TYLKO U NAS: Rozmowa z Maciejem Stachowiakiem
POSŁUCHAJ: Ojciec Igora Stachowiaka w dzień rozpoczęcia procesu: "Synowi z oczu płynęła krew zamiast łez"
Dobrze Pamięta pan 15 maja 2016 roku?
Bardzo dobrze.
Pamięta Pan, co Pana obudziło?
Pamiętam, że pojechałem do rodziców w okolicach 13-14 na kawę i w okolicach 14 przyjechał radiowóz i poinformowali nas, że syn został pomylony na komisariacie, spadł z krzesła i nie żyje.
To było już kilka godzin po śmierci Igora.
Dzisiaj znając cały materiał, to tak-dosyć duża była przerwa.
Jaka była Pana pierwsza reakcja po tej wiadomości?
Nie uwierzyłem w to i zapytałem: skąd panowie macie taką pewność, że to mój syn? Policjanci powiedzieli, że możemy pojechać na komisariat i zidentyfikować syna. Pojechaliśmy z żoną, wziąłem jeszcze ojca-co widzą trzy osoby to nie jedna.
Jak zareagowała cała rodzina?
Człowiek w pierwszych godzinach zapomina, jak się nazywa. Byliśmy wszyscy rozbici. Histeria żony, ja się nie odzywałem przez dobre dwie godziny.
A pamięta Pan pierwszą reakcję policjantów kiedy Pana zobaczyli?
Pamiętam tylko słowa policjantów, że spadł z krzesła i zmarł na komisariacie, że został pomylony z kimś, że omyłkowo znalazł się na tym komisariacie.
Pierwsze komunikaty, które docierały do opinii publicznej były takie, że zmarł chłopak po narkotykach, który był agresywny, zniszczył cześć sprzętu na komisariacie i walczył z policją. Dlatego zastanawiam się, jak zareagowali policjanci, kiedy zobaczyli, że pochodził z dobrej rodziny?
Jeśli chodzi o przekaz, to od samego początku próbowano zdyskredytować jego osobę i oczywiście, że był agresywny-taki przekaz szedł od początku. Żaden materiał tego nie potwierdza, stąd chyba próba aresztowania dwóch młodych ludzi, którzy nagrywali telefonami komórkowymi całe zdarzenie na rynku i utrwalili obraz oraz dźwięk. Tam nie ma mowy o obrażaniu policjantów i jakiejś agresji ze strony Igory. Jest też wielu innych świadków, którzy się do nas zgłaszali, gdy zakładaliśmy stronę internetową i prosiliśmy o jakiś przekaz dotyczący zajść na rynku. Żadna z osób nie potwierdziła, że Igor był agresywny-to tylko przekaz policjantów. Zobaczyłem go w kostnicy, gdzie udało mi się zrobić zdjęcie-po prostu byłem przerażony. Oczywiście jako ktoś, kto nie jest fachowcem, skoncentrowałem się tylko na twarzy. Nie miałem jeszcze wtedy w głowie tego, że powinienem zrobić zdjęcie całego ciała-byłoby nam wtedy dużo łatwiej rozmawiać. To tak wyglądało, jakby z oczy nie płynęły mu łzy, tylko krew.
Nie udało się Panu zrobić wtedy zbyt wielu zdjęć i można powiedzieć, że rzutem na taśmę zdążył Pan zdobyć ciało syna przed sekcją zwłok.
Tak, tak naprawdę był to ostatni moment, gdy mogłem się pożegnać z synem.
Wszyscy dziennikarze mieli takie wrażenie od samego początku, że mimo tragedii, która dotknęła Pana rodziny był Pan bardzo opanowany w działaniach, które Pan podejmował.
Taki po prostu już chyba jestem, że nie płaczę i nie biję głową w ścianę pod publikę, tylko działam i staram się ukarać winnych śmierci mojego syna.
Jedną z pierwszych decyzji było przeniesienie śledztwa z Wrocławia. Jaką miał Pan wiedzę wtedy na temat tego postępowania, prowadzonego przez prokuraturę wrocławską, że nie chciał Pan, aby to oni prowadzili to śledztwo?
Jeżeli przekaz rzecznika policji wrocławskiej mówi o zupełnie innych rzeczach, które tak naprawdę nie miały miejsca. Ten monitoring na komisariacie, który zginął...Zaczęliśmy to sobie układać, po prostu była gra w jakimś celu. To, że udało nam się to przenieść do Poznania no to mieliśmy takie wrażenie, że to lepiej dla śledztwa, ponieważ nie było to na terenie Wrocławia. Sprawa jest niewygodna, co tu dużo mówić.
Prokuratura wrocławska dobrze rozpoczęła to śledztwo?
Było bardzo dużo zaniechań.
Ubrania policjantów z tego dnia, gdy zmarł Igor, zostały zabezpieczone dopiero po kilku dniach, przed przeniesieniem śledztwa do Legnicy.
Wystarczy sobie skonfrontować te daty, po prostu są tam gdzieś na protokołach-kiedy pewne rzeczy się odbyły, a tak naprawdę to są kluczowe działania, które powinny zostać podjęte przez prokuraturę. Mówimy o zabezpieczeniach, badaniach policjantów.
I od samego początku uczestniczyli Państwo również w przesłuchaniach. Wszystkich świadków?
Od samego początku, jeśli tylko wiedziałem o przesłuchaniach świadków, które się odbywały, uczestniczyłem we wszystkich przesłuchaniach, jakie się odbywały. Jeździłem do Poznania dwa razy w tygodniu.
Które ze spotkań było najtrudniejsze?
Te z oskarżonymi, którzy nie byli w stanie spojrzeć mi w oczy.
A prosili Państwo o dodatkowe opinie biegłych w tej sprawie? Tych opinii było ponad dwadzieścia. Bardzo dużo wniosków dowodowych...
No były różne wnioski dowodowe. Niektóre pani prokurator nie wiedzieć, z jakiej przyczyny odrzuciła-chociażby, które były przy drugiej sekcji zwłok. Nie mnie oceniać, dlaczego tak się stało. Myślę, że jeżeli sąd będzie to ważyć, to zada takie pytanie pani prokurator.
W Radiu Wrocław informowaliśmy, że mimo wniosku nie zostały zabezpieczone bilingi policjantów. Pamiętam, że jakiś czas temu mówił Pan, że jest zadowolony z tego, jak działają prokuratorzy w Poznaniu i że dokładają pełnej skrupulatności, by tę sprawę rozwiązać. Dziś też ma Pan takie poczucie?
Ja o bilingi prosiłem półtora miesiąca po całym zdarzeniu panią prokurator, na pierwszych czynnościach, które się odbywały w Poznaniu. Wtedy pani prokurator poinformowała mnie, że może wystąpić o bilingi, ale dopiero gdy postawione zostaną zarzuty. Dzisiaj okazuje się, że to było nieprawdą, że można było wystąpić o te bilingi od razu. Z tego co mi wiadomo, to nawet na podstawie bilingów są stawiane nieraz zarzuty. Dzisiaj widzę, że to szło nie w takim kierunku, w jakim powinno.
Pewnie dlatego, jak się domyślam, nie zgadza się pan z zarzutami, które ostatecznie postawiła prokuratura. Początkowo śledztwo we Wrocławiu było prowadzone w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci, ale ostatecznie zakończyło się na postawieniu zarzutów o torturowanie i przekroczenie uprawnień, za co grozi 5 lat więzienia.
Należałoby sobie zadać pytanie, że skoro zarzut tortur, to dlaczego nie ze szczególnym okrucieństwem. Każdy, kto oglądał film wyemitowany przez TVN nie ma chyba żadnych wątpliwości. Nadal jest mi ciężko, unikam tego. Gdziekolwiek w mediach pokazują ten materiał, nawet krótkie migawki, ciężko mi się z tym zmierzyć.
Jeden z policjantów, Adam W., miał zatarg z Igorem w 2013 roku. Ta sprawa początkowo nie była przedmiotem postępowania, później została włączona do akt. Nie miał pan takiego poczucia, że to wszystko mogło być splotem nieszczęśliwych okoliczności?
Nie chce mi się wierzyć. Na przesłuchaniach pan policjant mówił, że nie miał kontaktu z Igorem, nie wspomniał o tej sprawie. Przypomnę, że tam Igor złożył doniesienie do prokuratury i był na obdukcji i miał 20 obrażeń i mogły one być z paralizatora - dzisiaj wiemy, że była to latarka. Być może była to zemsta za to, że było wcześniej doniesienie.
W procesie, który dziś rusza, będzie się starał Pan udowodnić, że było to celowe działanie?
My generalnie nie zgadzamy się z tymi zarzutami. Trzeba się skupić na rzeczach medycznych, na opiniach, które mówią o złamanej kości tarczowatej itd. Fachowcy, którzy wypowiadają się, nie chcą tego zrobić oczywiście na papierze, podejrzewam, że boją się o swoją pracę. Oni mają wszyscy jednakowy obraz sprawy i potrafią nazwać rzecz po imieniu.
Większość osób, które tak dużo mówiła o Igorze nigdy go nie spotkało. Policja mówi, że był agresywny, jego znajomi, którzy przyszli w pierwszy dzień zapalić znicze pod komisariatem mówili zupełnie co innego. Jaki był Igor?
Młody człowiek, który popełnia błędy w życiu, jak każdy z nas w tym wieku i tyle. To się po prostu nie powinno zdarzyć, a tym bardziej w tych okolicznościach - ciemna, wąska toaleta i czterech policjantów pastwiących się nad jedną osobą...kajdanki, paralizator, gaz - to się nie mieści w głowie, żeby w XXI wieku taka rzecz zdarzyła się na komisariacie.
Wielu znajomych Igora mówi, że był zagubiony. Państwo wiedzieli o jego problemach?
On już był po wieku buntu, wszystko zaczynało wyglądać normalnie. Podjął pracę. Wyszedł ze znajomymi na jedno piwo i nie wrócił do domu.
Policja podkreślała, że Igor był im znany, że był pod wpływem narkotyków. Dziś w prywatnych rozmowach ci sami policjanci mówią, że być może rzeczywiście nie wszystko było w porządku podczas interwencji. To pana zaskakuje?
Dowiaduję się o tym w tej chwili od pana.
Jak pana zdaniem powinna wyglądać interwencja w rynku?
Powinien zostać wylegitymowany, trak zresztą zrobił, widać, jak policjant czyta, z kim ma do czynienia. Trzeba przypomnieć, że w piątek uciekł policjantom człowiek w kajdankach, stąd w mieście była tak mocno zakrojona akcja - szukali tego człowieka. Być może oni byli podobni, nie wiem.
Ma pan wrażenie, że władze zrobiły wystarczająco dużo, by pomóc pańskiej rodzinie?
Nie chciałbym tego komentować, bo to dla mnie żenująca sprawa. Na pewno nie.
Czterech policjantów, którzy brali udział z zatrzymaniu Igora, otrzymało pomoc psychologiczną.
Tego nie wiem. My nie dostaliśmy.
Jak chciałby pan, żeby wyglądał proces?
Przede wszystkim uczciwie, transparentnie, żeby wszystkie fakty zostały wzięte pod uwagę. Myślę, że jeżeli będziemy operowali na faktach, ta sprawa będzie bardzo prosta do wyjaśnienia.
Media nie mają możliwości relacjonowania procesu. Dopiero po zakończeniu będziemy mogli opublikować zeznania świadków. To dobra droga?
Nie chciałbym komentować decyzji sądu.
Na pewno bierze pan pod uwagę, że może zapaść inny wyrok, niż by pan oczekiwał. Byłaby pan skłonny w taką wersję wydarzeń, jaka jest zawarta dziś w akcie oskarżenia?
Zaczekajmy, niech ruszy ten proces. Nie chcę teraz wychodzić przed szereg
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.