Zjawiskowa Camille na 39.PPA !!!
Z jednej strony to naprawdę znacząca postać na francuskiej scenie muzycznej, na której funkcjonuje od kilkunastu lat. Kontrakt z dużym koncernem muzycznym podpisała w 2002 roku, znaczący sukces i sławę zyskała trzy lata później - jej drugi album, "Le Fil" (2015) dotarł do czwartego miejsca na liście sprzedaży i pokrył się podwójną Platyną. Ubiegłoroczny album "Oui" wylądował na szczycie sprzedaży.
Z drugiej - słowo "gwiazda" kojarzy się z kimś niedostępnym, tworzącym wokół siebie mnóstwo szumu a Camille wydaje się być kimś absolutnie "po prostu". Przypomina nieco Natalię Grosiak - podobna aura, przypomina nieco naszą wokalistkę - przynajmniej z pewnej odległości - fizycznie, równie często zapędza się w górne rejestry wokalne. No i obie Panie mają pomysł na swój muzyczny świat.
Kilka lat trzeba było czekać na wizytę Francuzki w Polsce. To jej pierwszy występ w krajach dawnego bloku wschodniego. Camille jechała do nas z pewnymi obawami. Bo - umówmy się - na koncert idzie się zwykle, aby skonsolidować istniejącą już więź z artystą, którego piosenki się zna, pośpiewać je sobie stadnie. A tutaj taką więź trzeba tworzyć tu i teraz. To zawsze niełatwe zadanie. Inna sprawa, że szefostwo PPA od kilku dobrych lat ma dobrą ręką do zapraszania naprawdę ciekawych osobowości scenicznych (Asaf Avidan, Antony & The Johnsons, Benjamine Clementine), którzy w takiej sytuacji świetnie sobie radzą. A publiczność PPA jest też bardzo otwarta na nowe przerzuca muzyczne.
Zaczęło się od dużej ilości niebieskiego płótna przykrywającego różne kształty na scenie. Jedno z nich się podnosi,dobywa się dźwięk ludzkiego głosu, po chwili niebieskości wędrują do góry (scenografia koncertu to fenomenalny przykład jak stosunkowo niewielkim nakładem środków można stworzyć fascynujące widowisko, wystarczy pomysł), wyłania się zespół. Nietypowy skład: wokal prowadzący, trzyosobowy chórek, instrumenty perkusyjne, perkusja i instrumenty klawiszowe. I w pewnym momencie bębny dla wszystkich:
Dokładnie tak to wczoraj wyglądało w Capitolu, tyle że zespół przespacerował się między rzędami widzów nie opuszczając sali.
Muzycznie Camille to skrzyżowanie tradycyjnej piosenki francuskiej (tej sprzed wieków i tej z połowy XX stulecia) z indie popem, gdyby koniecznie pokusić się o zdefiniowanie jej muzyki. Ale najistotniejsza jest tu osobowość muzyczna, perfekcyjnie - od krzyku i rzężenia do delikatnego śpiewu - prowadzony wokal, spójność muzycznej wizji, precyzyjne szaleństwo.
Na koniec frenetyczna owacja i Camille oddychająca z wyraźną ulgą i radością w kaskadach oklasków.
A potem bis w stylu Bobby McFerrin'a (który nota bene już nie za długo, bo 12 maja ponownie u nas na koncercie ). Ochotnicy z publiczności wchodzą na scenę, koryfeusz chóru - czyli Camille - dzieli ich na głosy, potem wspólna improwizacja wokalna oparta na słowie "Wrocław".
I już zupełnie na zakończenie jeszcze jednej utwór przypominający techniką wokalną wielkiego mistrza.
I to już koniec. Po 2-godzinnym spektaklu szczęśliwi widzowie opuszczają salę.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.