O finansowaniu i płacach w służbie zdrowia w Rozmowie Dnia [POSŁUCHAJ]
Medycy z Wrocławia, podobnie jak z innych miast w całym kraju, rano wyruszyli do Warszawy. O godz. 15 w stolicy spotkają się przed Sejmem, gdzie będą protestować przeciwko ignorowaniu ich postulatów dotyczących naprawy sytuacji w ochronie zdrowie. Chodzi m.in. o podwyżki dla diagnostów, laborantów i fizjoterapeutów, ale nie tylko.
Akcję zorganizowało Porozumienie Zawodów Medycznych skupiające 14 związków zawodowych działających w systemie ochrony zdrowia. Więcej o finansowaniu i płacach w służbie zdrowia w Rozmowie Dnia Radia Wrocław - naszym gościem był doktor Piotr Karniej z Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.
POSŁUCHAJCIE:
Jak to jest z systemem ochrony zdrowia? Czy on faktycznie jest dramatycznie niedofinansowany - jak mówią protestujący? Czy fundusze są, ale problem polega na ich podziale?
Zwykle jest tak, że pieniądze są, tylko nie do końca potrafimy je właściwie alokować. Jeśli chodzi o kwestie wynagrodzeń, to w porównaniu do pracowników zatrudnionych za granicą w Niemczech, Wielkiej Brytanii, Szwecji czy Norwegii to te wynagrodzenia są u nas wielokrotnie niższe. Polacy często wybierają zatrudnienie w tych krajach, licząc że zarobią więcej, ale nie biorą pod uwagę także tego, ze koszty zamieszkania za granicą bywają większe. Dlatego te wynagrodzenia do wartości wyższe, nie rekompensują tej różnicy. Natomiast faktycznie, patrząc z punktu widzenia polskiego – jeśli porównać wynagrodzenia pracowników medycznych do innych osób pracujących w Polsce, to faktycznie te wynagrodzenia są relatywnie niskie. Patrząc po wynagrodzeniach ratowników medycznych, czy pielęgniarek – może bardziej ratowników, bo pielęgniarki jak wiemy, w tej chwili objęte są porozumieniem podwyżkowym, które zostało wynegocjowane jeszcze za poprzedniego rządu. Ratownicy takiego porozumienia do tej pory nie mieli.
No właśnie mają. Ratownicy medyczni zawieszają protest i to porozumienie między Ministerstwem Zdrowia a komitetem protestacyjnym ratowników medycznych oraz sekcją krajową pogotowia ratunkowego i ratownictwa solidarności, zakłada podwyżki już od lipca. Mają objąć wszystkich ratowników medycznych – tutaj mamy drugą grupę, która jakoś wywalczyła sobie podwyżki.
I jeśli byłoby to faktem – ponieważ do tej pory rozmawiamy o porozumieniu, które nie do końca jest zrealizowane, zobaczymy czy będzie w takiej formie jakiej oczekujemy – to oczywiście byłoby bardzo dobrze. Ja byłbym bardzo z tego zadowolony, bo ratownicy są tą grupą zawodową, która najbardziej odczuwa ten problem niedofinansowania. Obawiam się natomiast, że zostaną oni potraktowani jednak w podziale na dwie grupy. Musimy pamiętać, że ratownicy są zatrudnieni w systemie ratownictwa medycznego, a więc pracują w karetkach i szpitalnych oddziałach ratunkowych. I tam rzeczywiście funkcjonują w tzw. systemie ratownictwa medycznego. Tutaj wynagrodzenia -jeśli będą wynegocjowane – to na pewno wzrosną. Mamy też drugą grupę ratowników, o którą mało kto się upomina. To są ludzie, którzy pracują nie w systemie ratownictwa medycznego, ale w oddziałach szpitalnych, na oddziałach zabiegowych, oddziałach anestezjologi. To są ludzie zatrudnieni w szpitalach i istnieje poważna obawa, że ta grupa zostanie pozbawiona wynagrodzenia. I jeśli tak będzie - czego bym nie chciał – to będziemy mieli do czynienia z podziałem środowiska na dwie grupy, a wynagrodzenia tych drugich, będą musiały być pokryte z budżetu szpitala, czyli będzie to problem dyrektora.
A czy jest w ogóle taka kwota, która mogłaby zaspokoić to wieczne niedofinansowane systemu zdrowia. Czy to jest taki trochę worek bez dna, do którego można ciągle dokładać i ciągle znajdą się elementy systemu, które są niedofinansowane?
Można powiedzieć, że jakiej kwoty byśmy do tego systemu nie wrzucili, to ta kwota zostanie skonsumowana. I faktycznie to jest taki trochę worek bez dna. Natomiast myślę sobie, że w sytuacji gdzie doprowadzimy do tego, że wynagrodzenia będą porównywalne i będą miały charakter racjonalny tzn. taki jaki wiąże się z poziomem odpowiedzialności pracownika medycznego, to wtedy będzie to akceptowalne społecznie. Proszę zauważyć, że obecnie mamy w Polsce ogromną dysproporcje w wynagrodzeniach pracowników medycznych. Nawet patrząc po zawodzie lekarza. Lekarz rezydent zarabia bardzo niewiele, dlatego że jest na etacie ministerstwa. Natomiast ten na etacie szpitalnym, który jest lekarzem specjalistą, często zarabia bardzo dużo, bo reprezentuje bardzo wyjątkową specjalizację, która jest cenna dla szpitala i jest bardzo ważna dla dyrektora szpitala. Często jest tak, że gdy go zabraknie to cały kontrakt szpitalny wisi na włoski i dyrektor zrobi wszystko żeby takiego lekarza zatrzymać,nawet dając mu bardzo wysokie wynagrodzenie.
Myślę, że Ci młodzi rezydenci, ci młodzi lekarze, którzy dopiero zaczynają swoją karierę zawodową – najbardziej liczyli na solidarność tych wszystkich grup zawodowych, tych medycznych, tego całego porozumienia i oni teraz mogą się czuć pozostawieni sami sobie.
Przykre jest to, że każdy musi tak na prawdę wyrywać dla siebie, dla swojej grupy zawodowej te uzgodnienia i porozumienia, ponieważ to nie o to powinno chodzić. Powinno się zbudować ten system od nowa, zbudować od podstaw i tak naprawdę licząc się z interesem wszystkich pracowników. Oczywiście z drugiej strony wiemy, że jest to strasznie trudne i nie wiemy, czy w ogóle wykonalne.
Jeżeli chodzi o lekarzy rezydentów, to oni wskazują pewne problemy, które istnieją w tym systemie czyli np. blokowanie rozwoju zawodowego.
Ja myślę, że to zależy od ludzi. Faktycznie żeby być dobrym lekarzem, wymagane są lata praktyki, doświadczenia, szczegółowa wiedza. Natomiast myślę, że problem leży zupełnie gdzie indziej, ponieważ chęć szkolenia młodych kadr, przekazywania wiedzy przez lekarzy z większym doświadczeniem tym, którzy go nie mają – on z pewnością istnieje. Natomiast tu problem leży gdzie indziej. Proszę zwrócić uwagę, że mówimy systemie specjalizacyjnym, który jest bardzo ograniczony. Ministerstwo każdego roku przekazuje tylko ograniczoną liczbę miejsc specjalizacyjnych, a więc tych, które mogą zająć absolwenci studiów medycznych – ci którzy jeszcze specjalizacji nie mają. Proszę zwrócić uwagę, że tych miejsc jest naprawdę niewiele. Mówimy o dwóch, trzech, czasem czterech miejscach na specjalizacji z reumatologii, kardiologii, trochę więcej jest chorób wewnętrznych i pediatrii. Prawda jest taka, że młody lekarz zdecyduje się taką specjalizację podjąć to tak naprawdę pozostawiony pozostawiony jest sam sobie. Jeśli wtedy założy rodzinę, zacznie zarabiać na utrzymanie swojego świeżo kupionego mieszkania, pojawi się dziecko, to musi utrzymać nie tylko swoją rodzinę, ale i specjalizację. A ona wiąże się z wyjazdami, licznymi specjalizacjami i niestety problem polega na tym, że kiedy lekarz-rezydent przestaje być rezydentem, a staje się pracownikiem szpitala i nie jest utrzymywany przez ministerstwo, tak naprawdę jest utrzymywany przez samego siebie. Inne kraje trochę lepiej to rozwiązują i być może dlatego nasi lekarze chętniej jadą do krajów skandynawskich, Niemiec czy Wielkiej Brytanii. Tamten system wie, że jeśli zainwestuje w takiego lekarza, to być może zostanie on w tym kraju i dzięki temu system będzie mógł z niego korzystać. Być może to są intencje naszych młodych lekarzy. Ja oczywiście ubolewam nad tym i wolałbym żeby lekarze specjalizowali się w naszym kraju i razem u nas pracowali. Ale o tym, że mamy mało reumatologów i skrajnie mało pediatrów, o i niewielką ilość internistów, o tym już wiemy nie od dzisiaj.
Jak temu odpływowi zapobiec?
Uniwersalnego rozwiązania nie ma. Trzeba poprawić system zachęt do specjalizacji, czyli uwolnić je bardziej i pozwalać, aby lekarze podejmowali specjalizację w dziedzinie takiej jakiej chcą, a nie muszą. Po drugie, jeśli już taką specjalizację podejmą, to zaoferować im system, który pozwoli im w czasie takiej specjalizacji utrzymać się. Tak jak mówię – aspekty finansowe są bardzo istotne. Mówimy o młodych ludziach, o tych którzy nie chcą czekać dwadzieścia lat na pierwsze mieszkanie, samochód, a do tego czasu być utrzymywanym przez rodziców. To dla nich problem, bo ich koledzy i koleżanki, którzy podejmują pracę w innych zawodach, najczęściej wtedy już, gdy oni kończą swoją specjalizację i dopiero wchodzą na szczeble kariery, to ich znajomi już są na tych szczeblach. W związku z tym widzą te dysproporcje i frustrują się. Kolejna sprawa to podniesienie atrakcyjności specjalizacji. Czyli zapewnienie tym lekarzom, że jeśli już tę specjalizacje uzyskają to będą dobrze opłacani i nie będą musieli wyjeżdżać za granicę. My w tej chwili w Polsce mamy problem, o którym mało kto wie, a dyrektorzy szpitali wiedzą o nim doskonale – mianowicie rezygnacja dobrze wykwalifikowanych specjalistów, którzy wyjeżdżają za granicę np. do Niemiec i tam pracują dwa tygodnie, a potem wracają do domu przez dwa tygodnie nic nie robią, bo tamta pensja rekompensuje im z nawiązką to, co mogliby robić na terenie szpitala w Polsce. Dysproporcja wynagrodzenia jest istotna, no a tych lekarzy u nas po prostu nie ma. Ten problem jest kluczowy, tyle że bez decyzji centralnych, stabilnego planu finansowania wieloletniego, sami dyrektorzy sobie nie poradzą.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.