Po pijanemu strzelali sobie w dłonie z pneumatycznej broni
Pistolet na stalowe kulki należał do jednego z poszkodowanych, a niebezpieczną zabawę obaj urządzili ostatniej nocy podczas suto zakrapianej imprezy.
W pewnym momencie zaczęli do tarczy strzelać z pneumatycznej broni. Jeden z poszkodowanych postanowił sprawdzić, czy kulę po strzale można złapać. Gdy zaczął krzyczeć z bólu, drugi uznał, że to nie może aż tak boleć i sam sprawdził. Obaj trafili do szpitala z obrażeniami dłoni.
Podczas zabawy mieli 2 promile alkoholu w organizmie.
Komentarz Marka Zoellnera:
W listopadzie 2007 r. pisaliśmy o grupie młodych ludzi, która z replikami broni bawiła się na ulicach Świdnicy "w strzelanego". Zorganizowany oddział hobbystów, który tworzą młodzi żołnierze i nastoletni chłopcy. Posypała się wówczas seria komentarzy. Jedni uważali, że w takiej zabawie w biały dzień i w straszeniu ludzi nie ma nic złego, bo "chłopcy z placu broni" nie zamierzają nikomu zrobić krzywdy, a to że biegają... dzieci z patykami też biegają, ot mają mniej forsy na fajny sprzęt. Inni krytykowali w ostrych słowach, że to gruba przesada, "przegięcie" i że sprawa jak w sam raz dla policji. Komentarze pod tekstem z listopada wystarczą...
Ale dlaczego o tym przypominam? Maniacy ze Świdnicy nie byli wszak pijani, nie strzelali do siebie ani do przechodniów. Wraca jednak bohaterka owego artykułu - broń, która (tylko?!) broń udaje. Jak dziś doskonale widać, obrażenia, które powoduje, nie udają jednak ran, są prawdziwe. Nie ważne, jaki to typ, na jakie kulki i kto ma ją w ręku. Ważne, że każdy, kto w dzieciństwie oglądał "Czterech pancernych" i marzył, żeby być Jankiem albo Gustlikiem, powinien pamiętać, że to nie film... A strzelba zawieszona na ścianie musi wypalić w trzecim akcie. Już lepsze są pistolety na wodę...
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.