"Wesele Figara" w Operze Wrocławskiej (recenzja)

Grzegorz Chojnowski | Utworzono: 2009-01-05 12:29 | Zmodyfikowano: 2014-05-01 00:12
"Wesele Figara" w Operze Wrocławskiej (recenzja)  -

O wykonawczej klasie w przypadku Mozartowskiego "Wesela Figara" od zawsze świadczy całokształt. Nie ma tu bowiem efekciarsko lub efektownie zaplanowanych nut, śpiew jest podporządkowany nastrojowi całości i tempu poszczególnych scen. Muzyka w firmowym stylu wiedeńskiego klasyka lekko i ochoczo pomaga artystom grać role w widowisku dziś już tylko rozrywkowym, choć kiedyś dopatrywano się w tym libretcie ambicji krytycznych, a nawet satyrycznych. Więc wykonawczo wrocławskie "Wesele Figara" spełnia się na miarę wysokich możliwości solistów, chóru i orkiestry dowodzonej przez Francesca Bottigliero. A to dlatego, że inscenizacja Marka Weissa, nieszukająca oryginalności, uwspółcześnień, odświeżeń na siłę, podkreśla ponadczasową świeżość utworu Mozarta i da Pontego.

Uczestniczymy w dobrze znanej bywalcom opery intrydze niepopełnionej małżeńskiej zdrady. Hrabia nie osiąga niecnego celu i nie uwodzi pokojówki swojej żony, przeciwnie, poprzez serię błyskotliwie wymyślonych przebieranek i sytuacji qui pro quo jego bujna seksualność znajduje ponownie drogę do komnaty (i serca) małżonki. Każda postać knuje na pewnym etapie spisek, niekoniecznie niewinny, i każda przekonuje się, jak łatwo z manipulatora stać się manipulowanym. Niepewność dopada nawet tytułowego służącego, którego miłość również zostaje wystawiona na próbę. Ta całkiem wciągająca, mimo upływu lat i liczby obejrzanych przedstawień, fabuła otrzymuje we Wrocławiu pomysłową oprawę scenograficzną (Małgorzaty Słoniowskiej). Scena objęta jest imitującymi szkło ścianami, co z jednej strony podkreśla fakt, iż mamy do czynienia z dziełem tak popularnym, że aż przezroczystym, a z drugiej strony skłania do szekspirowskiej refleksji o kruchości ludzkich spraw. Jedna intryga potrafi bowiem zniweczyć starania najczystszej miłości. Wprawdzie w teatralno-operowej scenerii buffa chodzi o wiele hałasu o nic, to odrobina moralnego dziegciu przechodzi przez głowę niejednemu widzowi. Tylko jednak na chwilę, bo reżyser tego widowiska nie daje publiczności (ani artystom) wytchnienia, poganiając scenę za sceną. Dynamika iscenizacji Marka Weissa to niezaprzeczalny atut wrocławskiego "Wesela Figara".

Tej dynamice bez wyjątku sprostali śpiewacy-aktorzy, bo tak ich trzeba nazwać. Jolantę Żmurko (Hrabinę) zatrudniłbym od zaraz w teatrze dramatycznym. No ale akurat jej umiejętności łączenia subtelnego z wyrazistym, czyli operowego piekła i nieba, nie są zaskoczeniem. Klasę Aleksandry Kurzak (Zuzanny) słusznie doceniają na całym muzycznym świecie, gdzie w "Weselu..." już wcześniej z sukcesem występowała (po pamiętnym wrocławskim debiucie 10 lat temu). To rola dla niej idealna. Z londyńskiej Covent Garden przywiozła artystka na kilka polskich wieczorów Figara - Marca Vinco. Widać było, że młody, 31-letni włoski baryton czuje się w tym repertuarze (i w tej inscenizacji) znakomicie. Od Hrabiego (Jacka Jaskuły) chciałoby się miejscami trochę więcej ludzkiego okrucieństwa. Ten wrocławski Almaviva nie wychodzi na sekundę z konwencji komedii, co, na szczęście, zdarza się Cherubinowi. Anna Bernacka jest w jednej z ulubionych mozartowskich ról bardzo wiarygodna, dobrze śpiewa, no i potrafi w otoczeniu gwiazd naprawdę zaistnieć na scenie. Przyparty do muru, zaryzykowałbym, że to najlepsza rola spektaklu.

Wszystkie legendarne figarowe arie, z "Non piu andrai", "Porgi amor" czy "Voi che sapete" bronią się znakomicie, nawet w porównaniu z wykonaniami ikonicznymi. Bo nie o operowy koturn w "Weselu Figara" chodzi. Choć w Internecie można znaleźć wyjątki z różnych wersji Mozartowskiego arcydzieła, zachwycać się podziwianą powszechnie Hrabiną Te Kanawy czy wokalnie doskonałym Cherubinem Frederiki von Stade, to wrocławskie przedstawienie ma własny zespołowy wdzięk i głęboko zapada w pamięć. Mimo gwiezdnej obsady podczas premierowych wieczorów czuje się jego równy poziom w każdym szczególe. Jestem przekonany, że na co dzień zabrzmi podobnie przyjemnie i stanie się przebojem opery na co najmniej kilka sezonów.
...................................................
W.A. Mozart "Wesele Figara", reż. M. Weiss, kier. muz. F. Bottigliero. Premiera w Operze Wrocławskiej 3.01.2009


Komentarze (2)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.
~adamb2009-01-06 15:49:30 z adresu IP: (77.192.xxx.xxx)
Drogi Packu! Spojrzyj w lustro i zobaczysz to o czym piszesz.
~pacek2009-01-05 14:45:47 z adresu IP: (194.213.xxx.xxx)
świński plakat ot co.