Do zobaczenia, przeczytania, zagrania. Dziennikarze Radia Wrocław polecają
Przemek Gałecki
W związku z tym, że takich wrażeń jak skrzypiący pod nogami śnieg raczej w czasie tegorocznych świat za wielu nie będziemy mieć, polecam bardzo gorąco książkę, której temperatura jest zdecydowanie poniżej zera.
Guy Grieve zrobił - i opisał w książce pt. "Zew natury" - to, o czym tak wielu tylko marzy: rzucił wszystko i wyjechał na rok w dzicz. Dokładniej na Alaskę. Gdy tylko przybywa na miejsce, od razu zaczynają się kłopoty: co chyba dziwne,bo kto z nas wie jak przeżyć w lesie, tym bardziej, gdy termometr pokazuje 60 stopni poniżej zera, a śnieg zasypuje nasz szałas.
Przyznam szczerze, że być może to nie jest książka dla każdego - kupiłem ją jako prezent dla mojej szanownej małżonki i od razu sam błyskawicznie wziąłem się za czytanie. Moja droga Milena książki nie przeczytała nigdy.
Ale jeśli ktoś chce poczuć jak zamarza mu powietrze w płucach, jak przemakają buty przy przechodzeniu przez rzekę w drodze do drewnianego szałasu, jak niedźwiedź stara się zrobić z nas swoje drugie śniadanie - to jest właśnie książka dla Was. Idealna na świąteczno noworoczny wieczór, oczywiście w ciepłym swetrze.
Ewa Zając
Piosenka musi posiadać tekst
Żeby przeczytać tę książkę trzeba mieć dużo wolnego czasu, bo liczy ona ponad 700 stron. Dlatego nadchodzące Święta to idealny moment, by sięgnąć po tę właśnie wydaną monumentalną pozycję zatytułowaną "Piosenka musi posiadać tekst. I muzykę. 200 najważniejszych utworów polskiego rocka".
Autorzy - znani dziennikarze muzyczni Jan Skaradziński i Konrad Wojciechowski ze znawstwem omawiają każdą piosenkę, drążą, rozmawiają z twórcami, sypią anegdotami. Dzięki nim dowiemy się nie tylko kim była Baśka, ale też Ania, Zośka, Ela i wszystkie bohaterki przeboju Wilków:
Rozszyfrujemy też o co naprawdę chodziło w tej pamiętnej piosence:
A nawet zobaczymy zdjęcie słynnego roweru Lecha Janerki, tak naprawdę - jak się okazuje - należącego do jego żony.
Pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów polskiej muzyki rockowej, po jej przeczytaniu doskonale znane ukochane piosenki zabrzmią zupełnie na nowo!
Dorota Kuźnik
Planszowa Rozrywka Ludowa
Święta Bożego Narodzenia, choć owiane aurą zapachu piernika, rodzinnych spacerów, wycieczek na łyżwy i uroczych spotkań z rodziną, niestety często odbiegają od naszych wyobrażeń. I choć co roku mówimy sobie, że tym razem będzie jak z filmu, a świąteczny klimat nie opuści nas aż do Sylwestra, rzeczywistość bywa dołująca. W ostateczności kończymy przed telewizorem, komputerem, albo dojadając resztki z wigilijnego stołu. Moją propozycją na to co zrobić, żeby święta, stały się bardziej rodzinne jest nie książka, nie film a gra planszowa. Pozycja, którą chcę Wam polecić jest PRL, czyli Planszowa Rozrywka Ludowa. Gra w konstrukcji podobna jest do eurobiznesu, z tym że większość pól na których możemy stanąć wiąże się z odpowiedzią na pytanie związane z okresem głębokiej komuny. Tak więc możemy trafić na pytanie związane z techniką, rozrywką, polityką i życiem codziennym. Nie brakuje zagadnień związanych z pralką franią, czarno-białymi filmami, czy tym, co tak na prawdę było codziennością w czasach PRLu. Ponadto w grze można licytować takie produkty jak oranżada na miejscu, wyrób czekolado-podobny, buty relaksy czy kaszanka. Ileż radości sprawa zacięta walka między ciocią a babcią, które przerzucają się banknotami z Waryńskim czy Reymontem by dostać papierowy kartonik z napisem konserwa mięsna. Dodatkowym atutem gry jest jej walor edukacyjny i choć przewidziano ją dla 4 graczy, w przypadku osób, które komunę wyłącznie z opowiadań.
Marta Koronowska
Wolny czas więc i święta kojarzą mi się przede wszystkim z muzyką, wtedy też można znaleźć chwilę i odrobić zaległości. Moja propozycja jest więc muzyczna, ale też filmowa. Film ,,Zacznijmy od nowa''- niech nie zmyli was tytuł brzmiący jak komedia romantyczna chociaż faktycznie pełen jest miłości, to historia młodej piosenkarki która rozstaje się z narzeczonym, i producenta muzycznego który desperacko szuka nowego brzmienia. Jak można się domyślić- spotykają się i zaczynają razem tworzyć muzykę. Łapią za mikrofony, skrzykują przyjaciół i wychodzą na hałaśliwe ulice nowego jorku żeby nagrać płytę. Jest to opowieść pełna ciepła, pełna uroku i pięknych utworów która na pewno sprawdzi się podczas świątecznych wieczorów.
Andrzej Andrzejewski
Opowieść złotoryjska. Andrzeja Wojciechowskiego.
Historia Dolnego Śląska, opowiedziana przez pryzmat... jednego mieszkania. I wielu rodzin. Do 1945 roku rodziny niemieckiej, a po przejściu frontu polskich osadników. Ale nie jest to POWIEŚĆ HISTORYCZNA. Przeciwnie - losy WYIMAGINOWANYCH postaci - z Polski i Niemiec - przeplatają się przez dziesięciolecia w sposób tak naturalny, że wielu byłych i obecnych mieszkańców Złotoryi odnajduje w książce wątki własne, albo swoich bliskich. Wątki komediowe, dramatyczne, takie które zapierają dech w piersiach - jak to w życiu. Andrzej Wojciechowski nie tylko z lekkością prowadzi nas przez trudne sprawy prawdziwego pojednania między narodami. On do tego pojednania - konkretnych osób, rodzin - doprowadza. Bo książka wzbudziła wielkie zainteresowanie nawet nastolatków, którzy chwycili za kamerę i - z wielką dbałością o szczegóły - nakręcili pełnometrażową wersję "Opowieści Złotoryjskiej".
Na filmowej premierze w sali widowiskowej zasiedli również przedwojenni mieszkańcy miasta. Głęboka, przejmująca cisza po ostatnim kadrze i dopiero po dłuższej chwili owacje - na stojąco. To właśnie wtedy wielu Goldbergerów po raz pierwszy od 70 lat odważyło się odwiedzić mieszkania czy domy ze swojego dzieciństwa. Te znajomości między polskimi i niemieckimi rodzinami chyba nawet przejdą na kolejne pokolenia.
I jeszcze jedno... "Opowieść Złotoryjska" ma już swoją kontynuację. Akcja kolejnej powieści "Basztowa 30" toczy się w latach 60. i 70. wśród wydarzeń prawdziwych: choćby telewizyjnego "Turnieju Miast" z 1969 roku, czy mistrzostw świata na których złotoryjscy akrobaci zdobyli złoto. Uważny Czytelnik w "Basztowej 30" znajdzie również wątek związany z... Radiem Wrocław.
Grzegorz Chojnowski
Olga Tokarczuk, Joanna Concejo ZGUBIONA DUSZA, Wyd. Format, 2017
Pięknie się złożyło, że jeszcze przed świętami dostaliśmy najnowszą książkę Olgi Tokarczuk. Książeczkę - jak mówi autorka. Opowieść pt. 'Zgubiona dusza' to bogato ilustrowana baśń o człowieku, który żyje zbyt szybko, żeby nadążyła za nim jego dusza. Coś w sam raz dla każdego i każdej w naszym zabieganym, często właśnie zagubionym życiu. To subtelny zapalnik, inspiracja do tego, by spojrzeć sobie w oczy. Tylko nie używajmy tym razem lustra, lecz fotografii. Popatrzmy na swoje własne zdjęcie sprzed lat, kiedy byliśmy dziećmi. Zauważmy, jakie czyste, niezmącone późniejszymi perypetiami i kompromisami mieliśmy spojrzenie. Kontakt z tą książką może coś w nas zmienić. W nas i naszych rodzinach, bo to opowieść familijna.
Olga Tokarczuk: Ja myślę, że to jest książka dla rodziców, którzy będą ją czytać swoim dzieciom. Dzieci mogą dopytywać, nie będą rozumiały słowa dusza na przykład, ale rodzicom to dobrze zrobi. A w ogóle to jest też taki zapomniany gatunek, wart odświeżenia: baśnie dla dorosłych. Rodzaj opowieści, które są troszkę terapeutyczne, troszkę mitologiczne, uspokajające, dające do myślenia. Jakoś tak się stało, że dorośli się kiedyś zaczęli wstydzić baśni, a przecież już literatura starożytna to baśnie dla dorosłych. Czy Don Kichot również nie jest taką baśnią, rozpisaną na wiele sytuacji i kilkaset stron? Może warto o tym tak pomyśleć. Dorosłym też się coś należy w tym szalonym, pospiesznym, nie do ogarnięcia świecie.
Współautorką książki jest ilustratorka Joanna Concejo, ilustratorka wybitna, od lat mieszkająca we Francji, laureatka nagrody za najlepszą graficznie książkę roku. To było kilka lat temu. Książka nazywała się 'Książę w cukierni', napisał ją Marek Bieńczyk, obrazami dopełniła właśnie Joanna Concejo, opublikowało Wydawnictwo Format, to samo, które stoi za 'Zgubioną duszą'. Nie miałbym nic przeciwko, by co roku, mniej więcej o tej porze, pojawiała się taka właśnie baśń dla dorosłych. Koniecznie ze szczęśliwym zakończeniem.
Tych życiowych happy endów najbardziej życzę wszystkim Słuchaczom i Czytelnikom w nowym roku. Dajmy naszym duszom szansę, by były w stanie nas dogonić.
Dariusz Litera
Tytuł powieści może mało świąteczny, ale zawartość jak najbardziej - zwłaszcza, że właśnie w święta spotykamy się z rodziną, spędzamy więcej czasu razem, umacniamy więzi.... Czy atmosfera byłaby bardziej świąteczna gdybyśmy poznali skrywane tajemnice najbliższych? Gdybyśmy niczym z użyciem magicznej anteny mogli odbierać ich odczucia i myśli - także na nasz temat?
Bohater powieści David Selig, ma taki dar, może czytać w ludzkich myślach. W tym momencie wszyscy, którzy nie lubią fantastyki mogą stwierdzić dość, to jakieś wymysły, kolejna książka o bohaterze z supermocą. Nic bardziej mylnego - to dobrze napisane studium "zmarnowanego talentu", który w pewnym momencie i tak sam zaczyna zanikać.
Z czego żyje człowiek, który mógłby być bożyszczem tłumów doskonale odczytującym ludzkie oczekiwania, albo giełdowym krezusem trafnie przewidującym zachowania inwestorów. Żyje z pisania prac semestralnych na zlecenie leniwych studentów, którzy niekoniecznie doceniaja jego talent i oceny zdobywane w ten nieuczciwy sposób.
Wyjątkowy dar to błogosławieństwo czy przekleństwo bohatera? Ja mam już swoje zdanie na ten temat. A tak przy okazji może lepiej nie wiedzieć czego nie mówią nam nasi najbliżsi .... by święta były naprawdę wesołe i rodzinne!
Barbara Szeligowska
Niezmiennie od lat moim ulubionym filmem w przedświątecznym czasie radosnego oczekiwania jest wzruszająca opowieść Richarda Curtisa "To właśnie miłość". Uczucie dopada tam każdego: i premiera Wielkiej Brytanii, i - przelotnie, do młodej i efektownej dziewczyny - wiernego wcześniej męża, ale zwycięża miłość do żony, i dziesięciolatka, wychowywanego samotnie przez tatę. Oczywiście, nie obywa się bez perypetii, przeszkód, rozmijania się w czasie i wątpliwości, czy to rzeczywiście jest ten jedyny, jedyna. Pisarz zakochuje się w kobiecie, nie znającej ani słowa po angielsku, a przecież musi się jej oświadczyć. I czyni to w obecności licznej rodziny ukochanej i gości w zatłoczonej restauracji. Inny kocha żonę swojego najlepszego przyjaciela. I tak dalej i tak dalej, splatają się losy wielu par. Z klimatu filmu
nietrudno się domyślić że happy end jest nieunikniony i rzeczywiście, nieuchronnie następuje krzepiąca lawina pocałunków, przytulanek i rzucania się sobie w ramiona. Wszystko toczy się w blasku ustrojonych
choinek, wyśpiewywanych na ulicach kolęd, gorączkowych zakupów i poszukiwania najbardziej efektownych prezentów. Nie bez znaczenia są wykonawcy, prawdziwa śmietanka brytyjskich aktorów, od Hugh Granta począwszy, przez Emmę Thompson, Alana Rickmana, Liama Neessona, Kirę Knightly, Colina Firtha, by wymienić tylko niektórych. To jest film niezmiennie podnoszący na duchu, zabawny, bez grama ckliwości, pięknie opowiedziany. Niby banalny a prawdziwy. Jak życie.
Michał Kazulo
Roger Waters - Is This The Life We Really Want
Posłuchaj:
Robert Skrzyński
Dariusz Faron, Wojciech Demusiak "Grzegorz Tkaczyk. Niedokończona gra"
Co robi dziennikarz sportowy w Święta Bożego Narodzenia?
Tak jak większość - wreszcie odpoczywa. Nie ma bowiem zawodów sportowych, nie rozgrywane są mecze, więc można nieco odetchnąć.
Ale od sportu nie da się uciec, bo to ogromna pasja i ogromna część
życia.
Obok rodzinnych spotkań, wspólnych posiłków i magicznej atmosfery świąt zachęcam do zajrzenia do książki Grzegorza Tkaczyka pod tytułem "Niedokończona gra".
Były kapitan reprezentacji Polski piłkarzy ręcznych, a także człowiek, z którym często komentuję mecze odsłania kulisy nie tylko reprezentacji czy sportu, ale także swojego prywatnego życia.
Jest pierwszym szczypiornistą z pokolenia wielkich sukcesów naszej kadry, który zdecydował się na opublikowanie wspomnień.
W książce można zatem znaleźć opisy wielkich sukcesów, wrócić do medali mistrzostw świata wywalczonych przez kadrę Bogdana Wenty, przejść razem z autorem drogę od Warszawianki przez kluby Bundesligi, aż do zdobycia Ligi Mistrzów z drużyną VIVE Kielce.
Ale życie to nie tylko sport. I tego Grzegorz Tkaczyk doświadczył bardzo mocno. Szczerze i bez ogródek opowiada o życiowym dramacie, który go dotknął. O przedwczesnych narodzinach swoich dzieci, które przez pierwsze miesiące musiały walczyć o życie, a on będąc na parkiecie bardziej niż o rywalu i rzuceniu bramki musiał myśleć o tym co dzieje się w szpitalu, gdzie dużo czasu spędzały bliźniaki Tristan i Maja.
Książka pozwala się zastanowić nad tym, co w życiu jest najważniejsze. I w te jakże rodzinne święta warto w wolnych chwilach do niej zajrzeć. Z pewnością nie będzie to czas stracony.
Magda Orzeł
The Crown
Nie pamiętam już kto w ubiegłym roku wpadł na ten pomysł, ale rzucone zostało hasło może obejrzymy serial. Cała rodzina gromkim głosem zakrzyknęła: Serial? A Kevin? Co z Kevinem? Po chwilowej dyskusji zasiedliśmy do serialu i zanim się rzekło "święta, święta i po świętach" - mieliśmy za sobą 10 odcinków pierwszego sezonu The Crown. Doskonała opowieść o brytyjskiej monarchini. Twórcy opowiadają nam historię niby dobrze, ale poznajemy ją opatrzoną mnóstwem nowych faktów, smutnych, wesołych i bardzo ciekawych. Realizacja na najwyższym poziomie. Żeby w pełni docenić trzeba koniecznie obejrzeć.
Ta historia ma ciąg dalszy,od 8 grudnia dostępny jest już sezon drugi. Kolejne 10 odcinków. Mamy rodzinną umowę, nikt nie ogląda, nawet nie spogląda jednym okiem, zaraz po Bożonarodzeniowym śniadaniu zasiadamy i oglądamy. To będzie jak jeszcze jeden prezent pod choinkę.
Marta Malinowska
To właśnie miłość.
W moim rodzinnym domu obowiązuje duże przywiązanie do tradycji… To znaczy, że od zawsze spędzamy święta w gronie najbliższych, jeszcze nigdy nie zdarzyło się tak, żeby na stole zabrakło karpia, a od paru lat tuż po pysznej kolacji przełączamy płytę z kolędami, na płytę z filmem… Nie dość, że co roku tym samym, to jeszcze jest to bożonarodzeniowa komedia romantyczna. Muszę przyznać, że sama myśl o obejrzeniu brytyjskiego klasyka „To właśnie miłość” po raz kolejny (prawdopodobnie dziesiąty) powoduje, że usta samoczynnie składają się do uśmiechu, a godziny spędzone w kuchni na przygotowaniach upływają jakoś szybciej. Oczywiście największymi fankami filmu jesteśmy ja i moja mama. Ciężko jednoznacznie wybrać ulubioną scenę, niezmiennie dużo radości sprawia Hugh Grant w roli zakochanego, tańczącego premiera.„To właśnie miłość” to bożonarodzeniowa komedia w reżyserii Richarda Curtisa, który przez ostatnich kilkanaście lat definiuje brytyjskie poczucie humoru w kręgu kina fabularnego. Nie jest to film szczególnie oryginalny, jednak ciężko nie ulec klimatowi, w którym śmiech przeplata się ze wzruszeniami, bohaterowie muszą zmierzyć się z problemami, które możemy uznać za absurdalne, w innych odnajdujemy cząstkę swojego życia. W wielkim skrócie - fabułę filmu stanowią przeplatające się nowele z mieszkańcami Londynu w roli głównej. Jest wspomniany już premier zakochujący się w jednej ze swoich pracownic, pisarz, który na południu Francji próbuje zapomnieć o swojej miłości, owdowiały ojczym próbujący nawiązać kontakt z synem, czy starzejąca się gwiazda rocka przejmująca listy przebojów „odgrzewanym” singlem. Wszystko to w atmosferze zbliżających się świąt. Do tego wszystkiego dokładam genialną ścieżkę dźwiękową, w skład której wchodzą znane z początku lat 2000 brytyjskie utwory pop, oraz nagrania z dłuższą historią, jak tytułowe „All You Need Is Love”. Ktoś może powiedzieć, że „To właśnie miłość” to po "Kevin Sam w domu" druga tak oczywista propozycja, ja jednak - podczas świąt - lubię uczcić tradycję. Szczególnie taką, która przypomina, że miłość jest wszystkim, czego potrzebujemy.
Tomasz Sikora
Terry Pratchett "Spryciarz z Londynu"
Wspólne, głośne czytanie książki to jeden z moich rodzinnych zwyczajów bożonarodzeniowych. I jaki bezpieczny! Nawet jak dzieli polityka, światopoglądy,wiek - to takie wspólne słuchanie swoich głosów działa niezwykle kojąco i daje dużo rodzinnego ciepła. Czyli choinka w rogu, dzieci wtulone w rodziców, pies zwinięty w kłębek, kot atakujący bombki, a my w tym roku będziemy czytać Terrego Pratchetta.
Tego autora kojarzą wszyscy z fantastyczną serii fantasy czyli Światem Dysku..., ale ja proponuję szelmowskiego „Spryciarza z Londynu”. Powieść historyczną dziejącą się w realnym świecie XIX wiecznego Londynu, gdzie pojawiają się postaci historyczne,jakie jak choćby Dickens...
Dodger - czyli siedemnastoletnie główny bohater - żyje z tego co znajdzie w kanałach. To gość: kocha całą swoją dzielnicę, większość ziomków z kanałów, tylko stróżów prawa omija z daleka. Chłopaka zna każdy, kto jest nikim, a nie zna nikt,kto jest kimś. Do chwili, gdy pewnej deszczowej nocy ratuje z rąk oprawców samotną dziewczynę. Tyle, że ta samotna ma męża, który jest kimś. A Dodgera nagle chcą poznać milionerzy, politycy, policjanci i zawodowi zabójcy.
Akcja toczy się z prędkością światła, mimo że w kanałach egipskie ciemności, więc opisy przyrody tempa nam nie zwalniają. Kibicujemy bohaterowi, mocno się o niego boimy, ale jeszcze mocniej jesteśmy ciekawi intrygi i awanturniczego awansu - nomen omen - wyjścia z kanału głównego bohatera.
To jest książka wielopoziomowa. Bo o ile najmłodsze pokolenie słuchając przeżywa opowieść o rówieśniku, nastolatków mocniej niesie romantyczna historia w stylu Leo i Kate na Titanicu, to najstarsi mają pięknie, w stylu Dickensa, oddane realia wiktoriańskiej Anglii. A tempo akcji sprawia, że historia rozpoczęta w wigilię do końca świąt będzie przeczytana.
Piotr Pietraszek
Rat Pack, czyli Sinatra z kolegami
Od mniej więcej dwóch lat chodzi za mną banda szczurów. A zaczęło się tuż po tym jak obejrzałem we wrocławskim Capitolu niesamowity spektakl "Rat Pack, czyli Sinatra z kolegami". Muzyczne widowisko opowiada o fenomenie trójki amerykańskich artystów będących u szczytu kariery na przełomie lat 60. i 70. XX wieku. Genialny tercet, potocznie zwany Paczką lub Bandą Szczurów, tworzyli Frank Sinatra, Dean Martin i Sammy Davis Jr. Ich występy elektryzowały amerykańską publiczność, a śpiewane wówczas piosenki do dziś należą do światowego kanonu. Przekonałem się o tym na właśnej skórze. Nóżka chodziła jak należy nie tylko przy największych przebojach tria, takich jak "Everybody loves somebody", "Fly me to the moon", "New York, New York" czy "Mambo Italiano". Swoje z pewnością zrobił także termin spektaklu - oglądałem go i przeżywałem w wieczór Sylwestrowy.
W magiczny czas swingu sprzed ponad pół wieku przeniosły mnie nie tylko świetne kreacje aktorskie i wokalne. Duża w tym zasługa także stylowych, eleganckich kostiumów oraz równie stylowej scenografii i charakteryzacji. Nawet pulpity towarzyszącego wokalistom 15-osobowego big-bandu wyglądały tak, jak w koncertach oryginalnego Rat Packu.
No to zróbcie sobie fajny prezent na święta, tym bardziej, że po nich przychodzi czas karnawału. Trudno o lepszy moment, by choć na chwilę przenieść się w szalone i roztańczone lata 60. A przy okazji przekonać, że nie tylko Elvis wciąż żyje, ale i swing ma się nadal całkiem dobrze.
Bartosz Tomczak
Kiler
Ja polecający filmy to trochę jak Kevin sam w domu. Nie jestem kinomanem, a Kevin nie był przygotowany, żeby poradzić sobie z dwójką złodziei, ale mimo to udało mu się obronić dom więc ja też podejmę rękawice.
Jest ktoś kto nie zna Kilera? Nie sądzę, ale na wszelki wypadek - Jerzy Kiler, warszawski taksówkarz, przypadkowo zostaje wzięty za płatnego zabójcę i umieszczony w areszcie. Wyciąga go stamtąd boss świata przestępczego, który oferuje mu nowe zadanie. Tak zaczyna się cała zabawa.
W roli bossa czyli Siary rewelacyjny Janusz Rewiński. Na tropie całej grupy jest oczywiście komisarz Ryba w tej roli Jerzy Stuhr. Tu w zasadzie możemy rozmawiać przy świątecznym stole, która z tych postaci jest lepsza, która ma więcej kultowych tekstów, bo mimo, że to Cezary Pazura jako Kiler jest głównym aktorem, to wspomniana dwójka kradnie show.
To co lubię w tym filmie to po pierwsze to jak wiele jest w nim kultowych scen. Ja znam cały na pamięć, a i tak kiedy tylko jest w telewizji to siadam i oglądam jakby to była premiera.
Druga rzecz to aktorzy i nie tylko ci trzej wspominani, ale plejada drugoplanowych postaci w tym mój faworyt z tego grona - Wąski, prawa ręka siary w świetnej kreacji Krzysztofa Kiersznowskiego. Jeszcze lepszy jest w drugiej części.
Skoro o drugiej części mowa to po obejrzeniu "Kilera" polecam "Kiler-ów 2-óch". Sytuacja w której sequel dorównuje oryginałowi nie jest częsta, a tutaj po "dwójce" czeka Was równie wielka salwa śmiechu.
Jakby mało było dobrych rzeczy na ekranie to polecam jeszcze soundtrack do obu części. Piosenki Elektrycznych Gitar trafiają w punkt i ciężko wyobrazić sobie bez nich ten film.
Michał Kwiatkowski
Aubrey Powell, „Vinyl. Album. Cover. Art: The Complete Hipgnosis Catalogue”, Thames and Hudson Ltd, 2017
Kiedy przy świątecznym stole gwar rozmów powoli będzie dogasał, a głód zostanie zaspokojony, sobie i Wam obiecuję, że telewizor i buty do biegania zdradzę na rzecz muzyki. A właściwie, oglądania muzyki. I nie chodzi tu wcale o utrwalony na DVD koncert, ale o pewną szczególną książkę. „Vinyl. Album. Cover. Art: The Complete Hipgnosis Catalogue” to tytuł albumu, prezentującego prace londyńskiego kolektywu graficznego Hipgnosis.
Przypomnę tylko, że dokładnie przed 50 laty dwójka angielskich studentów: Storm Thorgerson oraz autor tej książki – Aubrey Powell – powołali do życia artystyczną grupę Hipgnosis, specjalizującą się w projektach okładek albumów muzycznych. A że ich przemyślane koncepcje wyróżniał niezwykły, surrealistyczny klimat i doskonałe wykonanie – okładki te przeszły do historii podobnie jak i muzyka, którą ilustrowały.
Książka jest znakomicie wydana. Twarda oprawa skrywa szczegółowe reprodukcję 372 grafik stworzonych do 1982 r. To akurat gratka dla miłośników sztuki. Grafiki na pierwszy rzut oka wydają się być doskonałymi fotomontażami. A przecież mówimy o latach, w których nie korzystano z komputerowej korekcji obrazu – ich mistrzostwo polega więc na tym, że to prawdziwie zdjęcia wykonane ogromnym nakładem pracy i czasu.
Poznajemy też anegdoty związane z artystami, dla których grafiki te były projektowane, m.in. odkrywamy, że pryzmat z Ciemnej Strony Księżyca zainspirowany został pudełkiem czekoladek. Poznając bokserskie talenty Ozzy'ego Osbourne'a uciekamy przed jego ciosami, by za chwilę znaleźć się na zatłoczonym dworcu kolejowym i jak gdyby nigdy nic rozmawiać z Led Zeppelin.
I najważniejsze – przeglądając książkę, sami możemy projektować ścieżkę dźwiękową towarzyszącą tym obrazom – a jak wiadomo, muzyka łagodzi obyczaje.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.