Pomoc dla Zuzi
Możliwość pomocy Zuzi znajdziecie TUTAJ
Zuzia patrzy na mnie oczami dorosłego. Przeżyła już tak wiele, tak dużo rozumie, chociaż nigdy nie powiedziałam jej, że jest śmiertelnie chora… Moja córeczka jest niezwykle dzielna, a ma dopiero 7 lat. Nie mogę pogodzić się z myślą, że śmierć wybrała właśnie ją, że nowotwór pożera jej dzieciństwo, zabiera wszystko. Musimy walczyć, chociaż los rzuca kłody pod nogi. Ale w końcu pojawiła się szansa, a we mnie obudził się nowy płomień nadziei - to musi się udać! Moje dziecko może żyć! Jednak bez Twojego wsparcia się nie uda… Bez wsparcia setek, a może i tysięcy osób Zuzia nie ma najmniejszej szansy. Proszę, pomóż…
Zaczęło się w czerwcu ubiegłego roku. Ból barku - niby nic wielkiego, lekarz powiedział, że zwykłe nadwyrężenie. Przepisał maść, ból ustąpił. Ale miesiąc później zauważyłam, że Zuzia oszczędza tą rękę, jakby ją bolała. Kolejna wizyta u lekarza. Badania krwi wykazały stan zapalny i rozpoczęło się poszukiwanie jego przyczyny. Mijały dni, a badania nic nie wykazywały. W końcu lekarze zdecydowali o rezonansie, bo żadne leki nie pomagały, a Zuzia czuła się coraz gorzej…
Co czułam, gdy usłyszałam od lekarza, że w łopatce córeczki jest ogromny guz? Tego nie da się opisać. Szok mieszał się z niedowierzaniem, a rozpacz przykrywała wszystkie inne uczucia czarnym płaszczem. Chciałam jak najszybciej pobiec do córeczki, schować ją w ramiona i wygonić całe zło. Wiedziałam jednak, że to na nic. Że jestem bezradna bardziej, niż kiedykolwiek w życiu. Kolejne badania przynosiły jeszcze gorsze diagnozy - guz naciekał na bark i żebra, a w płucach było mnóstwo przerzutów. Lekarze od razu podjęli decyzję o silnej chemioterapii. Nowotwór był złośliwy i to on wygrywał!
Zuzia bardzo źle zniosła leczenie. Lekarze się martwili, bo tak tragiczne nie reagowały nawet malutkie dzieci. Przy drugiej wyniszczającej chemii Zuzia straciła świadomość. Wpadłam w panikę… Przez 10 minut nie było kontaktu z córeczką, baliśmy się o zmiany, które mogły zajść w mózgu przez niedotlenienie. Do leczenia włączono osłonowe leki, ale przy czwartej chemii przestały działać. Zuzia znowu straciła przytomność!
Dzień przed Wigilią wróciłyśmy do domu po piątej chemii. Lekarze zaproponowali kolejną i wycięcie kości z guzem, ale to nie gwarantowało wyleczenia. Alternatywą było kolejnych osiem chemii, ale wymęczony do granic możliwości ogranizm Zuzi by tego nie wytrzymał. Boję się, że Zuzia by tego nie przeżyła… Musieliśmy szukać ratunku gdzie indziej.
W Sylwestra córeczce przetaczali krew, a w Nowy Rok pędziliśmy do szpitala karetką - odporność zerowa, Zuzię mogła zabić najmniejsza infekcja. Konsultowaliśmy córkę ze wszystkimi specjalistami w kraju, w końcu trafiliśmy do doktora Aigenera w Medias Klinikum w Burghausen w Niemczech.
To właśnie on zaproponował nam inną drogę leczenia Zuzi, która daje szansę wyleczenia bez usuwania łopatki i bez wyniszczającej ogólnej chemii. Podjęliśmy decyzję - jedziemy do Niemiec! Terapia, którą zaproponował dr Aigener, ma na celu maksymalne zmniejszenie guza, a w najlepszym wypadku - jego zanik! Zuzia ma szansę na całkowite wyleczenie dzięki celowanej chemioterapii - metodzie, której nie obejmuje protokół leczenia nowotworu stosowanego w Polsce. To ostatnie koło ratunkowe, które musimy wykorzystać, by spróbować uniknąć najgorszego - usunięcia kości łopatki i chemioterapii ogólnej, która wyniszczy cały organizm Zuzi.
Ja jako mama muszę spróbować wykorzystać też szansę - wiemy, co nas czeka w Polsce, to jest ostateczność. Jednak żyjemy nadzieją, że to nie będzie konieczne, tym bardziej, że leczenie w Niemczech już się rozpoczęło i przynosi wspaniałe efekty! Jesteśmy już po pierwszym podaniu chemii celowanej - lekarze przez tętnicę i aortę dostali się pod samą łopatkę i do płuc. Tam trafiła chemia, niszcząc nowotwór, ale oszczędzając organizm Zuzi. Jednocześnie córeczka przechodzi terapię wspomagającą układ immunologiczny, którą przy współpracy z doktorem Ainerem prowadzi doktor Thaller. Terapie się uzupełniają, a nowatorkie leczenie immunologiczne (obejmujące hipertermię i szczepionki onkolityczne) pomaga odbudować wyniszczony organizm Zuzi. Wyniki są obiecujące! Odzyskaliśmy nadzieję, że tym razem się uda, ze rak wypuści ze swoich szpon moją małą córeczkę…
Ale stanęliśmy pod ścianą… Nie stać nas na leczenie, które uratuje życie córeczki. Gdy zobaczyłam kosztorys, nogi się pode mną ugięły - ponad 700 tysięcy złotych. To właśnie cena, którą muszę zapłacić, by Zuzia dostała szansę. By przeżyła... Kolejna chemia musi rozpocząć się już w najbliższą niedzielę, 18 marca! Mamy tak mało czasu, a kwota do zebrania jest gigantyczna. Żeby chociaż mieć na kolejny etap leczenia, żeby nadzieja nie umarła… Z całego serca błagam - pomóż uratować moje dziecko.
Monika, mama Zuzi
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.