17 lat temu na Bulwarze Ikara bomba zabiła montera anten. Teraz zapadł wyrok
Po 17 latach finał sprawy z ulicy Bulwar Ikara we Wrocławiu. 5 stycznia 2001 roku monter anten Zbigniew N. znalazł na dachu jednego z wieżowców zapakowany szczelnie ładunek wybuchowy. Nie zdawał sobie sprawy, co ma w rękach. Odpakował zawiniątko i aktywował bombę, która zabiła go na miejscu.
Na zamówienie Wiesława B. ładunek zostawił na dachu Maciej A. Bomba miała posłużyć jako argument w porachunkach gangsterskich. Dziś obaj mężczyźni zostali skazani za nieumyślne spowodowanie śmierci montera na 3 lata więzienia.
Zdaniem Agnieszki N., żony zmarłego, która ma otrzymać 100 tys. złotych zadośćuczynienia, taki wyrok jest nie do zaakceptowania. - Co mi po tych pieniądzach, psychiki mojej ani syna nie naprawią. Sprawcy chodzą i śmieją mi się w twarz - mówi Agnieszka N.
Dzisiejszy wyrok Sądu Apelacyjnego jest prawomocny. Sprawę udało się wyjaśnić dzięki zeznaniom skruszonego gangstera Witolda M., pseudonim "Szkieletor". Mężczyzna zdecydował się zeznawać w tej oraz innych sprawach, by uniknąć surowszych wyroków. Ostatecznie otrzymał karę 5 lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na 10 lat.
Sąd nie przychylił się do argumentacji oskarżycieli, jakoby pozostawienie ładunku wybuchowego na dachu bloku było stworzeniem zagrożenia dla zdrowia lub życia wielu osób. - To Zbigniew N. aktywował bombę. Gdyby nie to, to z wysokim prawdopodobieństwem można stwierdzić, że przedmiot pozostawałby tam do dziś - usłyszeliśmy od sędzi Edyty Gajgał:
Agnieszka N. żąda łącznie 200 tysięcy od wszystkich winnych śmierci jej męża oraz kar 25 lat pozbawienia wolności. Dziś zapowiedziała złożenie wniosku o kasację wyroku do Sądu Najwyższego.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.