Wandale bezkarni, bo policjanci... byli zajęci
Na filmie z monitoringu widać jak grupa młodych mężczyzn przewraca śmietniki, rzuca w zaparkowane samochody butelkami, przed jedno z przejeżdżających aut wypycha wielką rabatę z drzewem. Cała akcja dzieje się o piątej nad ranem 11 listopada.
ZOBACZ FILM:
W tym czasie dyżurny kilka razy prosił policjantów o interwencję. Mimo to wandale dochodzą do Zakaczawia, czyli w miejsce, gdzie kończy się zasięg kamer i przez nikogo nie niepokojeni znikają w głębi ulicy. Rzecznik policji tłumaczy się, że żaden patrol nie mógł podjąć interwencji, bo wszyscy policjanci byli zajęci. Część funkcjonariuszy 11 listopada podobno została oddelegowana do zabezpieczania marszu niepodległości w Warszawie.
Jak to możliwe? Zapytaliśmy o to asp. Iwonę Król-Szymajdę, oficer prasową legnickiej komendy.
- 11 listopada przez cały dzień i noc było blisko stu funkcjonariuszy zaangażowanych w działania zmierzające do zabezpieczenia porządku publicznego.
- A w centrum Legnicy o piątej rano nie było ani jednego policjanta. Nie czujecie się zawstydzeni tą sytuacją?
- Absolutnie tutaj nie możemy mówić o takim uczuciu.
Jacek Śmigielski ze straży miejskiej podkreśla, że policjanci od samego początku byli proszeni o interwencję przez operatora systemu monitoringu.
- Idąc od strony rynku niszczyli wszystko, co znajdowało się w pasie ruchu drogowego w tym reklamy, lusterka samochodów. Natychmiast została powiadomiona policja. Mężczyźni poczynili największe spustoszenie na skrzyżowaniu ul. Libana. Operator z kamery na kamerę cały czas śledził tę grupę - mówi Śmigielski.
Mimo 20-minutowego filmu nagranego z wielu kamer wysokiej rozdzielczości, do tej pory, czyli od 11 dni od zdarzenia, policjantom nie udało się zatrzymać żadnego z wandali. Prezydent Legnicy apeluje do mieszkańców, o pomoc w ustaleniu nazwisk sprawców.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.