20 lat po tragedii. Bogdan Zdrojewski o Powodzi Tysiąclecia [POSŁUCHAJ]
To była sobota - woda zalewa leżące na drugim brzegu Siechnice, Radwanice, a potem wdziera się do Wrocławia. Przez Żabią Groblę i ulicę Traugutta. Dokładnie 20 lat temu powódź tysiąclecia dotarła do Wrocławia. Zalana została znaczna część miasta, najmocniej ucierpiał Kozanów. Czy po dwóch dekadach miasto jest odpowiednio zabezpieczone? Rozmawialiśmy o tym z byłym prezydentem Wrocławia Bogdanem Zdrojewskim.
POSŁUCHAJ:
Jak Pan wspomina ten czas sprzed dwóch dekad?
Przede wszystkim niechętnie. To było poważne wyzwanie i zagrożenie dewastacji historycznego centrum miasta. Nikt nie przewidział takiej skali powodzi. To wyzwanie było w skali absolutnie maksymalnej. Pamiętam też emocje i podejmowane decyzje oraz ten nadzwyczajny splot rozmaitych okoliczności, który budowali Wrocławianie poprzez swoje nieprawdopodobne zaangażowanie, emocje, oddanie serca i mięśni dla obrony Wrocławia.
To było z 11 na 12 lipca, 20 lat temu. Najpierw woda zalała Siechnice, Radwanice, potem wdzierała się do Wrocławia przez Żabią Groblę i ul. Tragutta. Jak się teraz przechodzi tamtymi ulicami to każdy tę powódź pamięta.
Niesamowite historie. Tych historii było bardzo dużo i trzeba pamiętać, że zachowania Wrocławian cechował taki daleko idący altruizm. Myślę o tym, przede wszystkim przez prymat tego podziału Wrocławia na obszar dotknięty powodzią i nie. Wszyscy brali udział w ratowaniu miasta i usuwaniu skutków powodzi. Ja też sądzę, że to był ostatni akt budowania tożsamości Wrocławian i Wrocławia oraz zakończenie pewnego procesu psycho-społecznego, takiej pełnej identyfikacji Wrocławian z tym miastem.
Rozmawiałem kilka tygodni temu, z byłym wiceprezydentem Wrocławia, Sławomirem Najnigierem. On mówił, że to był chaos, bezradność, anarchia, policjanci odmawiali wykonywania zadań. Pan ma takie wrażenie, że państwo nie zdało egzaminu?
Państwo nie zdało egzaminu z dwóch powodów. Pierwszy będzie nam dość bliski. W tym czasie była wizyta prezydenta USA Bila Clintona. Ona była o tyle ważna, że to były ostatnie uzgodnienia dotyczące wejścia Polski do struktur NATO. Wszystkie kamery, w tym Telewizji Publicznej, były ustawione na tę wizytę i promowanie tego wydarzenie. Ta powódź w tym przeszkadzała, do tego stopnia, że Telewizja Publiczna de facto nie istniała w tych pierwszych godzinach powodzi albo istniała tylko i wyłącznie zdawkowo.
Ja nie chcę chwalić Radia Wrocław, ale jako człowiek, który mieszka tutaj od trzech lat wspominam powódź w rozmowach z ludźmi, którzy przeżyli powódź to mówią: Telewizja Echo i Radio Wrocław.
I jeszcze trzeba wspomnieć o krótkofalowcach. Radio Wrocław miało swoje liczne dobre momenty. Jeden zły, bo podana została po raz drugi informacja sprzed półtorej dnia.
Bo wszystko się zmieniło.
Tak, ale trzeba pamiętać że jedną z najważniejszych rzeczy w czasie powodzi, była walka z dezinformacją, walka o prawdziwą informację i walka o taką widzę, która pozwalała bronić różnych miejsc we Wrocławiu. Trzeba pamiętać, że miasto było bardzo mocno dotknięte. To były i szpitale na Tragutta wraz z pogotowiem, cmentarze, wysypisko śmieci, wrocławska oczyszczalnia ścieków, fabryka produkcji wody, główne punkty zasilania sieci tramwajowej, elementy infrastruktury (ciepłociągi - struktura podziemna jest mało widoczna, ale kluczowa).
Czy dało się się zrobić coś lepiej?
Nie za wiele. Nawet te przewidywania, które były przed powodzią, zakładały dwie fale, które powinny dotrzeć do Wrocławia w odległości od siebie ośmiu- dziesięciu godzin. Okazało się, że te dwie fale się połączyły. Jedynie ta błędna diagnoza była do ewentualnej korekty przy obecnej wiedzy i urządzeniach pomiarowych. Druga rzecz to prawo. Byłem prezydentem Wrocławia i trzeba pamiętać, że wszystkie elementy infrastruktury na Odrze: wały, urządzenia hydrotechniczne - one należą do Rządu. Wyjątkiem jest moment, gdy nadchodzi powódź- wtedy przechodzą w ręce prezydenta miasta. Muszę powiedzieć, że to rozporządzenie prawne posiada podstawową wadę. Jak można sprawnie zarządzać tymi urządzeniami i instytucjami, skoro nie posiada się kompetencji w tej materii przed katastrofą? Inna sprawa, że mimo iż te kompetencje były w obszarze Rządu, udało stworzyć się taką atmosferę we Wrocławiu, w wyniku której mieliśmy akceptację Rady Miejskiej dla wydatków związanych na przykład z remontem wałów miejskich dwa tygodnie przed powodzią. Proszę sobie wyobrazić co by było, gdyby wyspa piasek nie posiadała wyremontowanego wału głównego, gdzie Odra waliła w miasto w sposób prostopadły. Ja sobie wyobrażam tę sytuację spiętrzenia Odry w tymi miejscu na skutek uszkodzenia młynu Maria czy mostku tumskiego. Po prostu bylibyśmy w gigantycznej katastrofie.
Z poziomu Warszawy, powódź we Wrocławiu to olbrzymia tragedia, ale też koło napędowe i impuls do rozwoju tego miasta. Pan po 20 latach też tak na to patrzy?
Nie, dlatego że mam świadomość iż powódź przysłoniła ten wcześniejszy dorobek. Dorobek istotny. Trzeba pamiętać, że Wrocław w roku 1990. był tym miastem nie chcianym i nie lubianym. Traktowanym jako to, w które nie warto inwestować. Miasto było tez bardzo zadłużone, trzeba było przekształcić m.in zapyziały Rynek i Plac Solny w obszar, z którego Wrocławianie czerpaliby dumę. Dziś trudno w to uwierzyć, ale musiałem namawiać restauratorów i dawać pewne ulgi, by stawiali przed lokalami ogródki. Wróciłem do tego, bo 97. rok uczynił z Wrocławia moment gdy to wszystko się zaczęło. To nie prawda. Powódź pewne rzeczy kończyła. Przede wszystkim proces społeczny, akceptacji Wrocławia z jego prawdziwą historią.
Spójrzmy w przyszłość. Miliard złotych kosztował remont wrocławskiego węzła wodnego. Czy ma Pan takie poczucie, że miasto jest bezpieczne na wypadek wielkiej wody?
Nie i nie widzę takich możliwości aby Wrocław zabezpieczyć przed wodą tysiąc letnią. Natomiast te prace poprawiają ogólnie stan nadbrzeży, urządzeń technicznych. Przepływ takiej wody byłby dla Wrocławia nie groźny. Natomiast trzeba pamiętać, że ochrona Wrocławia przed powodzią znajduje się przed Wrocławiem a nie we Wrocławiu.
No właśnie. Istnieje takie popularne hasło: naczynia połączone. Ono chyba nigdzie indziej nie jest tak właściwe jak przy mówieniu o powodziach. Mamy w górnej części Odry Malczyce i Racibórz. Te struktury ciągle nie są gotowe i bez tego Wrocław nie ma szans.
Racibórz ma być gotowy w tym roku. Wiem, że inwestor zdecydował się wyprowadzić wykonawcę z budowy. W związku z tym prawdopodobnie zbiornik retencyjny Racibórz będzie gotowy w 2020 roku. Sprawne zarządzanie tym zbiornikiem daje gwarancje zmniejszenia tych powodzi, które nazywamy milenijnymi. Jedna rzecz jest jeszcze istotna i ważna. Trzeba pamiętać, że rok 97 to był splot rozmaitych okoliczności. Niefortunne decyzje po stronie Czeskiej o zrzucie wody, które połączyły się opadami przed Kłodzkiem, powodując znaczne zniszczenia zwłaszcza w Kotlinie Kłodzkiej. Z drugiej strony mieliśmy ten splot okoliczności, bo przed Wrocławiem połączyły się dwie fale z Odry i Nysy. To spowodowało takie spiętrzenie się Odry, z którym w żadnych warunkach nie można było sobie poradzić. Kluczowe są te decyzje, które dotyczą tych naturalnych, ale one zostały niestety w ostatnim czasie zredukowane. Błędnie mówi się o Kozanowie jako o polderze. Kozanów już w okresie miedzy wojennym przestał być polderem. Jest to zresztą kompletnie nieistotny element z punktu widzenia gigantycznej wody, które powinna mieć swoje naturalne ujście. Takie poldery budowane są jeszcze w Niemczech, natomiast my z różnych powodów od tego odstąpiliśmy i musimy starać się aby przepustowość Odry kontrolować zbiornikami retencyjnymi.
Na koniec Panie Prezydencie: jeden obraz, wspomnienie z powodzi?
Jest ich dużo. To może dwa. Pierwszy dramatyczny. To była noc, ta główna noc. Około 1-2 w nocy, gdy powodzianie byli już po pas w wodzie. I przyszedł komunikat, że idzie druga fala. Straż pożarna zarządziła ewakuację, udało się jednak bardzo szybko zweryfikować tę informację. Nie było drugiej fali. Obrońcy Ostrowa Tumskiego wraz ze strażą zostali zostali na pozycjach i to przesądziło w mojej ocenie o zwycięstwie w tym centralnym punkcie miasta. Druga historia jest zabawna. Byłem wcześnie rano na skrzyżowaniu Piłsudskiego ze Świdnicką. Woda już stała. Popatrzyłem na sygnalizację świetlną, która działała. Obrazek, który mi się utrwalił to młody, podpływający tam człowiek i zatrzymujący się gdy zaświeciło się czerwone światło.
Dziękuję za rozmowę.
Nazwana Powodzią Tysiąclecia, była jedną z największych takich katastrof w dziejach Polski. W lipcu 1997 roku objęła jednocześnie południową część kraju oraz dorzecze Odry i Wisły. Pochłonęła kilkadziesiąt ofiar śmiertelnych, zalała tysiące miejscowości. Straty materialne oszacowano na 12 miliardów złotych. Wylały wtedy rzeki: Nysa Łużycka, Nysa Kłodzka, Odra, Widawa oraz górna Wisła.
Najbardziej intensywne deszcze padały od 3 do 10 lipca. Kataklizm dotknął 25 ówczesnych województw. Woda zalała blisko 700 tysięcy hektarów i 1362 miejscowości, wśród nich także niektóre duże miasta. Ewakuowano blisko 200 tysięcy osób.
W dorzeczu górnej Odry fala powodziowa przekroczyła o 2-3 metry najwyższe notowane dotąd stany wód. Sytuacja stawała się trudna już od początku lipca, między innymi, we Wrocławiu. Poziom Odry ciągle wzrastał. 2 lipca rzeka wlewała się do kolejnych dzielnic miasta. Ewakuowano dzieci ze szpitala Kliniki Hematologii.
fot. Styczyńska Agnieszka (CC BY 3.0 PL)
Woda w Nowym Kozanowie sięgała wysokości dwóch metrów. Z relacji reporterki Radia Wrocław, Magdy Breli wynikało, że jeszcze wtedy nie wszyscy zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji:
Woda zalewała wciąż nowe tereny. Po tygodniu, stan pogotowia przeciwpowodziowego ogłoszono w kolejnych województwach. Powódź obejmowała kolejne miasta, pochłaniając dalsze ofiary. Dramatyczna sytuacja panowała Raciborzu, w Nysie, Kędzierzynie-Koźlu. Odcięte od świata zostało Opole. 12 lipca tragedia dotknęła Wrocław, mieszkańcy okolicznych wsi nie dopuścili do wysadzenia wałów i tym samym uratowania miasta. Na niektórych osiedlach woda sięgała powyżej pierwszego piętra.
Reporter Radia Wrocław uczestniczący w akcji ratunkowej, pomagał dowieźć worki z żywnością, zrzucone wcześniej z helikoptera:
O bezpieczeństwo zwierząt we wrocławskim ogrodzie zoologicznym walczyli strażacy, policjanci i mieszkańcy miasta. Ówczesna dyrektor ZOO, Hanna Gucwińska, informowała, że sytuacja się pogarsza.
Druga fala opadów trwała od 18 do 20 lipca. Mimo że deszcze nie były tak intensywne jak poprzednio, znacznie utrudniły usuwanie skutków powodzi.
ZOBACZ KONIECZNIE: "Powódź we wspomnieniach. 20 lat później" [REPORTAŻ]
Dopiero 21 lipca premier Włodzimierz Cimoszewicz przeprosił powodzian za swoje słowa wypowiedziane na początku katastrofy. Powiedział on wtedy, że ludzie poszkodowani w wyniku powodzi, zarówno mieszkańcy miast, jak i rolnicy, nie otrzymają żadnych odszkodowań z budżetu państwa. Premier przyznał, że wobec żywiołu i strat poniesionych przez ludzi, jego wypowiedź wywołała zrozumiałe rozgoryczenie:
24 lipca pod wodą znajdowało się jeszcze 440 miejscowości, zaś alarm powodziowy obowiązywał w 10. województwach. Do setek tysięcy domów nie mogli wrócić ich mieszkańcy, ponieważ stracili cały dobytek.
Pod koniec miesiąca pierwsza fala kulminacyjna na Odrze minęła województwo szczecińskie, wody zmieściły się w obrębie wałów przeciwpowodziowych. Na wszystkich rzekach w kraju odnotowano spadek poziomu wód. Wszystkie straty spowodowane powodzią, rząd Włodzimierza Cimoszewicza ocenił na 9 miliardów złotych, jednak potem okazało się, że sięgają one dwunastu miliardów. 18 lipca był dniem żałoby narodowej dla uczczenia ofiar kataklizmu, ogłoszonym przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Usuwanie skutków powodzi natomiast trwało kolejne lata.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.