Legnica: Poważny problem kadrowy w Centrum Powiadamiania Ratunkowego
Pracownicy Centrum Powiadamiania Ratunkowego w Legnicy grożą odejściem z pracy. Po ostatnim przemodelowaniu systemu zaledwie sześć osób odpowiada za przyjmowanie zgłoszeń pod "999" z połowy Dolnego Śląska. Dyspozytorzy narzekają na zbyt małą liczbę stanowisk, są przepracowani, narzekają na niskie zarobki. Andrzej Hap, dyrektor legnickiego pogotowia ratunkowego, przyznaje, że przy obecnym budżecie, pracownikowi z kilkuletnim stażem może płacić 2400 złotych miesięcznie. To mniej niż w pobliskim hipermarkecie za pracę na kasie...
- No i tam nie trzeba siedzieć w pampersach. Niestety wychodzi na to, że dojdzie mi kolejny koszt, czyli pieluchomajtki dla dyspozytorów, bo te panie nie są w stanie odejść od konsoli, dlatego że non-stop odbierają telefony w sprawie ratowania życia - tłumaczy Andrzej Hap.
Jeszcze miesiąc temu sześcioro legnickich dyspozytorów przyjmowało zgłoszenia z siedmiu powiatów i nadzorowało pracę 20 karetek. Dziś ci sami ludzie obsługują 40 ambulansów na dwukrotnie większym terenie i nadal muszą odbierać prośby o pomoc.
Paweł Halik, kierownik dyspozytorni medycznej w Legnicy, podkreśla, że kilku pracowników zwolniło się, bo nie wytrzymało tempa.
- Na chwilę obecną są problemy z zatrudnieniem na stanowisku dyspozytora medycznego. Głównie z uwagi na duże obciążenie psychiczne, stres... Zarobki też nie należą do najwyższych, w granicach 2,5 tysiąca złotych. Można lepiej zarobić nawet w hipermarkecie - mówi Paweł Halik.
Założenia do modernizacji systemu przewidywały, że wszystkie telefony pod "999" będą kierowane do Wrocławia. Tak się jednak nie stało.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.