masz głosować, jak masz żyć, w co wierzyć. Jestem bardziej liberalny. Zacząłem na scenie mówić o wegetarianizmie, weganizmie i prawach zwierząt. Chciałem robić to jednak w luźny sposób. Chodzi mi bardziej o zwracanie uwagi publiczności, niż mówienie im, że żyją niewłaściwie.
Czy istnieją instrumenty, na których nie potrafisz grać? Próbowałeś, ale stwierdziłeś „nie, to nie dla mnie”?
Myślę, że potrafię wydobyć dźwięk ze wszystkiego. Bycie muzykiem w XXI wieku jest o tyle dobre, że mamy komputerowe narzędzia. Mogą sprawić, że umiemy grać na instrumentach i śpiewać, mimo że tak naprawdę nie potrafimy. Próbowałem nauczyć się grać na skrzypcach, ale poddałem się. To bardzo trudne. Kocham ich dźwięk, ale możesz brzmieć dobrze dopiero po kilku latach gry.
Nie założyłeś rodziny. Dlaczego, przez karierę muzyczną?
To nie była decyzja, to wynikło podświadomie. Nie postanowiłem jednego dnia, że rezygnuję z rodziny i będę profesjonalnym muzykiem. Po prostu zadedykowałem muzyce swoje życie. Zauważyłem, że nie mam potrzeby założenia rodziny. Nie żałuję takiego obrotu spraw czy tego, że nie mam dzieci. Myślę, że moje wybory były słuszne. Mam pięćdziesiąt lat i na nic nie jest za późno, ale nie sądzę, żebym do tej pory podejmował błędne decyzje. Warto jednak zdać sobie sprawę z tego, że każdy wybór zamyka inne furtki.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.