Domagał się od miasta zleceń reklamowych w zamian za przychylność przy tworzeniu informacji? "To nie była próba korupcji, ale... propozycja reklamowa"
Wiosną burmistrz Złotoryi ujawnił, że dziennikarz domagał się od miasta zleceń reklamowych w zamian za przychylność przy tworzeniu informacji. Gdy odszedł z kwitkiem, na łamach jego portalu ukazała się seria niepochlebnych artykułów.
- Lubię krytykę, ale konstruktywną. Tu mamy do czynienia z hejtem. Jeżeli wyciąga się rzeczy tylko negatywne, oskarża się mnie o rzeczy, których nie popełniłem, za które nie jestem odpowiedzialny - z pełną świadomością, że tak nie jest - to nie jest krytyka, ale hejt uprawiany przez dziennikarza.
POSŁUCHAJ: Burmistrz Złotoryi oskarża legnickiego dziennikarza i wydawcę o szantaż
Zdaniem Lidii Tkaczyszyn, rzecznik Prokuratury Okręgowej, nie można mówić o korupcyjnej propozycji, bo oferty współpracy ta redakcja kierowała do wielu samorządów. Nie można też mówić o złamaniu rzemiosła dziennikarskiego, bo choć niepochlebnych artykułów na temat Złotoryi było znacznie więcej niż w przypadku innych miast, to za każdym razem - na wnioski burmistrza - portal zamieszczał sprostowania.
- Ta rozmowa ze strony właściciela zawierała wulgaryzm. Należało tu rozważać czy była etyczna ze strony etyki dziennikarskiej. Jednak prokurator nie doszukał się zmuszania do stałej współpracy z tym portalem.
Prokuratura nie dopatrzyła się też zastraszania w tym, że dziennikarz obiecywał samorządowcowi utrudnianie życia, za zlecenie reklam innej redakcji. Burmistrz zapowiada, że od decyzji prokuratury odwoła się do sądu.
POSŁUCHAJ:
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.