"Wiadomości z Donbasu: Dzieci nie powinny umierać" [REPORTAŻ]
Do Doniecka dotarłem, jadąc najpierw umówionym przez internet samochodem, później marszrutką z Żytomierza do Kijowa i w końcu przesiadając się na niewielki autobus. Nie spodziewałem się, że przekroczenie wyznaczonej przez linię walk granicy, będzie tak łatwe. Gdyby nie długa kontrola, przeprowadzana przez żołnierzy obu stron i rzęsisty deszcz, pewnie bym przespał cały szlak od stolicy Ukrainy do stolicy DRL.
Wysiadłem przy tzw. "Centrze". Zbliżało się święto 9 maja i wszędzie na ulicach można było spotkać kramy z pamiątkami przedstawiającymi Władimira Putina, rosyjskie flagi, proporczyki DRL, specjalne złoto-czarne wstążki i inne okazjonalne bibeloty. Po drodze rozładował mi się telefon, więc musiałem całkowicie zaufać ludziom napotkanym na ulicy. Było ich dużo, zwłaszcza w przejściu podziemnym prowadzącym przed wojną do tuneli metra i na przystankach.
Widać było, że wiele osób ma wolne, więc wybrało się na zakupy. Otwarte były centra handlowe z drogimi dżinsami i butami, na targach nie było zbyt wielkiego wyboru - ale ludzie handlują. Nie było też problemu, żeby przegryźć coś w ulicznych budkach albo kupić kartę do telefonu, czy papierosy albo wódkę. W supermarketach towary były niemal identyczne i nie mieli na co liczyć wybredni, którym nie smakuje półczerstwy chleb.
Ostatecznie kilka życzliwych osób skomunikowało się ze mną, mówiącym łamanym polsko-rosyjsko-ukraińsko-angielskim. Wytłumaczyli mi, że muszę iść wzdłuż ulicy Artema i później skręcić w Bohdana Chmielnickiego, dotrzeć na Kryty Rynok i stamtąd już prosta droga do 50-lecia ZSRR - gdzie był mój hotel. Kilka miesięcy później, tuż obok mojego ówczesnego miejsca zamieszkania, przeprowadzono pierwszy, nieudany zamach na słynnego Motorollę.
Jego późniejsza śmierć w kolejnym zamachu była jednym z symboli tej wojny. Obok masakry w Iłłowajsku, walk o Szyrokino, czy o lotnisko w Doniecku. Dziś tych momentów jest już tak wiele, że co chwilę przypominają się kolejne.
Spędziłem wtedy w Doniecku blisko tydzień. Poznałem wiele osób i usłyszałem jeszcze więcej historii. Każda z nich była inna i sprawiła, że wróciłem tam kilka miesięcy później. Podczas rozpoczęcia roku szkolnego w jednej ze szkół w pobliżu linii frontu, miałem okazję rozmawiać z kilkoma rodzinami dzieci, które na tej wojnie zginęły (ZOBACZ).
Ich historie, opowieści nauczycieli, dyrekcji szkoły i chłopca, który miał wtedy więcej szczęścia niż dwójka jego kolegów, chciałbym Państwu przedstawić w reportażu składającym się z relacji z moich trzech wyjazdów do Donbasu.
Na miejscu można usłyszeć wiele na temat różnorakich podziałów w kraju. Zwłaszcza w pobliżu linii frontu. Tam jedni nazywają drugich orkami, zombi, barbarzyńcami, faszystami, Rosjanami, czy bandytami, choć wszyscy są Ukraińcami. Dlatego po wyjeździe na jedną stronę barykady, postanowiłem wybrać się na drugą. Odwiedziłem niedaleko Mariupola żołnierzy wzbudzających w Donbasie szczególny postrach - regiment Azow.
Spider i Spolokh walczą na wschodzie niemal od początku konfliktu. Ten drugi przed wojną siedział w więzieniu, skazany za przygotowywanie zamachu terrorystycznego. Poprzednia władza, prezydenta Wiktora Janukowycza zarzuciła mu, że w jednej z podkijowskich miejscowości planował wysadzić w powietrze pomnik Lenina. Spolokh był wtedy miejskim radnym i szefem kijowskich struktur organizacji o nazwie Patriota Ukrainy. Założył ją Andrij Biłecki, którego nazwisko na Ukrainie kojarzy się z ultraprawicowymi radykałami. Podobno w przeszłości miał pseudonim "Biały Szef".
Spider z kolei jeździł na koncerty, udzielał się jako miejski aktywista do spraw zieleni we Lwowie. Kiedy na wschodzie kraju zaczęły wybuchać zamieszki, a Rosja oświadczyła, że przejmuje Krym, w ciągu godziny podjął decyzję o wyjeździe. Wtedy jeszcze nie wiedział, że na front. W pięć osób, podobnie jak ja, wsiedli w autobus i pojechali do Mariupola. Na polach pod miastem stoczyli pierwsze boje. Spider chwycił metalową rurkę, idąc jego śladem, to samo zrobili jego koledzy. Krzycząc, rzucili się na uzbrojonego przeciwnika. Chcieli odebrać im karabiny i tak rozpocząć walkę.
Dziś Azow to jeden z kilku obok Prawego Sektora, czy batalionu Ajdar, ochotniczych pułków, które broniły wschodu kraju przed separatystami. Finansowali ich głównie oligarchowie, którzy mieli intratne firmy na tym obszarze i nie chcieli stracić dochodów. Podobnie pieniądze inwestowali biznesmeni z Doniecka i okolic. Później większość z żołnierzy-ochotników została wcielona do powstającej z ruiny Gwardii Narodowej.
Po podpisaniu tzw. Porozumień Mińskich, Azow został odsunięty od frontu, ponieważ ukraiński rząd uznał go za zbyt agresywny. Dziś niektórzy żołnierze, którzy na wschód pojechali, by bronić kraju, samotnie i nocami wybierają się w pobliże frontu, z plecakami wyładowanymi po brzegi amunicją.
- Jesteś dziennikarzem z Polski? Wiesz kiedy skończy się ta wojna? - pytało mnie wiele osób, głównie cywili. - Kiedyś na pewno się skończy - starałem się odpowiadać w zakłopotaniu. Poświęćcie proszę 24 minuty i 27 sekund, by posłuchać ich historii.
Nagrania i reżyseria: Piotr Kaszuwara
Montaż i udźwiękowienie: Joanna Bednarczyk
Osoby: Rodziny ofiar, wojny w Donbasie Hans-Gert Pottering - wieloletni, niemiecki europoseł, Andrij Deszczyca - ambasador Ukrainy w Polsce, Spider, Spolokh, Patrick John Lancaster - amerykański dziennikarz mieszkający w Doniecku, przedstawiciele władz Donieckiej Republiki Ludowej, dyrektorka szkoły Ludmiła Dmitruk-Nikifronowna, nauczycielka jednej ze szkół, chłopiec ocalały z ostrzału, żołnierze regimentu Azow, nieżyjący już Aleksander Maślak, jeden z ideologów Azowa oraz partii Korpus Narodowy, Barrack Obama, były prezydent USA.
Tłumaczenie: Tomasz Sikora, Krzysztof Majewski, Adam Barański, Michał Hamburger, Iwona Rudnik, Maja Majewska, Dorota Kuźnik, Elżbieta Osowicz, Piotr Osowicz, Bartosz Tomczak, Gregor Niegowski i Przemek Gałecki.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.