Recenzja Jana Pelczara: Cudowny chłopak ****
Inteligentny, wrażliwy i świetny obserwator. A jednocześnie samotny, zlękniony i ciągle obserwowany. To Auggie, tytułowy bohater filmu Stephena Chbosky’ego. Chłopak, który przeszedł kilkanaście operacji, a wciąż ma bardzo zdeformowaną twarz, po raz pierwszy w życiu idzie do szkoły. Trafi na najbardziej okrutną i wymagającą scenę współczesnego świata: do szkoły. I chociaż przeżyjemy z nim niewyobrażalne cierpienia, czeka nas seans z gatunku „feel good movie”. To kino ze szlachetnym morałem: jak zawsze znaleźć drugą, lepszą stronę – w sytuacji, człowieku i wyzwaniu. Na drugim planie liczą się marzenia o kosmosie, kostiumy na Halloween, miłość do psa i „Gwiezdnych wojen”, a nie wiarygodność społecznego tła, czy prawdopodobieństwo idealnych relacji między rodzicami.
„Cudowny chłopak” to adaptacja bestsellera. Autorka książki R.J. Palacio wzięła kiedyś swojego trzyletniego syna na lody. Chłopiec zobaczył w kolejce dziewczynkę ze zdeformowaną podczas porodu twarzą i się rozpłakał. Palacio chciała wyjść, by nikomu nie zrobiło się przykro, ale swoją decyzją jedynie pogorszyła sytuację. Zainspirowana piosenką „Wonder” Natalie Merchant, postanowiła przerobić swoje doświadczenie na opowieść z morałem. Historia z lodami zostaje wpleciona delikatnie, a reakcje na zdeformowaną twarz głównego bohatera są komentowane przez niego samego. W roli tytułowej Jacob Tremblay, który błysnął już w oscarowym „Pokoju”. Jego rodziców grają gwiazdy: Julia Roberts i Owen Wilson. Mimo, że mają już na koncie „Notting Hill” (Roberts) czy „Marley i ja” (Wilson), to być może dopiero teraz zagrali w największym wyciskaczu łez w swoich karierach. Szczególnie często po chusteczki będą sięgać podczas seansu rodzice. Pomysłowymi szkolnymi występami film przypomina do pewnego stopnia świąteczną komedię romantyczną „To właśnie miłość”. Ma też kilka momentów, które każdy będzie utożsamiał z własnymi doświadczeniami. Dzięki temu może zainspirować i zadziałać wychowawczo. Nie na dzieci, a na rodziców właśnie. Chbosky poradził już sobie w kinie z pokazywaniem szkolnego outsidera, w adaptacji innego bestsellera, filmie „The Perks of Being a Wallflower”, w Polsce pokazanym pod tytulem „Charlie”. Film zarobił 30 milionów dolarów, teraz zyski będą dziesięciokrotnie większe.
Poza potencjałem na familijny hit kasowy „Cudowny chłopak” ma duże szanse na Oscara w kategorii najlepsza charakteryzacja. Trzy dekady temu ta sztuka udała się „Masce”, wyświetlanej też w Polsce pod telewizyjnym tytułem „Maska lwa”, z Cher w roli matki. To również była opowieść o chłopcu ze zdeformowaną twarzą, który próbuje być szczęśliwy w społeczeństwie. Wtedy, inspirowana prawdziwą historią, opowieść o Rockym pokazywała, że warto postawić się nawet dyrekcji szkoły, by zapewnić dziecku zmagającemu się z okrutną chorobą chociaż fragment normalnego życia. Współcześnie pokazywana szkoła ma o wiele bardziej ludzką twarz. Dyrektora-mędrca gra znany z „Homeland” Mandy Patinkin. Podzielona na rozdziały opowieść jest lekcją dla wszystkich. Pozwala zrozumieć prawie każdego, nawet złego bohatera. Ludzie mają prawo do złych chwil, powody do niewybaczalnego z pozoru zachowania. Nadziei twórcy nie pozostawiają jedynie bogatym rodzicom. Nadęci i wyniośli, wymazują z klasowych zdjęć inne dzieci, którymi nie chcą się chwalić we własnym salonie. I to może być morał „Cudownego chłopaka”: niewychowawczy brak wrażliwości na odmienność - prawdziwym grzechem godnym potępienia.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.