Maciej Kurowski: Chciałem zawalczyć i się udało
Zarówno w 2010 roku w Vancouver, jak i cztery lata później w Soczi reprezentują KS Śnieżka Karpacz Kurowski kończył rywalizację na 23. pozycji. W Korei Południowej na półmetku był 19. Po trzecim ślizgu spadł na 20. miejsce, ostatnie dające prawo startu w czwartym przejeździe.
W nim 31-letni zawodnik zaprezentował się zdecydowanie najlepiej. Osiągnął 16. wynik i ostatecznie zakończył zmagania na 19. pozycji.
"Chciałem tym czwartym ślizgiem zawalczyć o jeszcze lepsze miejsce i się udało. Trochę naturalne jest to, że się poprawiamy z ślizgu na ślizg. Czujemy się coraz pewniej, a dziś pogoda jest też bardzo sprzyjająca. Jest zimniej, więc lód jest twardszy. Niemniej z czasu jestem bardzo zadowolony" - podkreślił.
Kurowskiemu bardzo podoba się tor w Pjongczangu i nie przeszkadza mu mroźna aura.
"Jest świetny, bardzo kręty, zdradliwy. Na każdym centymetrze trzeba pozostawać skoncentrowanym. Natomiast co do mrozu, to przecież trenuję sport zimowy i nie jest mi on obcy. Dla mnie takie warunki to pozytyw. Jest mróz, śnieg, po prostu odpowiedni klimat. W Soczi było tak ciepło, że ciężko go było poczuć" - powiedział.
Jak bardzo tor jest zdradliwy doskonale przekonał się Felix Loch. Niemiec to mistrz olimpijski z Vancouver i Soczi. W niedzielę natomiast był wyraźnym liderem po trzech ślizgach. W połowie ostatniego popełnił jednak poważny błąd, przez który uzyskał dopiero 19. czas. Ostatecznie zajął piąte miejsce.
Zwyciężył Austriak David Gleirscher, przed Amerykaninem Chrisem Mazdzerem i Niemcem Johannesem Ludwigiem. Czwarty był Dominik Fischnaller. Włoch w ostatniej próbie pojechał fenomenalnie, ustanawiając rekord toru. Do medalu zabrakło mu jednak 0,002 s.
Kurowskiego w Korei czeka jeszcze rywalizacja w sztafecie. W Soczi reprezentacja Polski z nim w składzie zajęła ósme miejsce.
"Chcemy po prostu zaliczyć jak najlepsze ślizgi. Bez względu na to, co pokaże konkurencja ósme miejsce to jest minimum, które musimy osiągnąć" - przyznał.
W zmaganiach jedynek z Polaków udział wziął jeszcze Mateusz Sochowicz, który został sklasyfikowany na 27. pozycji. W zajęciu lepszej przeszkodziło mu... gapiostwo.
"Zgubiłem gdzieś maskę chroniącą twarz i dopiero na starcie zauważyłem, że jej nie mam. Na reakcję było za późno i tor pokonałem na wyczucie, na ślepo. Jak się jedzie 130 km/h i nic nie widzi, to trochę jest stres, ale jakoś się udało. Dotarłem na dół cały i zdrowy, więc jestem zadowolony. Kilka błędów popełniłem, jednak w tych warunkach to uważam, że i tak wyszło całkiem nieźle" - powiedział 21-letni olimpijski debiutant.
"Nie ukrywam, że oczekiwałem od siebie znacznie więcej. Zarówno dzisiejsze wydarzenie, jak i popełnione już w pierwszym ślizgu poważne błędy były dla mnie solidną lekcją pokory. Wierzę, że zaprocentuje to w kolejnych latach" - dodał.
Edward Maziarz, wieloletni trener Mateusza z KS Śnieżka Karpacz, tak mówi o zawodnikach:
I choć Polacy nie są typowani do medali, to jak podkreśla olimpijczyk z Insbrucka, Andrzej Piekoszewski sport ten jest nieprzewidywalny i niebezpieczny a często o podium decydują ułamki sekund.
Już 14 lutego na tor wyjdzie saneczkarska dwójka z Karpacza: Wojciech Chmielewski i Jakub Kowalewski, która ma szanse uplasować się w pierwszej dziesiątce.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.