Muzyczne Archiwum RWK: Rory Gallagher „Tattoo”
Krwawa niedziela i napięta sytuacja w Belfaście w latach 1970 sprawiła, że miasto omijane było przez artystów – z całego świata, w tym Irlandii. Był jednak ktoś, kto nawet w dniu zamachów bombowych nie wzdragał się przed graniem w ojczyźnie. „(...) Dlaczego chcę tam grać? Powód jest prosty: to moi ludzie. A nawet gdyby tak nie było, wciąż mieliby takie samo prawo do muzyki i rozrywki. Ale to wcale nie czyni ze mnie bohatera (...)”.
Takie słowa w czerwcu 1973 r. usłyszał Bob Dunne z amerykańskiego Beetle Magazine. Jego rozmówca, Rory Gallagher, do końca swoich dni nie czuł się bohaterem. Mimo to doczekał się pomnika w rodzinnym Ballyshannon. Podziwiał go Hendrix, Lennon czy Dylan, który wielokrotnie bywał na jego koncertach. Jako swojego idola stawiają go Slash, Vivian Campbell, Johnny Marr i Jake Burn ze Stiff Little Fingers.
Dwukrotnie 'mierzył się' z Erickiem Claptonem. Po raz pierwszy podczas pożegnalnego koncertu Cream w londyńskiej Royal Albert Hall – w 1968 r. miał sprawić, że Clapton nawrócił sie na granie bluesa. 2 lata później, kiedy ponownie z Taste, choć już w Stanach na jednej scenie spotykał się z Claptonem (Blind Faith) i Davem Masonem (Delaney & Bonnie and Friends), to Irlandczyk oklaskiwany był najgłośniej.
Kontakt z publicznością był dla niego najważniejszy. Zaglądamy do wspomnianego już wywiadu: „(...) Chciałbym grać 6 dni w tygodniu, nie tylko dlatego, że to moja praca – to całe moje życie! (...)”. Latem 1973 r. w przerwie między europejskimi i amerykańskimi koncertami, Gallagher wszedł do studia by nagrać materiał, z którym zamierzał ruszyć w trasę i który chciał zarejestrować. Utwory z „Tattoo” w Irlandii zadebiutują kilka miesięcy później, w Ulster Hall w Belfaście, dzień po zamachach IRA. I to właśnie najlepszej studyjnej płycie Rory'ego Gallaghera, która stała się kanwą dla jednego z najwspanialszych koncertów w historii, będziemy się dziś uważnie przyglądać.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.